Dorota Bonzel - z miłości do pisania

Dorota Bonzel - z miłości do pisania Co mogę dla Ciebie napisać?

Ja: Nie chce mi się dzisiaj biegać...Moje drugie ja: Przecież nie musisz.Ja: Serio?Moje drugie ja: Oczywiście. Nie chces...
06/08/2024

Ja: Nie chce mi się dzisiaj biegać...
Moje drugie ja: Przecież nie musisz.
Ja: Serio?
Moje drugie ja: Oczywiście. Nie chcesz biegać, masz do tego prawo. Tylko wtedy od razu odwieszasz karnet i jedziesz do Gym Factory.
Ja: Nie trzeba...

Dzisiaj ciężko się biegało, ale za to widoki były ładne.

W lesie kwitną już wrzosy. To najlepszy dowód na to, że jesień coraz bliżej. Mimo, że niektórzy wciąż jeszcze są przed w...
05/08/2024

W lesie kwitną już wrzosy. To najlepszy dowód na to, że jesień coraz bliżej. Mimo, że niektórzy wciąż jeszcze są przed wakacyjnym urlopem, a synoptycy zapowiadają powrót upałów.

Bardzo uderzył mnie widok kwitnących na początku sierpnia wrzosów. I to nie tylko dlatego, że przypomniało mi to, że już niedługo zacznie się długi okres zimnych i ciemnych dni. Zdałam sobie sprawę, że zwyczajnie nie zdążyłam zauważyć, że trwa lato.

Wprawdzie miałam już wakacyjny urlop, podczas którego przyjemnie spędziłam czas na wyjeździe. Pływałam parę razy w jeziorze, choć w tym roku tych wypadów nad wodę było niewiele. Na upały też zdarzyło mi się narzekać albo na deszcz, który musiał padać akurat w letnie weekendy.

Ale nie zdążyłam wewnątrz poczuć, że przyszło lato. Nie zachwyciłam się pięknem przyrody, z obojętnością patrzyłam na czerwcowe czy lipcowe zachody słońca nad lotniskiem. Nie wyhodowałam pomidorów na balkonie ani nawet krzaczka mięty.

Okazało się, że świadome przeżywanie tego roku skończyło się dla mnie w połowie lutego, gdy pewne drzwi się zamknęły. Ale czas się nie zatrzymał wtedy ze mną. Czas dalej robił swoje. Na szczęście za szybko zakwitły wrzosy i uświadomiły, że dni, które minęły, są nie do odzyskania. Dlatego trzeba się cieszyć tym co jest teraz. A jest jeszcze prawie cały miesiąc wakacji. Dlatego - cytując jeden z moich zawodowych autorytetów - napiszę "Chwilo trwaj!".

Trwaj świadomie, nie w trybie przetrwania.

Człowiek może wyjść z Wyrzyska, ale Wyrzysk nie wyjdzie z człowieka nigdy... Od dzieciaka marzyło mi się, żeby wystartow...
08/06/2024

Człowiek może wyjść z Wyrzyska, ale Wyrzysk nie wyjdzie z człowieka nigdy...

Od dzieciaka marzyło mi się, żeby wystartować w Biegu Olka. Zawsze z podziwem patrzyłam na tych, którzy w upale pokonywali tę trudną trasę. I ciągle siedziała we mnie myśl, że fajnie byłoby wziąć udział, że jako mieszkance Wyrzyska wypada choć raz wystartować w Biegu Olka.

A gdyby tak zrobić to w 2024 roku? To pytanie pojawiło się podczas jednego z grudniowych treningów na bieżni. I nie chciało odpuścić. Cisnęłam więc na bieżni, wyobrażając sobie, że z każdym krokiem pokonuję kolejne kilometry na odcinku Wyrzysk - Osiek nad Notecią - Wyrzysk.

Gdy w końcu ogłoszono zapisy na bieg, dopadły mnie wątpliwości. Nie mój dystans, nie mój poziom, kondycja chyba jednak nie taka. Ale stwierdziłam, że jeśli nie teraz, to nigdy. Kondycja może już nigdy nie będzie lepsza, bo i ja też młodsza nie będę.

Zapisałam się i... od razu los zaczął rzucać kłody pod nogi. Dwa dni później przewróciłam się i skręciłam nogę w stawie skokowym. Do lekarza nie poszłam, bo bałam się, że dostanę zakaz aktywności. Zamiast tego poszłam na trening rowerowy. Potem na tabatę. Potem znów na rowery. I w końcu na bieganie. Kuśtykałam, ale się nie poddawałam. "Trzeba być twardym jak żelki z Biedronki" - w głowie wybrzmiewały słowa, które kiedyś powtarzał przyjaciel. Na dwa dni przed startem zaczęło mnie boleć gardło. Z każdą kolejną godziną w pracy czułam się tak, jakby miała mnie rozłożyć angina. Najpierw gardło, potem wieczorem zaczęłam kichać i najchętniej tylko bym spała. Domową apteczkę przekopałam niczym ogródek na wiosnę, żeby mocnym uderzeniem postawić się na nogi. Udało się.

