15/11/2024
Miło nam, kiedy dowiadujemy się, że książka 👉 Cezarego Żechowskiego ▪️Rozmowy o miłośc, współczuciu i gniewie. Kiedy psychoanaliza spotyka neuronaukę▪️ znajduje w Was głęboki rezonans! 😊
Poniżej wrażenia Maria Czarnecka (psychoterapeutki) po przeczytaniu tej książki. Będzie długo, ale warto! :-) 👇
"(...) Mając tak określone potrzeby, sięgnęłam po książka Cezarego Żechowskiego „Rozmowy o miłości, współczuciu i gniewie. Kiedy psychoanaliza spotyka neuronaukę” wydana przez Oficynę Wydawniczą Fundament Rafała Milewskiego (Rafał Milewski dziękuję najmocniej za sprawną przesyłkę, trafiła do mnie dosłownie w przededniu silnej infekcji i towarzyszyła mi w niej wiernie jak najlepszy przyjaciel).
Rzecz jasna, oczekiwania miałam wysokie a sama czynność czytania NIE trenuje umysłu w takim zakresie o jakim myślę, co zresztą Cezary Żechowski ujął w słowach w sposób następujący:
„Niezwykle ważne jest, aby nie stłamsić swoich uczuć za pomocą jakiś poznawczych uogólnień. Są badania, które pokazują, że czytanie książek psychologicznych, prac naukowych nie zmieni nas wewnętrznie. Mamy więcej myśli, budujemy koncepcje poznawcze, ale nasze emocje stoją w miejscu. Natomiast jeśli obcujemy ze sztuką, to faktycznie nas to zmienia” s. 83
Paradoks jednak z ta książką polega na tym, że to nie jest po prostu książka psychologiczna. Oczywiście, jest ślicznie wydana i pięknie skomponowana (część pierwsza: zbiór rozmów radiowych, część druga: teksty i treść wystąpień publikowanych w innych miejscach lub wygłaszanych na konferencjach). Dostarcza masę ciekawych informacji: lepszej książki o emocjach nie czytałam. Posiada bogata bibliografię i można wędrować po kartkach w różnych kierunkach, zawracać przyspieszać, jest tam naprawdę szereg pięknych opowieści, opisów koncepcji i odwołań do literatury czy sztuki. Jest niezwykle intensywna i gęsta. Ale jej faktorem X, jej szkatułką w szkatułce jest to, że książka ta, stanowiąc pozycję dotyczącą obszaru umysłu, emocji, przeżyć, psychoanalizy, neuronauki i arcyciekawego obszaru badania intersubiektywności, empatii, koregulacji umysłów – sama, poprzez swoją formę i sposób narracji, stanowi bodziec wyzwalający emocje i kierujący uwagę ku intersubiektywnym doświadczeniom (kieruje mnie do nich chociażby własna pamięć z której korzystam w trakcie lektury, wracając do różnorakich wydarzeń czy doświadczeń).
Cała pierwsza część książki, to zapis audycji radiowych z udziałem Cezarego Żechowskiego oraz innych zaproszonych gości (Audycja Rachunek Myśli, Program II Polskiego Radia, czas pomiędzy kwietniem 2017 a styczniem 2019). W audycjach, poza gośćmi i prowadzącymi, brali udział słuchacze.
Docenić trzeba to, jak trudno zrobić książkę że spontanicznej płynnej rozmowy, w dodatku dość polifonicznej bo uczestników na raz kilku. Zapisać/spisać rozmowę, to po prostu napisać coś od nowa. Wysiłek tym trudniejszy, że obok treści, którą chce się przekazać z sensem, trzeba oddać klimat czegoś, co już za nami, co odbyte, co było aktualne w danej sekundzie. Teraz trzeba to zapisać na nowo tak, by oddać i zarysować dynamikę tamtej chwili a jednocześnie zrobić to na tyle migotliwie, by wniknęła w tekst i była ożywiana za każdym razem, gdy powędrują na nią oczy czytelnika. I to się tu zadziało. Jest to niezwykle żywa i wartka lektura. I TO, przecież właśnie JEST sztuką, która oferuje swoiste doświadczenie czy zaprasza do twórczego przeżywania.
