19/01/2024
Dobrze Was piszeć w 2024 roku (“do Was pisać” chyba nie pasuje). Chciałbym móc powiedzieć, że poprzedni rok był jakiś konkretny, ale każda konkretność jest raczej niesprawiedliwa wobec prawdy. Na szczęście mogę znowu przygotować ranking moich ulubionych filmów roku. To kojąca próba usystematyzowania 12 miesięcy. No bo skoro i w tym roku udało się skomponować “TOP 10”, to znaczy, że trzymam kurs. Życzę Wam trzymania kursu, jeśli Wam pasuje.
10.
W trójkącie, reż. Ruben Östlund
Östlund kontynuuje praktykowanie własnego podgatunku “gorzkich, tyci pretensjonalnych, bogatych intelektualnie komedii o tym, jak to bogaci i intelektualiści są gorzcy, pretensjonalni i tyci”. I wychodzi mu to najlepiej w karierze (a przynajmniej w tym wycinku, który znam). Należy jednak zauważyć wyraźny podział jakościowy trzech aktów.
AKT 1: Wyważony, kameralny, zaskakująco dobry w swojej prostocie.
AKT 2: Fenomenalny w ocenie, grotesce i chaosie.
AKT 3: Rzucający truizmami, płytki.
Na szczęście ten trzeci łatwo wypada z głowy.
Gdzie obejrzeć: Rakuten | Megogo | Nowe Horyzonty VOD
9.
Asteroid City, reż. Wes Anderson
Nierzadko usłyszeć można, że Wes Anderson jest więźniem własnej formuły. Jeszcze częściej, że jego dzieła to artystowskie wydmuszki, pozbawione głębszych treści. Co na to oskarżany? Jego “Asteroid City” wydaje się na zarzuty odpowiadać znad stylowo palonego papierosa prostym: “Ta, a bo co”?
Wes kocha w opowiadaniu historii samo opowiadanie, proces światotwórczy. A to, że swoje opowiadane światy ubiera w pastelowe, wymierzone od linijki kadry, to już tylko nasz zysk. Filmy Andersona to pełne szczęścia celebracje kina i piękna, które można nim przedstawiać. Dlatego też nie dziwi, że do jego dzieł aż lgną znane twarze i nazwiska. Kto nie chciałby wystąpić w najpiękniejszych pocztówkach znikąd?
Gdzie obejrzeć: SkyShowtime | Rakuten | Canal+
8.
Osiem gór, reż. Felix Van Groeningen, Charlotte Vandermeersch
“Osiem gór” milcząco opowiada o milczącej wrażliwości mężczyzn, o ciszy wynikającej ze strachu i braku umiejętności dzielenia się bólem. Nie jest to jednak kino terapeutyczne, nawet jeśli bardzo by się tego chciało. Co gorsza, przepiękne pejzaże włoskich Alp tylko zachęcają do pójścia w ślady Pietro i Bruno, którzy szukają tam własnego schronienia przed wymogami zindustrializowanego świata.
Wiem jednak, że gdybym rzucił wszystko i schował się w chatce w Bieszczadach, byłbym tylko - jak ich kolega z Turynu - turystą opowiadającym o kochaniu natury, bez krzty pojęcia o tym, czym ona tak naprawdę jest.
Gdzie obejrzeć: HBO Max | Polsat Box Go | Canal+
7.
Suzume, reż. Makoto Shinkai
“Suzume” to film, na którego wspomnienie od razu się uśmiecham (tak wewnętrznie), a w głowie wybrzmiewają mi pierwsze dźwięki głównego motywu muzycznego (RADWIMPS, Toaka - “Suzume”). Dzieło Makoto Shinkai to anime fantasy, nie ma za bardzo jak tego ukryć. Są tu sekretne drzwi do innej czasoprzestrzeni, rzucający czary kot, tajemniczy strażnik zaklęty w niesamowicie animowane krzesełko i groźba pożarcia Japonii przez olbrzymiego robaka z mrocznej energii. Nie to jest jednak najważniejsze.
“Suzume” to przede wszystkim kino drogi, poprzez które reżyser pragnie wyrazić miłość do swoich rodaków. Postacie, które spotyka na swojej drodze tytułowa bohaterka, mają wady, czasem też nieciekawą przeszłość, ale łączy je to, że w obliczu szczerej potrzeby gotowi są bezinteresownie pomóc i to nie dlatego, bo tak nakazuje obyczaj, ale dlatego, że dzięki temu, życie jest lepsze.