W sobotni poranek nie byłam już taka pewna, że ten Bieg Olka to był dobry pomysł. Ale uparty mój charakter nie pozwolił na to, żeby odpuścić. Stanęłam na starcie i stoczyłam swoją walkę - nie z nogami, nie z oddechem, nawet nie ze zmęczeniem, ale z głową. Bo to głowa sugerowała na trzecim kilometrze, że nie dam rady, że trzeba stanąć, odpuścić. To głowa chciała się poddać, gdy jeszcze nie byłam w połowie trasy, a najlepszy zawodnik już mnie mijał, biegnąc w kierunku mety.

Ta nierówna walka z samą sobą trwała do ósmego kilometra. Wtedy nagle w głowie pojawiły się tęczowe jednorożce i już wyobrażałam sobie radość, którą poczuję, gdy zamelduję się na mecie. Miałam to. Wiedziałam, że jeśli dałam radę pokonać trasę Biegu Olka, to ze wszystkim innym też dam sobie radę. Nawet jeśli na początku się przewrócę i będę myślała, że to już koniec, to mój uparty charakter nie pozwoli mi się poddać. Że się podniosę, nawet jeśli czasami trochę dłużej poleżę na deskach. Z tymi myślami pokonałam linię mety.

I chyba o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Nie o rekordy czy sportową ambicję, ale o to, że każde podniesienie tętna jest ucieczką od stresu, od codzienności, od słabości i daje solidną dawkę endorfin, żeby móc walczyć dalej.

P.S. Cieszę się, że mimo zamieszkiwania w Pile nadal nie czuję się pilanką, bo tutaj sztandarową imprezą biegową jest półmaraton. Tego moje płetwy by już nie zniosły i by ode mnie odeszły... 🤪

06/05/2024

Gdy myślisz, że w pracy już nic Cię nie zaskoczy...

Poniedziałek po majówce, godzina 15.25, odzywa się służbowa komórka:

- Dzień dobry (pan się przedstawia). Mam takie pytanie: jaki styropian można wyrzucić do żółtego pojemnika: opakowaniowy czy budowlany?

- Do żółtego pojemnika styropian opakowaniowy, a budowlany do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych - odpowiadam.

- Dziękuję - mówi bardzo uradowany pan. - Właśnie dzięki pani wygrałem litr czegoś dobrego do picia, bo się z kolegą założyłem.

No cóż... Taka rola urzędnika, żeby być możliwie jak najbardziej pomocnym i udzielać odpowiedzi na skierowane pytania możliwie jak najbardziej wyczerpująco i dokładnie. Nawet jeśli czasami przybiera to taki obrót. ;)

🟢Było o Enklawie Miododajnej, to dzisiaj o miejscowości, w której się ona znajduje.🔎Zawada to mała wieś, leżąca między S...
01/05/2024

🟢Było o Enklawie Miododajnej, to dzisiaj o miejscowości, w której się ona znajduje.

🔎Zawada to mała wieś, leżąca między Szydłowem a Starą Łubianką. I niech nikogo nie zmyli nazwa – Zawada nikomu nie zawadza. Wręcz przeciwnie! To miejsce, o którym marzą ci, których zmęczyło miasto, ale też nie chcą zbyt daleko od Piły się wyprowadzać.

🔵Zawada to wieś z długą historią. Przed wojną były to tereny niemieckie. Pamiątką po tych czasach jest cmentarz ewangelicki. Z kolei w budynku, w którym kiedyś mieścił się ewangelicki kościół, dziś jest świetlica wiejska. Kiedyś w Zawadzie była też szkoła. Dzisiaj dzieci dojeżdżają na lekcje do Szydłowa. Ale nie jest to kłopotliwe, bo dojazd nie trwa długo (pewnie mniej niż z jednego końca Piły na drugi), a droga jest dobra.

🍻Ciekawostką jest to, że dawniej w Zawadzie był browar. Pewnie przy niejednym piwie ówcześni mieszkańcy snuli plany na przyszłość. O czym wtedy marzyli? O czym dyskutowali przy kolejnych kuflach? Jaką Zawadę w XXI wieku sobie wyobrażali i czy w ogóle myślami wybiegali tak daleko? Tego nigdy się nie dowiemy. Tak samo jak nigdy nie poznamy smaku tego piwa. Aż by się chciało westchnąć, że wielka szkoda (chociaż może nie wypada…).

🔵Zawada współcześnie to wieś zamieszkana przez około 300 osób. Od 2018 roku działa tutaj Stowarzyszenie „Przyjazna Wieś Zawada”. To najlepszy dowód na to, że mieszkańcy są ze sobą zżyci i chcą działać dla rozwoju sołectwa. Dzięki zawiązaniu się stowarzyszenia, można ubiegać się o dotacje na różnego rodzaju przedsięwzięcia. To świetna sprawa, że mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i mając świadomość, że budżet gminy nie jest z gumy, a pieniędzy musi wystarczyć dla wszystkich, śmiało sięgają po dofinansowania, by zrealizować swoje plany.

