14/12/2024
Nieco przyspieszę, bo już sam nie wiem ile czasu wracam myślami do książki Grzegorza Bogdała, a niepotrzebnie. Tłoczno się z tego robi, ludzie w tramwajach złorzeczą, na przystankach marzną, nie czuję się z tym najlepiej. Więc idzie to tak: wnetki umrzesz. Od tego bym zaczął.
Bo ,,Idzie tu wielki chłopak” Grzegorza Bogdała jest zbiorem opowiadań, wydanym w 2023 roku. Były w związku z tym nominacje (Paszport Polityki) i niewątpliwe wygrane (Nagroda Literacka Gdynia i Nagroda im W. Gombrowicza za debiut lub drugą książkę) Dobrze się pisało i mówiło o tym zbiorze. Jest to jednak niespełniona książka: forma zachwyca, treść za nią nie nadąża.
Bogdał świetnie operuje językiem, jest w tym i rozmach, i wyobraźnia i chwilami bezczelność. Światy są nieco groteskowe, podobnie niektóre postacie, są kucyki tak małe, że człowiek zastanawia się, czy aby w ogóle istnieją, jest papuga i małpka kapucynka, robią one sporo zamieszania, rozpychają się w tych historiach, a czasami mówią coś ważnego o samych bohaterach. Jest trochę przebieranek, nawet wymuszonych, bo trzeba dorobić, innym razem niekoniecznie.
Jak się poskłada w całość, szczególnie cztery opowiadania, z których wziął się tytuł zbioru, to coś tam sensownego na pewno z tego worka się wysypie i dobrze. Gdyby ten zbiór omawiać na lekcjach języka polskiego lub na zajęciach z literatury współczesnej, można błysnąć dość prostymi tropami, rozrzuconymi to tu, to tam. Ktoś wtedy powie lub napisze, że to świat przed apokalipsą, ktoś inny, że bardziej kryzys męskości, a może - w innym podcaście - a może to nieco anarchizujące, punkowe lub postpunkowe. No może.
Widzę to jednak inaczej, w sumie prościej, bez ozdobników. Chodzi o to, że pewne rzeczy u Bogdała się dzieją, a inne z kolei niekoniecznie. Są na pewno jakieś sensowne obrazy, metafory, które można by przywołać na tę okoliczność, mnie kojarzą się one z wypluwaniem. Mamy tutaj bohaterów i zdarzenia, które w mikroświecie Bogdała podejmują decyzje czasami szalone, nieracjonalne, groteskowe, ale mają one w sobie coś żywotnego, prawdziwego, zmierzają w jakimś kierunku. I są zdarzenia, i są bohaterowie, którzy wydają się wypluci przez świat, bo ani oni zimni, ani gorący, letni raczej. Nie tylko, że zostali przez świat wypluci, to jeszcze sami siebie wypluwają. Nie dobrze być wyplutym, chciałoby się powiedzieć, jeszcze gorzej ślinę tę z chodnika zgarnąć, przeżuć i wypluć ponownie. Tak to bym widział.
Zilustruję to, co się tutaj dzieje. Otóż w jednym z opowiadań (,,W górę serca”) mamy dwóch mężczyzn, operatorów dźwigów, ale takich dużych dźwigów, wysokich, żurawich, które wyrastają nad każdym placem budowy i widać je z daleka. I chciałoby się powiedzieć - no wspaniałe są (albo i nie, nie wiem w sumie). Świat z ich perspektywy przypomina makietę. Jednemu mężczyźnie (Bogusiowi), który przy okazji jest narratorem, umarł akurat pies. Pracuje na budowie jako się rzekło, codziennie wchodzi do kabiny jednego z dwóch dźwigów i robi to, co do niego należy. No ale kiedy pies umiera, życie bohatera kurczy się do obowiązków zawodowych, a kabina, w której przesiaduje staje sie dla niego drugim domem po godzinach pracy. No bo - wiadomo - pies zmarł, więc w sumie nie ma po co wracać do domu. Na placu jest też ten drugi żuraw, wyższy, nowszy, z windą: (s. 102). Obsługuje go Waldek, starszy od narratora, po dwóch zawałach. Jak jego żuraw ma jakąś usterkę, to Waldek wsiada do dźwigu, obsługiwanego przez swojego młodszego kolegę i wykonuje potrzebne zadania. No i ten starszy mówi do młodszego, mordo, nie martw się, odejdę (umrę lub przejdę na emeryturę, nie wiadomo) przejmiesz mój dźwig, będzie ci lżej, windą sobie do kabiny wjedziesz, będzie dobrze. A ten młodszy myśli sb, no k***a, zwolnię się, mam dość.