Gdzie obejrzeć: Na ten moment, legalnie nie ma jak.
6.
Falcon Lake, reż. Charlotte Le Bon
Ciężko uwierzyć, że tak umiejętnie prowadzone, różnorodne stylistycznie dzieło może być reżyserskim debiutem. Nie jestem zbyt dobrze zaznajomiony z karierą aktorską Charlotte Le Bon (acz seans “Yves Saint Laurent” definitywnie w najbliższym czasie przede mną), ale jestem wdzięczny, że postanowiła ją ona ograniczyć na rzecz tworzenia tak interesujących dzieł (zakładam, że będą następne).
Z pozoru “Falcon Lake” to film coming-of-age, jakich wiele. Wakacyjna, nastoletnia miłość kwitnie, będąc ucieczką od świata dorosłych. Każdy dzień przypomina przefiltrowany na przestrzeni lat obraz dawnych przechadzek do lasu/nad jezioro, których doświadczył prawie każdy z nas. Ale tu obiekt westchnień jest jednocześnie fetyszem i podmiotem kształtującym narrację. Choć opowieść obserwujemy z perspektywy młodziutkiego Bastiana, to kilka lat starsza Chloé wydaje się mieć nad nią panowanie - fascynacja horrorami, którą przejawia dziewczyna, wpływa na stylistykę filmu. Ktoś za szybko przemyka za oknem, kamera ukrywa się między gałęziami, im dłużej patrzymy w gęstwinę lasu, tym ona mocniej patrzy się na nas. Ale to tylko elementy, fragmenty fascynujące właśnie dlatego, że jako całość “Falcon Lake” to pierwsza miłość, nie kino grozy.
Gdzie obejrzeć: Nowy Horyzonty VOD | E-Kino Pod Baranami
5.
Oppenheimer, reż. Christopher Nolan
Spośród wszystkich moich ulubionych reżyserów (tak, ich stale aktualizowaną najlepszą dziesiątkę też mam), których filmy miały premierę w 2023, tylko Christopher Nolan sprostał pokładanym w nim oczekiwaniom.
“Oppenheimer” to kino masywne. Dziesiątki postaci, dekady historii naukowej, przytłaczające wizualizacje, achronologiczna narracja. Z początku film pędzi na złamanie karku i zalewa widza informacjami, ciężko się połapać. Gdy jednak mózg wejdzie już na wyższe obroty i zda sobie w pełni sprawę, że seans będzie wymagał od niego zaangażowania, na jaw wychodzi maestria reżyserska Nolana. Ciężko opisać umiejętności konieczne do zapanowania nad takim projektem. “Oppenheimer” to jednocześnie kino biograficzne, fascynująca historia procesu tworzenia bomby atomowej, dramat sądowy, ale i mind-game film… choć o tym, jeśli jeszcze najnowszego dzieła Nolana nie widzieliście, lepiej nie wspominać.
Gdzie obejrzeć: Amazon Prime VOD | iTunes | Rakuten
4.
Spider-Man: Poprzez multiwersum, reż. Joaquim Dos Santos, Kemp Powers
To jest po prostu świetna zabawa. “Spider-Man Uniwersum” podkręcone do jedenastki. Więcej światów, więcej Spider-Manów, więcej akcji, więcej estetyk. Multiwersum przestaje być atrakcją samą w sobie, za to zadawane są pytania o to, w jaki sposób opowiadamy w nim historie. Drapieżność motywu muzycznego Prowlera ustępuje niepokojącemu ostrzeżeniu, które niesie syrena Spider-Mana 2099. Cameo Donalda Glovera zaciera granice kina animowanego i aktorskiego. Niespójna częstotliwość animacji poszczególnych “fragmentów” Spider-Punka przeraża mnie, gdy pomyślę, że musiałby potem taki chaos rozliczyć u księgowych. The Spot przenosi poziom zagrożenia ze standardów kina zachodniego w monumentalizm anime.
No i pewnie, fabularnie ten film nie istnieje bez nadchodzącej “trójki”, ale co z tego, jeśli sprawia, że tak bardzo się na nią czeka.
Gdzie obejrzeć: HBO Max | Canal + | Amazon Prime VOD
PS Bardzo brakuje Spider-Mana Noir Nicholasa Cage’a. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego (nawet jeśli bogactwo filmu sugeruje co innego).