🚴‍♂️Zaskoczeniem może być to, że Zawada jest idealnym miejscem dla tych, którzy uwielbiają aktywny wypoczynek na świeżym powietrzu. Są tutaj szlaki piesze i rowerowe, w tym oznakowany szlak do punktu widokowego Góra Dąbrowa. To najwyższy punkt w gminie Szydłowo, który położony jest 207 metrów nad poziomem morza. Ze wzgórza można podziwiać krajobrazy Pojezierza Wałeckiego, Dolinę Gwdy, a przy dobrej pogodzie widać nawet Dębową Górę z okolic Wyrzyska. To trzeba zobaczyć!

🚵Choć Zawada położona jest w dolinie, to tereny wokół są pofalowane. To więc idealne miejsce dla tych, którzy lubią nieco mocniej „docisnąć” na rowerze, ponieważ na wzniesieniach można się porządnie zmęczyć. Ale niech to nie odstraszy również miłośników wolnego pedałowania, trasy są idealne także na rodzinne wycieczki z dziećmi.

⛪️Ale nie tylko dla widoków i tras pieszo-rowerowych warto odwiedzić Zawadę. Znajduje się tutaj warty zobaczenia zabytek. To kościół pw. Ścięcia Św. Jana Chrzciciela. To drewniana konstrukcja z XVII wieku. W świątyni nadal odbywają się nabożeństwa: msze odprawiane są we wtorki i niedziele oraz w święta. A ze współczesnych obiektów nie sposób nie wspomnieć o Enklawie Miododajnej. To cudowne miejsce do edukacji przyrodniczej, w którym można poznać fascynujący świat zapylaczy i zrelaksować się na łonie natury.

💪To wszystko jest najlepszym dowodem na prawdziwość powiedzenia: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Turystyczne perełki mogą być tuż za miedzą. I taką na pewno jest mała Zawada w gminie Szydłowo.

🐝Zapylacze zapraszają do swojego świata, czyli niezwykłe miejsce niedaleko Piły, do którego trafiłam przez przypadek, a ...
25/04/2024

🐝Zapylacze zapraszają do swojego świata, czyli niezwykłe miejsce niedaleko Piły, do którego trafiłam przez przypadek, a które warto zobaczyć.

🌸Co brzęczy w ulu? I dlaczego pszczoły niektóre rodzaje kwiatów wolą bardziej od innych? Czym się różni pierzga od pyłku? Odpowiedzi na te pytania można poznać w wyjątkowym miejscu, które znajduje się w małej wsi Zawada w gminie Szydłowo.

🐝W sercu wioski, tuż przy zabytkowym kościele powstało wyjątkowe miejsce – Enklawa Miododajna. Łatwo do niej trafić, bo do celu kieruje nawet mapa Google. Wystarczy w wyszukiwarkę wpisać hasło „Enklawa Miododajna Zawada” i Google w ułamku sekundy pokażą nam najszybszą trasę. Można tutaj dojechać samochodem albo rowerem.

🌸Z Piły to niecałe 9 kilometrów, czyli dystans idealny na rodzinną wyprawę rowerową.

🐝Ale czy w ogóle warto tutaj trafić? To pytanie retoryczne! Oczywiście, że tak. Już przy wejściu wita nas piękna drewniana brama z elementami w kształcie plastra miodu. Ma się wrażenie, że przekracza się bramę do krainy może nie mlekiem, ale na pewno miodem płynącej. Dalej prowadzi nas ścieżka, którą dojdziemy do kolejnych elementów Enklawy. Znajdują się przy niej tablice informacyjne z ciekawymi faktami z życia zapylaczy, historii pszczelarstwa czy produktów wytwarzanych przez pracowite pszczoły oraz stojaki z ruchomymi elementami, na których znajdują się kolejne ciekawe dane, m.in. o roślinach miododajnych, które przyciągają zapylaczy.

🌸Oczywiście Enklawa Miododajna nie jest miejscem, w którym można tylko poznać suche fakty! Nie brakuje stanowisk z roślinami miododajnymi, które nawet wczesną wiosną wyglądają po prostu ładnie choćby przez swój kształt, bo - a jakże! - rabaty uformowano
w plastry miodu. Są też prawdziwe ule – zarówno te tradycyjne jak i współczesne, ze styropianu. Są też hoteliki dla zapylaczy, przygotowane przez uczniów z gminy Szydłowo. Co ciekawe, są one zamontowane w specjalnej konstrukcji, która jest – tak! – w kształcie plastrów miodów i w której można usiąść, odpocząć i w ciepłe dni posłuchać brzęczenia pszczół.

🐝W Enklawie Miododajnej jest też wiata ze stołami i ławkami, a tuż obok strefa, w której można rozpalić ognisko (tak, siedziska przy palenisku również mają kształt plastra miodu!). To wszystko sprawia, że miejsce to jest idealne nie tylko do indywidualnych odwiedzin, ale to również świetny pomysł na grupowe czy szkolne wycieczki.

🌸Już teraz warto zaplanować wizytę w Enklawie Miododajnej w Zawadzie! Tym bardziej, że przyroda już budzi się do życia i jeszcze kilka ciepłych dni wystarczy, by rabaty pięknie rozkwitły, a nad nimi pojawiły się pszczoły. Tego nie można nie zobaczyć!

