Tadeusz Pawłowski

Tadeusz Pawłowski O tym, co nie koniecznie ważnego dzieje się w Rawiczu.

Kartka z kalendarza świąt nietypowych.13 stycznia 2025 roku obchodzimy Dzień Polskiej Wódki i Dzień Gumowej Kaczuszki.Gd...
13/01/2025

Kartka z kalendarza świąt nietypowych.
13 stycznia 2025 roku obchodzimy Dzień Polskiej Wódki i Dzień Gumowej Kaczuszki.
Gdy spotka się przynajmniej dwóch rodaków, to wszystko musi być na „pe” – prawdziwi Polacy dyskutują albo o piciu, albo o polityce i do tego przecinki też na „pe”.
W styczniu 1992 roku na środku Pacyfiku z kontenerowca Ever Laurel, który opuścił Hongkong 6 stycznia 1992 r. i spóźniony o jeden dzień z powodu sztormu dopłynął do stanu Waszyngton 16 stycznia, wypadło za burtę i zatonęło 12 kontenerów, a tysiące małych paczek wyskoczyło na powierzchnię wody, każda zawierająca puste w środku zabawki: czerwone bobry, niebieskie żółwie, zielone żaby i żółte kaczki. Przez 15 następnych lat 28.800 gumowych zabawek pływało po morzach i oceanach świata i było wyrzucanych na brzeg po całym globie. Dopiero gdy dwóch oceanografów wprowadziło współrzędne miejsc, w których znaleziono zabawki, do symulatora prądu oceanicznego, to prześledzili drogę ich dryfowania aż do północnego Pacyfiku.
Prawdopodobnie jakaś musiała zboczyć na Bałtyk.
Zdrowie gumowej kaczki!

Jarosław Kaczyński ogłosił 2025 "rokiem tuskodrożyzny".Czekam, aż ktoś w odpowiedzi ogłosi „dekadę kaczoinflacji”.Oczywi...
07/01/2025

Jarosław Kaczyński ogłosił 2025 "rokiem tuskodrożyzny".
Czekam, aż ktoś w odpowiedzi ogłosi „dekadę kaczoinflacji”.
Oczywiście Kaczyński przed wyborami prezydenckimi chce narzucić fałszywą narrację. Skąd on wziął dane i tak uogólnił ten przekaz, aby napiętnować rządzącą obecnie ekipę? Wiadomo powszechnie, że prezes, z pełnym uszanowaniem, sam zakupów nie robi, możliwe, że ma od tego mężów. Wcześniej miał od tego mężów stanu, a przed wyborami pewnie będzie miał mężów zaufania.
Więc przejdźmy do konkretów i najlepiej na własnym przykładzie. Osiem lat rządów P*S-u, to od początku najpierw była chwila deflacji, przejętej po poprzednich rządach i to dawało w miarę stabilny komfort życia i możliwość podnoszenia tzw. najniższego wynagrodzenia, co podobało się tym najbiedniejszym, ale już mniej pracodawcom. Potem gdzieś od 2019 r. włączył się tryb turbo inflacji, co skutkowało tym, że przez 4 ostatnie lata rządów P*S siła nabywcza mojej emerytury spadła prawie o połowę.
Poprzedni 2024 rok rządów ekipy demokratycznej z inflacją 4,6%, czyli znacznie niższą niż za P*S-u, dalej uszczupla siłę nabywczą emerytur. I to jest fakt niezaprzeczalny. Żadne 13-tki i 14-stki (jeśli ktoś je dostaje) nie rekompensują w pełni utraty siły nabywczej emerytur spowodowanej inflacją. Tak jest skonstruowany system emerytalny, że im dalej od zakończenia pracy zawodowej, tym mniejsza wartość nabywcza pobieranej emerytury. No i co z tym zrobić?
Co przez 8 lat rządów P*S nakręcało skalę inflacji? Czy była skutkiem wyprowadzania na masową skalę z kasy państwowej do organizacji, w których te pieniądze wyparowywały? Może nietrafione inwestycje, jak elektrownia Ostrołęka, „rowek” Kaczyńskiego, oczywiście przez mierzeję, CPK, Izera? Na pewno sprzedaże rafinerii po zaniżonej wartości, wyprowadzanie pieniędzy jako zaliczek nie wiadomo gdzie. Może też to, że P*S blokował swoimi decyzjami rozwalającymi system prawa w kraju, napływ należnych Polsce pieniędzy z Unii?
Nie będę zgadywał, jak dalece wszystkie wcześniejsze zobowiązania P*S-u, jak np. zakupy broni (demonstracyjnej i szkoleniowej) w Korei będą skutkowały tym, że inflacja w następnych latach będzie przekraczała bezpieczny próg 2%.
Więc zastanawiam się, czy w odpowiedzi na slogan „2025 rokiem tuskodrożyzny”, druga strona nie powinna upowszechniać coś równie adekwatnego, np. „biedadekada skutkiem kaczoinflacji”, albo prościej „dekada kaczoinflacji”. Ale tu uwaga! Obowiązują prawa autorskie i pokrewne, więc oczekuję tylko na poważne propozycje :)
(fot. J. Kaczyńskiego z Business Insider)