3.
Obesk, reż. Jonas Smulders
Mało by brakowało, a “Obesk” nie trafiłby do zestawienia. Uznałem jednak, że “krótkim metrażom” też się należy i trzeba wziąć je pod uwagę.
Film Jonasa Smuldersa to kilkunastominutowy zapis rozmów barowych. Bar jest obskurny. Konwersacje niezbyt filozoficzne. Bohaterowie nie są wyjątkowi. Ale “Obesk” pochłania. Rozchodząca się po zadymionych, czarno-białych kadrach atmosfera sugeruje, że coś jest tu nie tak. Że to nie do końca jest nasz świat. Brak na to “namacalnych” dowodów, ale czuć w powietrzu, że gdy tylko wyjdzie się przez drzwi lokalu, ujrzy się świat, który sprawi, że zechce się wrócić do krzywych spojrzeń dziwacznej klienteli i stosu łupin od orzechów towarzyszących parszywemu alkoholowi. Ale to tylko wrażenie, bardzo personalne. I za umiejętność wywołania go we mnie tak cenię “Obesk”.
Gdzie obejrzeć: Trzeba się modlić, żeby w ogóle się kiedyś gdzieś dało. Choćby na festiwalu w Torrento.
2.
Duchy Inisherin, rez. Martin McDonagh
Dużo na “Duchach Inisherin” płakałem. Sytuacja, w której pewnego dnia przyjaciel mówi Ci, że już nie chce nim być, to koncepcja tak prosta a tak rozdzierająca serce. Najpewniej w wielu przypadkach prób przedstawienia takiej sytuacji na ekranie, wyszłoby z tego ckliwe badziewie, ale bezpośredniość McDonagh, klimat irlandzkiej wioski lat 20. i rola życia Colina Farrella sprawiają, że jest to doświadczenie piękne i szczere, choć dotkliwie smutne. Na szczęście jest też w tym bólu przestrzeń na śmiech i ciemne piwo. Choć tak naprawdę są tylko stypą po zaprzepaszczonym uczuciu.
Gdzie obejrzeć: Disney+ | Megogo | Rakuten
1.
Strażnicy Galaktyki: Volume 3, rez. James Gunn
Strażnicy Galaktyki: Volume 3 to obraz infantylnej beztroski w obliczu niepojmowalnego okrucieństwa. Obraz beztroski koniecznej, by sobie z tym okrucieństwem poradzić.
Finał serii Jamesa Gunna operuje kontrastami. Jego kreatywność wizualna objawia się w kolorowych, kampowych scenografiach i osobliwościach kosmicznych zakątków, ale i w przerażających projektach okaleczonych, zmodyfikowanych zwierząt. Siła przyjacielskiej miłości zestawiona jest z przygnębiającą świadomością, że niektóre nasze cechy nigdy nie przestaną być źródłem irytacji dla naszych bliskich. Lekki i autentycznie zabawny humor dialogów to mechanizm obronny w nieustającej walce ze złamanymi sercami, kryzysami tożsamości i nieustającą tęsknotą. Ukochana, świetnie rozwinięta charakterologicznie ekipa Strażników mierzy się z jednym z najlepszych antagonistów kina superbohaterskiego, Wielkim Ewolucjonistą – ucieleśnieniem apatii i wzgardy wobec wszystkiego, co w jego niby-boskich oczach nieidealne.
Dlatego do seansu wypada podchodzić z pewną dozą świadomości. Z jednej strony jest to czystej krwi kino rozrywkowe, przystępne, pełne humoru i ciepłe. Z drugiej zaś – mroczne, inspirowanym body horrorem science fiction, które nie szczędzi bólu oglądającym i oglądanym. To niejednoznaczne, różnorodne dzieło, którego po stajni Marvel nie sposób się było spodziewać. Mój film roku.
Gdy już wszystko rozpadnie się w drobny mak, a kurz wojenny opadnie, pozostanie złapać się za ręce i zatańczyć jeszcze ten jeden raz. Jak w pochodzie cyrkowym Felliniego i na powierzchni Knowhere.
Gdzie obejrzeć: Disney+ | Megogo | Canal+
Ja tam nie jestem pewien, czy mi się podoba mój kurs, więc nie czujcie się zobowiązani. Szczęśliwego 2024.
/R