O święcie demokracji...Kampanie wyborcze zawsze mocno mnie interesowały. Szczególnie te, które rozgrywały się w związku ...
15/04/2024

O święcie demokracji...

Kampanie wyborcze zawsze mocno mnie interesowały. Szczególnie te, które rozgrywały się w związku z wyborami samorządowymi. Tegoroczna kampania wyborcza pokazuje, że coś poszło nie tak z tą naszą demokracją lokalną... I żeby nie było, w odniesieniu do drugiej tury wcale nie mam na myśli Piły, ale jest to ogólna refleksja na podstawie spostrzeżeń z różnych części naszego kraju.

Media społecznościowe stały się główną areną przedwyborczych walk. To zrozumiałe, bo dziś lokalne gazety raczej wegetują niż są opiniotwórczym medium, z popularnością portali też różnie to bywa, a na Facebooku ma swoje konto 80 procent polskich internautów. Jeśli więc chce się dotrzeć do mas, to jest to idealny kanał.

I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że od kilku dni poszczególni kandydaci, przed którymi jeszcze druga tura wyborów, wydają oświadczenia lub nagrywają filmiki, w których oskarżają swoich konkurentów o hejt, kłamstwa, pomówienia. Obserwuję sporo profili osób z całej Polski, żeby zobaczyć jak to robią inni i mam wrażenie, że od weekendu Facebook składa się głównie z takich oświadczeń. Jeszcze gorzej jest, gdy zaczyna się czytać komentarze. Wyzwiska, obelgi, przytyki są na porządku dziennym.

W tym całym wybijającym szambie ginie program wyborczy. Bywa, że są kandydaci, którzy idą do wyborów bez żadnego programu, bez żadnej wizji i jeszcze z dumą o tym mówią. I całkiem sporo osób na nich głosuje! Dla wielu kandydatów, szczególnie do rad miast/gmin czy rad powiatu, a tym bardziej do sejmików województw, kampania wyborcza ograniczyła się do wywieszenia gdzieś przy ruchliwej drodze baneru ze swoim zdjęciem, imieniem i nazwiskiem. To wszystko. Prawie jak na Tinderze. Patrzyłam na te zdjęcia i w myślach zastanawiałam się: "Co Ty człowieku w ogóle chcesz zaoferować dla mojego osiedla, mojego miasta czy mojego powiatu?". I niestety pytanie to pozostawało bez odpowiedzi. Mało tego, taki styl walki o głosy mnie... obraża. Mam wrażenie, że kandydaci traktują mnie jak głupka, któremu nic nie trzeba tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie. Ma wystarczyć wyretuszowane, specjalnie na tę okazję zrobione zdjęcie, a nie jakieś programy, rozmowy.

Z sentymentem wspominam czasy, wcale nie tak odległe, kiedy ze skrzynki pocztowej wyciągało się ulotki kandydatów. Oprócz programu, ciekawił mnie zawsze sam projekt ulotki: rozmieszczenie poszczególnych elementów, kolory, logo, hasło. Wcale nie tak rzadko zdarzyło się, że do drzwi mieszkania zapukał sam kandydat, z którym można było porozmawiać o jego propozycji i wizji na przyszłość gminy. Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że i wtedy hejt się wylewał, głównie za pomocą specjalnie tworzonych na okres wyborów gazetek. Czasami takie druki pojawiały się w skrzynkach pocztowych i na wycieraczkach pod osłoną nocy, by od rana bomba wybuchła i mieszkańcy mieli o czym dyskutować.

Zanim zapadnie cisza wyborcza przed drugą turą, pewnie w mediach społecznościowych pojawi się jeszcze wiele takich oświadczeń mówiących, że kontrkandydaci lub ich zwolennicy kłamią. A ja wciąż wierzę, choć zaczynam zauważać w tym ogromną swoją naiwność, że społeczeństwo się na to wszystko nie da nabrać. I że ci, którzy grają nieczysto (niezależnie od barw politycznych i sympatii), dostaną czerwoną kartkę.

Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby w niedzielę podnieść swoje cztery litery i pójść do lokalu wyborczego. Nawet jeśli decyzja nie jest łatwa. Wybory to wielkie święto demokracji. Sami możemy zdecydować komu na pięć lat oddamy kierowanie naszą gminą albo naszym miastem. To poważna sprawa, bo przecież decydujemy o miejscu nam najbliższym, w którym żyjemy, pracujemy, wychowujemy (lub nie) dzieci, po którym poruszamy się (pieszo, rowerem lub autem), w którym chcemy odpocząć, a przede wszystkim czuć się komfortowo, bezpiecznie, dobrze. Zatem niezależnie od sympatii lub antypatii niech tam, gdzie odbędzie się druga tura wyborów, wszystkich połączy wyborcza urna.

21 kwietnia głosujemy. A jeśli zlewamy temat, to potem nie marudzimy i nie wylewamy swoich frustracji na internetowych forach.