I o co teraz chodzi, prawda? No Bogdał pokazuje tutaj logikę świata, która organizuje życie bohaterom. Nie musi tak to wyglądać, bo teoretycznie nikt Bogusiowi i Waldkowi nie każe się z tym godzić, nikt nikogo do niczego nie zmusza, wszystko co się dzieje, dzieje się naturalnie i w sposób niewymuszony. Mogą przecież (też teoretycznie) porzucić tę logikę w cholerę i spróbować nowego życia, lepszego, ciekawszego. Tak się mówi przecież, że weź życie w swoje ręce, życie i to jak je przeżyjesz zależy od ciebie i tym podobne bzdety. Mówi się tak, prawda? I piękne to jest, że tak się mówi, a ludzie, którzy tak mówią też są piękni, wiadomo.
Niemniej najczęściej tak jest, że to świat wyznacza ramy człowiekowi, a nie człowiek światu. I opowiadania Bogdała o tym są właśnie. Że ta klatka (papuga tu jest dobrą ilustracją), długość sznurka, do którego jesteśmy uwiązani, jak małpka, czy pięcioletni Szymon w czwartej części ,,Idzie tu wielki chłopak” są najbardziej znanymi nam światami i być może nigdy nie poznamy innych. I ta perspektywa niekoniecznie nas cieszy, niekoniecznie uszczęśliwia.
Są oczywiście i inne postacie, jak Anna z pierwszej części ,,Idzie tu wielki chłopak”, doktorantka filmoznawstwa, bo ,,Anna to co innego. Jeżeli czegoś chciała, po prostu to robiła, a potem rezygnowała i szukała nowego wyzwania” (s. 48) lub narratorka z ostatniego opowiadania ,,Wyspa”, która decyduje się na coś, czego zdradzić nie mogę, bo spaliłbym zakończenie tej historii.
Apokalipsa (była, obecna lub nadchodząca), kryzys męskości, czy rzekoma, ukryta anarchia, o których się mówi przy okazji tych opowiadań, to wydarzenia, diagnozy, które rzeczywiście nadawałyby tym powołanym przez Bogdała światom wyrazistości i może nawet egzystencjalnego wzmożenia. Ale ich tam nie ma To byłaby prawdę mówiąc nagroda, jakiś niespodziewany naddatek, dodana wartość, no każdy by tak chciał, żeby na tym sznurku, w tej klatce, w tej logice świata coś drgnęło i by pozwolono nam doświadczyć czegoś naprawdę niezwykłego. Opowiadania Bogdała mówią, że nie za bardzo to jest możliwe. W ogóle mało co jest możliwe, chyba, że jesteśmy jak Anna, ale Anna nie jest tutaj główną bohaterką, raczej lustrem, w którym można się przeglądać, żeby bardziej uwierało.
Więc tak, chciałbym być jak Anna, a jestem jak Szymon i inne postacie z opowiadań Bogdała. Pewnie dlatego (chociaż może nie, nie przesadzajmy) światy te są mi bliskie, a przez to odległe. Znam je i nie czerpię z nich radości. Ale z tego, w jaki sposób są poukładane, to i owszem. Jest to naprawdę dobrze napisane. I tak to we mnie się rozkłada.