21/05/2021
W związku z obecną tragiczną sytuacją w Palestynie chcę podzielić się z wami moimi przemyśleniami z 2018 roku. Pewnie niewiele z was wie, że mieszkałam i uczyłam się wtedy w Hajfie. Poniżej opisuję dzień, który przypomniał mi jak łatwo jest odwrócić wzrok, robić swoje i udawać, że cierpienie innych osób nas nie dotyczy, a wszystko jest w porządku. NIE JEST! trzeba stać po stronie słabszych. Tu nie ma mowy o symetrii.
"15 maja 2018 to 70. rocznica rozpoczęcia się wydarzenia znanego pod różnymi nazwami. Według Arabów to dzień początku katastrofy (Nakba), natomiast zdaniem Izraelczyków rozpoczęła się wtedy wojna o niepodległość.
Jedno miejsce, ten sam czas, różne perspektywy. Dużo nieszczęścia.
700,000 Palestyńczyków zostało wysiedlonych ze swoich domów.
Poniżej znajdziecie dwa przemyślenia, którymi chciałam podzielić się już od dawna.
1.
Najlepszym pomysłem na weekend jest wycieczka połączona z nocowaniem pod namiotem. Nie jestem tutejsza, nie mam swoich ulubionych ścieżek poza Hajfą. Więc zaufałam doświadczeniu mojego lokalnego przewodnika. Namiot rozłożyliśmy późno w nocy, w górach. Daleko w dole majaczyły światła miasteczka, co jakiś czas auto rozświetlało wijącą się serpentyną drogę. Nad nami było rozgwieżdżone niebo i księżyc przypominający rogalika. Naprzeciwko nie było nic, głucha ciemność.
Rano w miejsce ciemności ukazały się łagodne wzgórza, nic strasznego. To był początek marca, przed falą upałów. Widok soczystej zieleni był bardzo uspokajający. A jednak nie było tam żadnych dróg ani domów. Od zawsze ludzie zastanawiają się co jest za horyzontem, ja też byłam ciekawa. Usłyszałam "Z jednej strony Liban, z drugiej Syria."
Nogi się pode mną ugięły. Jak to?! Przecież ja jestem od tego daleko. To co się tam dzieje, jest straszne, okrutne, trzeba wspierać ludność cywilną, trzeba coś z tym robić. Ale z daleka, bo to przecież to jest tak daleko od tego miejsca w którym ja jestem. Nie tak wyobrażałam sobie granicę z krajem, w którym dzieje się wojna. Tak niepozornie. Nie spektakularnie.
Wiem od znajomych, że mieszkańcy miejscowości przygranicznych czasem słyszą rakiety i wybuchy. Brat jednej z moich wykładowczyń mieszka w budynku położonym najbliżej syryjskiej granicy. Słyszy strzały, a nawet głosy ludzi. Czasem do nich krzyczy, że chciałby im pomóc. Nie odpowiadają.
2.
Jedzą je typowe bohaterki komedii, kompulsywnie zajadając złamane serce lub inne problemy. Czasem dodatkowo posypują popcornem. Dress code - pidżama. Są deserem idealnym w upalne dni. Osładzają i zamrażają zmartwienia.
Z produkcji lodów słynie kibuc Sasa położony w Górnej Galilei. Tam właśnie zabrał mnie mój przewodnik, żeby uciszyć moją gonitwę myśli na temat zgnilizny tego świata. Według France 24 „żyje się tam tak jak za czasów założenia kraju”.
Tak, to prawda. To prawda od 1949 roku.
Osada jest usytuowana u podnóża masywu górskiego Meron, w odległości 12 kilometrów na północny zachód od miasta Safed. Dokładnie tak samo opisywana jest nieistniejąca arabska miejscowość. Nazywała się Sa’sa. 30 października 1948 została zajęta przez izraelskie wojska. Po ustaniu walk, ludność (1311 osób) została wysiedlona, a domy zrównane z ziemią.
Palestyński historyk Walid Khalidi napisał:
„Pozostały niektóre drzewa oliwne i pojedyncze ściany domów. Kilka domów jest obecnie wykorzystywanych przez osadę, jeden z nich ma łukowate wejście i łukowate okna”*
ZIelone lody pistacjowe smakowały tam zaskakująco słono.
*„All That Remains: The Palestinian Villages Occupied and Depopulated by Israel in 1948”