29/03/2024
Kiedy rozmawiasz całkiem merytorycznie, notujesz, robisz mapę myśli i nagle zauważasz, że to zaczyna znajomo wyglądać. 🤪...
10/03/2024

Kiedy rozmawiasz całkiem merytorycznie, notujesz, robisz mapę myśli i nagle zauważasz, że to zaczyna znajomo wyglądać. 🤪

I się przypomniały stare czasy... 😀

Wojna nie zaczyna się wybuchami, ale ciszą... 24 lutego 2022 roku świat wstrzymał oddech. Obudziliśmy się rano i dowiedz...
24/02/2024

Wojna nie zaczyna się wybuchami, ale ciszą...

24 lutego 2022 roku świat wstrzymał oddech. Obudziliśmy się rano i dowiedzieliśmy się, że Rosja zaatakowała Ukrainę. A więc wojna... W XXI wieku, w środku Europy, tuż za naszą granicą.

Stacje radiowe i telewizyjne przestały nadawać swoje ramówki, a mówiono tylko o jednym. W milczeniu i z przerażeniem oglądaliśmy kadry pokazujące ludzi uciekających przed wojną, zabierając tylko to, co zmieściło się do podręcznej torby czy plecaka. Matki z zapłakanymi dziećmi na rękach, niektórzy z ukochanym pupilem, którego przecież nie można było zostawić w bombardowanym mieście, to też członek rodziny. Potem ciężarne kobiety ewakuowane ze zbombardowanego szpitala, zniszczone szkoły i przedszkola, płonące mieszkania, w których nie było już szyb...

Czułam strach, jak wielu z nas. I złość. Okropną złość na wszystko co rosyjskie.

Nie mieściło mi się to wszystko w głowie. Jak to możliwe, że w XXI wieku, gdy świat daje tyle możliwości, by pięknie żyć, znów zwycięża zło i śmierć. Przy okazji różnych państwowych uroczystości powtarzane jest hasło: "Nigdy więcej wojny", które ma przypominać, że wojna to nie bohaterstwo, ale przede wszystkim okrutne cierpienie. A okazuje się, że świat już o tym nie pamięta.

Nie mieściło mi się też w głowie jak w tym wszystkim Rosja może być bezkarna.

A jest bezkarna już dwa lata. Dwa lata toczy wojnę z Ukrainą, morduje, niszczy miasta i wioski. I nie wiadomo ile to jeszcze potrwa i czy Rosja nie nabierze apetytu na kolejne kraje. To się w głowie nie mieści...

Pierwsze zdanie tego wpisu pochodzi z filmu "20 dni w Mariupolu". Filmu, który wyciska łzy od samego początku. W tym dokumencie nie występują aktorzy. To prawdziwi ludzie. Przerażeni, załamani, zmęczeni. Ludzie, którzy stracili wszystko: bliskich, dach nad głową, dobytek. Ludzie, którzy stracili życie: od dorosłych, po 18-miesięczne maluchy czy dzieci w łonie matki.

Ten film powinien zobaczyć cały świat. Bo nic nam nie daje prawa odwracać głowę od tej tragedii.

Jak zmotywować się do wyjścia na trening, gdy na zewnątrz srogi mróz, a w domku ciepły kocyk i herbatka?Nie myśleć, wsta...
08/01/2024

Jak zmotywować się do wyjścia na trening, gdy na zewnątrz srogi mróz, a w domku ciepły kocyk i herbatka?

Nie myśleć, wstać i pójść na trening. Let's do it! Po prostu to zrób.

Święta, święta i po świętach... Ze świątecznej magii zostało tylko kilka pudełek i worków, które trafiły już do piwnicy....
07/01/2024

Święta, święta i po świętach... Ze świątecznej magii zostało tylko kilka pudełek i worków, które trafiły już do piwnicy. Przeleżą tam jedenaście miesięcy. Zazwyczaj mówię, że szybko zleci, ale w tym roku nie jestem jakoś tego pewna.

Trochę smutno, że już po wszystkim. Jeszcze miesiąc temu kolorowe lampeczki cieszyły oczy i rozgrzewały serce, dając nadzieję, że wydarzy się coś wyjątkowego.

Czas już wrócić do szarej rzeczywistości... Zagryźć zęby i dawać radę w pracy. Okienka żywieniowe i alkoholowe się zamknęły. Trzeba wpaść w rytm samodyscypliny. Dać radę.

I trzeba znaleźć nadzieję. Pamiętać, że te mroźne dni i noce też miną (choć miłośnicy sportów zimowych teraz zacierają ręce i niecierpliwie wyczekują wyjazdów w góry w ferie). Że za dwa miesiące niecierpliwie będziemy wypatrywali już wiosny i myśleli o zbliżającej się Wielkanocy (do której w tym momencie zostało 12 tygodni).

Jutro będzie bolało. Po jedenastu dniach wolnego, czas wrócić do pracy, rutyny, samodyscypliny...Nie wiem czy zacznę por...
01/01/2024

Jutro będzie bolało. Po jedenastu dniach wolnego, czas wrócić do pracy, rutyny, samodyscypliny...

Nie wiem czy zacznę poranek od rozpaczliwego krzyku, czy na skrzyżowaniu będę się zastanawiała czy skręcić w prawo do pracy czy w lewo na Berlin. Ale wiem na pewno, że nie można zostać cały czas tam, gdzie ciepło i fajnie. Trzeba wyjść ze strefy komfortu - tej dosłownej, a przy okazji nowego roku warto powalczyć również o to, by wyjść z tej iluzorycznej. Po to, by stać się lepszą wersją siebie.