Podczas lektury przywoływałam sobie w pamięci postawę psychofizyczną doktora Żechowskiego, jego tembr głosu i modulację. „Pamięć jest dla mnie i surowcem i narzędziem. Bez niej nie ma nic” – tak powiedział Gabriel Garcia Marquez a mi nie wypada się z nim nie zgodzić. Modułu pamięciowego używałam podczas lektury bardzo często, bo pośród intensywnej i nasyconej emocjonalnie treści (np. krwawa rozprawka z miłością romantyczną wokół „Dziejów Tristana i Izoldy”: porzućcie nadzieję ci, którzy łacnie halucynujecie i odpływacie w świat fantazji wokół zakochania – wyjdziecie co prawda z tego eksperymentu czytelniczego żywi, ale z pewnością ociosani o sporą porcję iluzji, ouć!), potrzebowałam sobie czasem zaserwować sensualne wrażenie uspakajającego tonu głosu Autora, który w trudniejszych miejscach działał na mnie nieco jak kojący motherese, czyli jak mowa matczyna kierowana w stronę niemowlęcia.
To, że piszę o motherese, nie ma nic wspólnego z infantylizowaniem. Wręcz przeciwnie. Obecne w tej książce, umowne oczywiście, motherese, obecne w łagodnym i delikatnym sposobie wyrażania trudnych myśli (czy jest coś bardziej kojącego, niż jak ktoś nam w sposób zrozumiały, opowiada o elementach naszego życia psychicznego?) ma jeszcze jeden wymiar. W moim odczuciu książka ta w tak prosty i elegancki sposób opowiada o psychoanalizie, że może być pozycją popularyzatorską dla tych, którzy chcą ją na swojej skórze i trzewiach – poczuć. Po co sięgać od razu po Biona, doprawdy, jak można pobawić się przez niezłą chwilę – tu? Sporo z tej książki wzięłam dla siebie wiedzy, dotyczącej praktycznej mapy życia emocjonalnego człowieka. Koncepcja systemów emocjonalnych Panksepp’a, znana, ale tu, pokazana na wiele różnych sposobów, w różnych odsłonach, wprowadza w stan radości związanej z poczuciem „o wow, no rzeczywiście, połączyło mi się!” (w głowie coś, co do tej pory było porozdzielane lub odległe w zakresie systematyki poznawczej, tak to określmy roboczo).
Tak więc tak Wam tutaj snuję opowieści o własnym odbiorze tej książki, bo „Jeżeli (...) będziemy mówili o naszym doświadczeniu, introspekcji, to wtedy będziemy mówili o umyśle, będziemy badali umysł bądź umysły, które kontaktują się ze sobą”. s. 128 – wiem, jestem okropna, piszę własne myśli a podpieram się cudzymi. Ale to cytat właśnie z tej książki, więc uzasadniony i bardzo na miejscu.
Mam masę ulubionych fragmentów. Wszystkie, które stanowią masakrę piłą mechaniczną na miłości romantycznej (oczywiście przesadzam, masakry nie ma, choć momenty owszem!). Ja wiem Panie Doktorze, że Pan psów na miłości romantycznej nie wieszał. Wiem, że romantyczna miłość spełniona to jedno z najprzyjemniejszych uczuć i momentów, niemniej, umówmy się, że jednak rozprawił się Pan z nią dość zasadniczo (choć delikatnie i z troską o czytelnika. Doceniam). Tylko dlaczego w psychoanalizie jest tak mało happy endów?
