02/01/2024
Ostatnia książka, którą przeczytałam (a raczej, której wysłuchałam) w starym roku i pierwsza, którą skończyłam w nowym.
"Czyngis-chan i narodziny nowoczesnego świata" Jacka Weatherforda to świetnie udokumentowana opowieść o narodzinach mongolskiego imperium i jego znaczeniu dla ówczesnego świata. Czyngis-chan wbrew stereotypowym opiniom nie był okrutnikiem i sadystą (w przeciwieństwie do Timura vel Tamerlana). W tym sensie, że nie zabijał bardziej niż musiał w okolicznościach podbojowych i nie zabijał dla przyjemności. Jak na tamte czasy, to już wiele. Był za to świetnym strategiem, wizjonerem i władcą, któremu udawało się zarządzać rozległym imperium z końskiego siodła głównie dlatego, że tam, gdzie coś podbił, wybijał elitę i dbał o tzw. zwykłego człowieka, czym zyskiwał lojalnych sprzymierzeńców. Raz zastosował metodę grubej kreski, po czym arystokracja go zdradziła. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy podarował życie członkom elit. Tak że gruba kreska nigdy nie była jakąś szczególnie udaną strategią.
Weatherford opisuje także losy imperium po śmierci Czyngis-chana i dobija z opowieścią do XX wieku, kiedy stalinowska, a potem radziecka machina zrobiła wiele by wyrugować poczucie tożsamości i przynależności Mongołów. Za badanie mongolskiej historii można było dostać wyrok śmierci, a w najlepszym razie zesłanie. Mimo wszystko do 1989 roku nie brakowało historyków, którzy w tajemnicy zabezpieczali źródła, prowadzili badania, ujawnione w większości po upadku ZSRR.
Weatherford napisał tę książkę w dużej mierze dzięki tym ludziom - wymienia ich, opisuje także wspólne wyprawy (oczywiście konno) po mongolskich stepach, m.in. do miejsca, w którym urodził się Czyngis-chan. Tak że nie jest to książka pisana zza biurka i z internetu - autora naprawdę bolało dupsko od siodła.
Nie jest to nowa książka. Polskie wydanie wyszło w 2006 i chyba nie było wznawiane (a szkoda). Kto czyta w języku langłydż, temu polecam wersję audio na Audible.
Z kolei "Moon Witch/Spider King" to druga część trylogii "Dark Star" Marlona Jamesa. W pierwszej oglądaliśmy historię poszukiwań tajemniczego dziecka z perspektywy Tropiciela. Tutaj poznajemy perspektywę Sogolon. W pierwszej części poznajemy ją, kiedy ma lat trzysta z hakiem. W drugiej dowiadujemy się, co przez te trzysta lat porabiała. A działo się trochę - odkrywała swoje supermoce, zabijała pomniejszych bogów, wymierzała sprawiedliwość mężczyznom, którzy nienawidzili kobiet. Bo Sogolon jest kobietą pełną gniewu, ofiarą gwałtu i wszechobecnej przemocy, która nie akceptuje bycia ofiarą. Ktoś napisał, że Sogolon jest afrykańską Lisbeth Salander. Zapytałam o to Marlona Jamesa. Tak! Rozmawialiśmy i ta rozmowa już niebawem się pojawi, więc sami przeczytacie, co odpowiedział.
Polskie tłumaczenie powieści przygotowuje niezrównany Robert Sudół, który przetłumaczył wszystkie dotychczasowe książki Jamesa. Powinno ukazać się w okolicach września.
A jeśli ktoś nie może się przekonać do trylogii Jamesa, bo usłyszał, że to fantasy, to pragnę przypomnieć, co z tym gatunkiem zrobiła niejaka Ursula K. Le Guin. Marlon James podobnie jak Urszula rozpycha ten nieszanowany gatunek, podlewając swoją opowieść obficie afrykańską mitologią. To autor, który tak jak Salman Rushdie rozumie, że dobra literatura powinna być też baśnią.
Jeśli lubicie, kiedy wam piszę o książkach, to zapraszam do wspierania tego pisania - w komentarzu wrzucam link do platformy Buycoffee, gdzie można wrzucać mikrowpłaty. Będzie na kolejne książki