Trzymajcie za mnie kciuki od rana...

Bywa, że trzeba i tak popracować. 😃Z najlepszymi z najlepszych, czyli z klasą patronacką Związek Międzygminny PRGOK ze S...
17/11/2023

Bywa, że trzeba i tak popracować. 😃

Z najlepszymi z najlepszych, czyli z klasą patronacką Związek Międzygminny PRGOK ze Szkoły Podstawowej nr 11 w Pile. 💪

Tylko świnie siedzą w kinie... "Zielona granica" to najmocniejszy i najbardziej poruszający film, który do tej pory oglą...
23/09/2023

Tylko świnie siedzą w kinie...

"Zielona granica" to najmocniejszy i najbardziej poruszający film, który do tej pory oglądałam. Czy - tak jak zarzucają to politycy - opluwa polski mundur? Nie. Polski mundur zhańbili ci, którzy wydawali rozkazy i ci, którzy te rozkazy zbyt gorliwie wykonywali, pozwalając by pies pogryzł człowieka, rzucając na drut kolczasty osobę, która nie miała siły wyjść z ciężarówki czy zlecając kontrolę osobistą, by zastraszyć i poniżyć aktywistkę.

Zresztą odnoszenie tego filmu tylko do sytuacji na polsko - białoruskiej granicy jest, moim zdaniem, niezrozumieniem przekazu. Ten film, choć skupia się na sytuacji w Polsce, to jednak pokazuje jak wielkie wyzwanie stoi przed Europą w związku z falą nielegalnych migrantów, których pewnie będzie tylko więcej. Jak im pomóc? Co zrobić, żeby nie umierali z głodu i wycieńczenia w lesie czy nie tonęli na przepełnionych łodziach? Co zrobić, żeby nieuczciwi ludzie nie zarabiali na tym. I w końcu to, co budzi największy niepokój: jaka będzie Europa za kilka czy kilkanaście lat jeśli przyjdzie nam podzielić się tym dobrobytem?

"Zielona granica" przebija mentalną bańkę w której tkwimy. My, którzy podstawowe potrzeby mamy zabezpieczone, żyjemy w bezpiecznym kraju, gonimy za konsumpcjonizmem, a tuż obok, w naszym polskim lesie umiera dziecko albo kobieta w ciąży i to tylko dlatego, że w ich kraju nie da się normalnie żyć.

I budzi się we mnie ogromna złość na ten świat, w którym człowiek człowiekowi zgotował ten los. Jak komuś może przyjść do głowy, żeby skatować współobywatela tylko dlatego, że zapalił papierosa nie o tej godzinie... Jak można zabijać w imię tego, że moje racje są bardziej słuszne niż twoje i mój bóg jest lepszy niż twój...

Po seansie w sali kinowej zapadła ciężka cisza, a po chwili ludzie zaczęli klaskać. Pierwszy raz widziałam, żeby ktoś bił brawo w kinie. To tylko dowód na to, jak mocny i jak bardzo poruszający (ale też i trudny) jest to film.

Nie samym pisaniem żyje człowiek. Czasami trzeba powiedzieć coś przed kamerą. ;)
11/09/2023

Nie samym pisaniem żyje człowiek. Czasami trzeba powiedzieć coś przed kamerą. ;)

O bieganiuSpośród podejmowanych przeze mnie aktywności fizycznych, najbardziej wymagające dla mnie jest bieganie. To ono...
06/09/2023

O bieganiu

Spośród podejmowanych przeze mnie aktywności fizycznych, najbardziej wymagające dla mnie jest bieganie. To ono najmocniej wykuwa mój charakter, który jest jak drzewo - może się ugiąć do samej ziemi pod podmuchem silniejszego wiatru (czyt. trudnej sytuacji), ale się nie złamie.

Bieganie jest walką z najtrudniejszym przeciwnikiem - samą sobą. Najpierw trzeba pokonać lenistwo, odłożyć książkę czy gazetę albo wyłączyć telewizor, wstać z kanapy, przebrać się i wyjść z domu. A potem trzeba trzymać w ryzach głowę, która musi cały czas wierzyć, że dam radę. Jak głowa się nie podda, to nogi tym bardziej.

Dlatego czasami trzeba oszukiwać głowę. Jak zegarek zasygnalizuje pokonany pierwszy kilometr, to głowa ma już pokonane dwa kilometry, bo przecież trzeba jeszcze wrócić do domu. A dwa kilometry to prawie połowa dystansu, wiec dam radę, szkoda przerywać. W takich sytuacjach na bieżni jest trudniej, bo nie trzeba nigdzie wracać, a w krytycznych momentach pokusa zatrzymania urządzenia jest duża. I zdarzyło się zejść z bieżni pokonaną. Głowa wpadła w panikę, zgubił się oddech, bieżnia wygrała, bieg przerwany. Bywało, że pod nosem padło wtedy przekleństwo, ale trzeba było przyjąć przegraną i zastanowić się co zawiodło, co można poprawić.

