30/07/2024
Tymek marzył o Drabina Wałbrzyska już od dawna, I w końcu udało nam się zorganizować wypad na ten przepiękny szlak wijący się wokół Wałbrzycha. Planując trasę założenie było takie, żeby podzielić szlak na 3 dni, I spać w wiatach na Trójgarb - wieża widokowa oraz Stożku. Dlatego naszą przygodę zaczęliśmy na zielonym szlaku w Kamieńsku i ruszyliśmy krótkim podejściem na Dłużynę, aby kontynuować w kierunku Niedźwiadków. Morale i moce były rewelacyjne, podbite jeszcze dodatkowo przez opublikowanie przez Szybkie Podróże , idola Tymka (mojego też;)) naszej relacji z pierwszego szczytu naszej trasy. Mozolnie wdrapywaliśmy się na kolejne szczeble Drabiny - Niedźwiadki, Wzgórze Powstańców w samym sercu miasta, Lisi Kamień i dalej Ptasią Kopę. Na Wzgórzu Gedymina zaczął straszyć nas deszcz, więc to był idealny moment na obiad w Szczawnie - p***a wjechała jak nigdy;) Po tej przerwie, dalej w kroplach deszczu ruszyliśmy w kierunku Strugi, żeby zdobyć wszystkie garby Trójgarbu , na którym planowaliśmy nocleg. Tego dnia zrobiliśmy prawie 33 kilometry, ale nie czuliśmy prawie wcale zmęczenia niesieni pięknem wyprawy i celem, a także pozytywnymi zdarzeniami dnia. O północy obudzili nas zmotoryzowani turyści, którzy pod osłoną nocy postanowili zdobyć szczyt swoją roklekotaną terenówka, nic to że ledwo odpala, ważne że wjedzie do lasu a do tego można przywalić led-barami o mocy świateł stadionowych po okolicy, przecież w nocy to już nikt po lesie nie łazi.... No ale na odjeździe przeprosili, choć nie wiem czy nas czy otoczenie;) Poranek przywitał nas dobrą pogodą, więc wzięliśmy nas prysznic ( chusteczki nawilżane dały radę zeskrobać trudy poprzedniego dnia) spakowaliśmy mandżur i śmieci (swoje, bo do tego co zostawili tam inni korzystający chyba potrzebowalibyśmy conajmniej taczki) I ruszyliśmy na drugi dzień zmagań. Tymuś początkowo miał się bardzo dobrze ale widziałem, że opada z sił. Mniszek zdobyty bez problemu, ale już podejście zielonym na Chełmiec rozłożyło go na łopatki... niestety tu przerwaliśmy naszą przygodę z Drabiną, choć nie bez łez Tymka, którego jej zdobycie było marzeniem od kilku już lat. Myślę, że mimo tego, że zrobiliśmy "tylko" 51 kilometrów, to in jest zwycięzcą ! Dzielnie dźwigał plecak z ekwipunkiem, pokonywał sbaości, I podjął męską i trudną decyzję o wycofaniu się, mimo ogromnego żalu.... jestem dumny!!! A dodatkowo spędził na dziko swoja pierwszą noc w lesie, przegadaliśmy godziny i uśmialiśmy się solidnie. To była piękna wyprawa. A drabinę zdobędziemy już niebawem:) ,