Bardzo ucieszył mnie za to fragment o ucieleśnionej symulacji (Vittorio Gallese). Zastanawiałam się, czy w książce znajdzie się opis tego doświadczenia. Usłyszałam o niej po raz pierwszy na spotkaniu w Kontekstach w kwietniu tego roku (monodram Sam na Sam, spektakl Artura Krajewskiego według Witolda Gombrowicza, spotkanie zorganizowała Justyna Dworczyk). W dyskusji po spektaklu w tym roku brał udział Cezary Żechowski i wspominał między innymi właśnie o niej, jako o doświadczeniu dwóch bliskich sobie osób, między którymi dochodzi do bardzo specyficznego kontaktu. Jedna z osób, w swoistym stanie pobudzenia otwiera się i udostępnia pewną treść ucieleśnioną lub psychiczną, tak, że może być ona bezpośrednio poczuta i doświadczona przez drugą z osób. Byłam wtedy dość zabiegana pomiędzy własną córką, własną kozetką, moim fotelem psychoterapeutki i krzesłami superwizyjnymi które wówczas obsiadałam jak pchła. Wszędzie zajmowałam się omawianiem właśnie tego rodzaju doświadczeń, prawdopodobnie dlatego, że byłam wówczas na nie jakoś szczególnie uważna lub otwarta. Pamiętam, że po spotkaniu, jeszcze przez chwilkę, na chodniku, rozmawiałam z Cezarym Żechowskim rozróżniając pomiędzy tym co intersubiektywne, tym co dotyczy empatii i jest kojarzone jako pogłębione międzyludzkie doświadczenie więziotwórcze czy zawierające (jak w diadzie matka dziecko), a mechanizmem identyfikacji projekcyjnej. Krótka rozmowa a dla mnie dość istotna. Jej klimat, lub podobny, rozpoznaję silnie w artykule Przychodzimy z różnych stron, znajdującym się w drugiej części Rozmów o miłości, współczuciu, gniewie oraz w wykładzie Co koncepcja neuroróżnorodności może wnieść do myślenia psychoanalitycznego, także w drugiej części tejże. Jeśli kogoś interesuje koncepcja ucieleśnionej symulacji, fragment tekstu na jej temat znajdziecie w Rozdziale Siódmym O opiece i empatii (s. 107).
Zakochałam się w cytacie o zakochaniu ze strony 84: „Zaangażowanie jest w sprzeczności z postawą zachowywania samego siebie, czyli z pewnego rodzaju ironią czy dystansem. Jeśli się kogoś kocha, w tej wersji romantycznej, to nie ma dystansu, jesteśmy jednym wielkim zaangażowaniem”. s. 85
Fascynujący i piękny jest Rozdział Trzeci dotyczący systemu przywiązania. Ciekawe są fragmenty poświęcone dopaminie we fragmentach opowiadających i systemach poszukiwania (seek) i gniewu/wsciekłości (rage). Mogłabym tak pisać naprawdę długo.
Aby zatem opowiedzieć o tej książce w sposób, który wynicuje ten efekt intersubiektywności (regulującego kontaktu, między książką a czytelnikiem) musiałam naszkicować swój odbiór. To jest naprawdę świetna książka. Oferuje możliwość dotknięcia czegoś żywego, co nas porusza na wejściu, zabiera w akcje i zachęca do wykonania jakieś pracy. Zdaje sobie sprawę, że to swoisty spoiler, że obudowując ją w swoje własne skojarzenia psuję Wam nieco zabawę. No ale coś za coś. Robiłam to tak, by pisząc, nie zdradzać zbyt wiele, za to dać Wam obietnice, że jak przysiądziecie do niej sami, we własnym czasie który można rozciągać na długie godziny, to odbędziecie szereg podróży własnych w towarzystwie Autora. To był mój cel. Ja tu mam być tylko materiałem i tłem dla tego, co ta książka umożliwia. Zabawa wciąż jest po waszej stronie, so enjoy!".
Fot.: Maria Czarnecka.