Było też i tak, że długo nie biegałam, bo było to powyżej moich kondycyjnych możliwości. Ale zawsze najważniejszym celem było, by do tego biegania wrócić. Jak do najbardziej prestiżowej aktywności.

Każdy kij ma dwa końce. Bieganie nie tylko wzmacnia charakter, ale też... upór. O ile w samodyscyplinie to jest dobre, to w codziennym funkcjonowaniu bywa różnie. Gdyby kończyło się tylko na tym, że jak się uprę, że dam radę, to dam radę, ale czasami uprę się jak smok (smok brzmi lepiej niż osioł, ale na jedno wychodzi) i koniec. Nie pozostaje nic innego jak uznać, że to po prostu jedna z wielu moich zalet. ;)

Kiedy ze smutkiem stwierdzasz, że znów zamiast dwóch pralek w jeden dzień, jedna pralka suszy się dwa dni - witaj w gron...
08/08/2023

Kiedy ze smutkiem stwierdzasz, że znów zamiast dwóch pralek w jeden dzień, jedna pralka suszy się dwa dni - witaj w gronie starych ludzi. 😂

I jeszcze to stanie na balkonie, wpatrywanie się w niebo w poszukiwaniu deszczowych chmur i zastanawianie się czy można rozwiesić pranie na zewnątrz czy lepiej w mieszkaniu, bo jednak będzie padać... 🙈

W Pile dzieje się kosmos. W przenośni i dosłownie. ;)
08/08/2023

W Pile dzieje się kosmos. W przenośni i dosłownie. ;)

79 lat temu to też był wtorek. To też był chłodny, deszczowy dzień...Choć mieszkam w Wielkopolsce i to Powstanie Wielkop...
01/08/2023

79 lat temu to też był wtorek. To też był chłodny, deszczowy dzień...

Choć mieszkam w Wielkopolsce i to Powstanie Wielkopolskie powinno być bliższe mojemu sercu, to jednak ważniejszą datą jest dla mnie 1 sierpnia. Może dlatego, że to historia nie tak odległa, a bohaterowie i świadkowie tamtych wydarzeń wciąż jeszcze są wśród nas. Są i opowiadają. I ciężko się nie wzruszyć, bo wojna i Powstanie doświadczyły ludzi takich jak my, którzy byli młodzi, mieli apetyt na życie, chcieli kochać, założyć rodzinę, pracować, pojechać na letni wypoczynek czy w upalne popołudnie odpocząć nad Wisłą... A zamiast tego było szaleństwo i trwoga.

"Onegdaj te rundy sierpniowym wieczorem
Tłum kawalerów
Dziewczęta z humorem
Tam jakieś tańce, tu jakieś kawki
Dziś z tego urywki
Dziś tylko migawki
Siły już nam braknie
Na dziś to już koniec
Szaleństwo i trwoga
Gdzie jeszcze pobiec?"

Dziś w Radio 357 było dużo o Powstaniu i Powstańcach. I ze wszystkich opowieści jedna szczególnie mocno zapadła mi w ucho. Pani opowiadała o swoim ślubie, o garsonce, którą zdążyła ubrać tylko raz, właśnie na ślub i o tym, że jej świeżo poślubiony mąż miał biały garnitur, brązową koszulę i brązowy krawat. I że kilka dni czy kilka tygodni później w tym garniturze i w tej koszuli jej mąż został pochowany. Miłość, która dopiero co rozkwitła, została pogrzebana.

Wsłuchajmy się w słowa Powstańców Warszawskich. Usłyszymy wtedy, że wojna to nie bohaterstwo, odwaga i testosteron, ale wojna to przede wszystkim ogromne cierpienie i ból, ciągły strach, żałoba po stracie bliskich. Nie tego nam trzeba.

Album dostępny do kupienia na stronie 👉 https://bit.ly/2VtzCp4 Płyty dostępne na stronie 👉 https://bit.ly/3qGoEXf Organek sklep 👉 https://organek-sklep.pl...

O drodze i celuKiedyś najważniejszy był dla mnie cel, który miał być osiągnięty jak najszybciej. Bywało, że drogą na skr...
31/07/2023

O drodze i celu

Kiedyś najważniejszy był dla mnie cel, który miał być osiągnięty jak najszybciej. Bywało, że drogą na skróty, co nie zawsze popłacało. Samo dążenie do celu było nieznośne, oczekiwanie na to, czego się pragnie bolało.

Im więcej mam pokonanych kroków na swojej drodze życia, tym bardziej potrafię się cieszyć oczekiwaniem, możliwością zrobienia czegoś, niż tym na co czekam i do czego dążę. Droga stała się ważniejsza od celu.

Dlaczego? Radość z dojścia na szczyt trwa chwilę. Czasem to, na co się tak czekało, bywa rozczarowujące. A gdy cel jest jeszcze w sferze marzeń, to przecież jest on idealny. Można go sobie wizualizować i odczuwać z tego przyjemność. Wyobrażać sobie co się będzie czuło, jak to się już stanie.

Teraz czekam na urlop i jest to cudowny stan. Bo przez tych kilka dni ten mój urlop będzie idealny. Wyobrażam sobie piękną pogodę i to, co będę robiła. Może oprócz zaplanowanego wyjazdu szybki wypad do Gdańska? Świetny pomysł! A może do Poznania? W sumie czemu nie. Warszawa też brzmi dobrze i dawno nie byłam. Potem na wyjeździe może zobaczę to i tamto albo jeszcze koniecznie muszę zajść w takie miejsce, zjeść w tej konkretnej knajpce. Gonitwa myśli, planów, morze możliwości. Ciało jest jeszcze tu, a głowa jest już tam.

Gdy urlop zacznie się już naprawdę, to nie będę miała wpływu na pogodę, budżet zweryfikuje plany wyjazdowe, codzienność uderzy w twarz i trzeba będzie zająć się tak przyziemnymi sprawami jak umycie okien. A w ogóle to ten cały urlop tak szybko minie, że zanim się zorientuję, już będzie po wszystkim. Dlatego wydłużam go, celebrując oczekiwanie. Ciało jest jeszcze tu, głowa jest już tam...

To jest historia, której nie da się wysłuchać bez emocji (link do materiału w komentarzu). 36-letnia kobieta przez sześć...
18/07/2023

To jest historia, której nie da się wysłuchać bez emocji (link do materiału w komentarzu). 36-letnia kobieta przez sześć dni błagała o pomoc... Zmarła... O winie, popełnionych błędach, złamanych procedurach mają osądzić powołane do tego organy. Ale nawet jeśli okaże się, że nikt w tej sprawie nie zawinił, ewentualnie winny jest system, to i tak się to w głowie nie mieści.

Wyobraź to sobie: cierpisz, boli Cię, leci z Ciebie krew, na ciele pojawia się wysypka, z każdym dniem tracisz siły. Jeździsz od szpitala do szpitala. Prosisz, błagasz o pomoc. Czujesz, że jest coraz gorzej. Ale nic nie możesz zrobić. Słyszysz, że to nie są objawy, które kwalifikują Cię do przyjęcia na oddział. Jesteś bezsilna/bezsilny, bo co możesz. Jechać do trzeciego szpitala? Pewnie nie masz na to siły, skoro w dwóch placówkach odbijasz się od ściany, to pewnie w trzecim szpitalu potraktują Cię tak samo. Może nawet w pewnym momencie wierzysz w słowa medyków, że to nic poważnego i masz nadzieję, że to minie, że następnego dnia będzie już tylko lepiej. Ale jest jeszcze gorzej, więc znów jedziesz do szpitala, znów prosisz. Pech, że doszły Tobie nowe objawy, więc wychodzi na to, że wymyślasz, skoro każdego dnia przyjeżdżasz z innymi dolegliwościami.

Umierasz. W końcu nie będziesz tarabanić do drzwi szpitala, nie będziesz wydzwaniać na 112.

Gdy słucha się takich historii, dopada złość, frustracja, ale też strach. Bo na miejscu tej 36-latki mógł być każdy: ja, Ty, nasi najbliżsi, znajomi.

Narzekamy na system ochrony zdrowia, na kolejki do specjalistów, na absurdalnie długie terminy na zabiegi planowe w szpitalach. Ale mimo to wierzymy, że gdy nagle będziemy potrzebowali pomocy medycznej, to ją otrzymamy...

_
Październik 2020 roku, za chwilę druga fala koronawirusa rozkręci się na dobre. Pani, która odebrała telefon pod numerem 112:
- Ale o co chodzi? Może pani jeszcze mówić, ma pani dobry głos, nie jest tak źle.
Tylko żeby zatelefonować i wypowiedzieć kilka zdań dobrym głosem, przez pół dnia trzeba było zbierać siły i trafić w moment dłuższej przerwy między napadami dzikiego kaszlu i urywanego oddechu.
W tym przypadku było więcej szczęścia. Następnego dnia zatelefonowała lekarka rodzinna, która usłyszawszy co się dzieje, skutecznie wezwała karetkę.

Człowiek nigdy nie poskromi potęgi natury.Swoją drogą to jest niesamowite. Warunki bardzo trudne: asfalt, wysoka tempera...
16/07/2023

Człowiek nigdy nie poskromi potęgi natury.

Swoją drogą to jest niesamowite. Warunki bardzo trudne: asfalt, wysoka temperatura, susza, a taka drobna roślina nie poddała się, była silniejsza niż wszystkie przeciwności. Chociaż drobna, miała w sobie tyle mocy, że była w stanie przebić nawierzchnię ścieżki rowerowej czy jezdni. Tak samo jak kwiaty rosnące w górach, które swoją siłą woli są w stanie przebić się przez twarde skały...

A weź człowieku zapomnij raz i drugi podlać kwiaty na balkonie czy na parapecie... W sumie chyba trochę w du*ach się poprzewracało roślinom domowym. ;)

Adres

Piła
64-920

Telefon

+48665332708

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Dorota Bonzel - z miłości do pisania umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Dorota Bonzel - z miłości do pisania:

Widea

Udostępnij


Inne Firma z branży mediów/wiadomości w Piła

Pokaż Wszystkie

Może Ci się spodobać