Jednym z tematów, który elektryzuje przeróżne środowiska, jest projekt wprowadzenia do szkół nowego przedmiotu - edukacj...
05/01/2025

Jednym z tematów, który elektryzuje przeróżne środowiska, jest projekt wprowadzenia do szkół nowego przedmiotu - edukacji zdrowotnej, którego jednym z elementów ma być edukacja seksualna.
No cóż, nie dorośliśmy jako społeczeństwo do normalnej dyskusji na tematy tabu. Ale skoro jest to temat elektryzujący, to powinni zająć się nim elektrycy.
Zacząć wypada od historii, choć zahaczę też o wątki prehistoryczne. W latach 50/60-tych wśród dzieci w wieku przedszkolnym modne były „zabawy w doktora”. Moi rówieśnicy zapewne pamiętają takie duże kolorowe pudełka z napisem „Mały lekarz”, albo „Mały doktor”, które zawierały plastikowe miniatury różnych przyrządów medycznych. To wszystko było jak najbardziej „légalité”, bo przecież te zestawy na gwiazdkę rodzice kupowali swoim pociechom. Do czego później były one używane, lepiej rozciągnijmy nad tym zasłonę tajemnicy. Podsumowując ten okres dziecięcy można powiedzieć, że chłopcy jako „lekarze” mieli świetną zabawę badając „zdrowie” swoich koleżanek. Tylko czasami z ciemnej piwnicy, lub z zaciemnionego strychu dobiegały chichy i śmichy oraz sporadycznie wrzaski: „Mama! A dlaczego Zosia nie ma pulusia?”, albo - „Mama, a Wojtkowi z przodu wisi kupa!”
Z ostatnich lat nauki w szkole podstawowej pamiętam kilka „ekscesów”, które podpadałyby jako efekt braku edukacji seksualnej, ale niestety nie nadają się do publikacji. Nawet nie nadawały się do wyznania podczas spowiedzi, bo ksiądz pewnie wyskoczyłby z konfesjonału, co niektórym kolegom w końcówce lat 60-tych udało się wywołać.
Ale przedstawię dwie anegdoty. Pierwszą jako przykład, że edukacja seksualna jest konieczna i to nawet wśród nauczycieli. Otóż jeden z kolegów w klasie, Jurek przyniósł do szkoły książkę, którą jak twierdził „podprowadził tacie”. Na przerwie nie dało się do niego dopchać, bo więksi wzrostem (a ja należałem do konusów) szczelnie oblegali Jurka i oglądając zakazany owoc, coś tam chichotali. Podczas kolejnej lekcji Jurek trzymał na kolanach książkę i z zapartym tchem wertował strony, czym zainteresował panią nauczycielkę, jeszcze pannę na wydaniu. Jurek - co ty tam oglądasz lub czytasz? - pani zapytała na głos. Jurek, jeszcze mniejszy ode mnie, spłonął i zaczął się jąkać, więc pani podeszła i szybkim ruchem wyjęła spod ławki książkę. Podeszła z nią do swojego stolika i zaczęła wertować kartki. Kolor twarzy nauczycielki zmienił się na jasnopurpurowy i po chwili pani bez słowa opuściła wraz z książką klasę. Jurek w domu od ojca dostał „bęcki”, bo mama nie chciała wziąć odpowiedzialności za zaginięcie książki na siebie. Książka się już nie odnalazła, choć widzieliśmy, jak przez wiele tygodni krążyła między nauczycielami.
Drugą anegdotę mogę podać z nazwiskami, bo oboje aktorzy tej scenki rodzajowej już niestety nie żyją. W klasie miałem fajnego kolegę, Andrzeja Jasiaka, jajcarza niemożebnego, który „na poważnie” potrafił rozbawić każdego. I także sympatyczną koleżankę, niestety dla mnie za wysoką, Gosię Gościniak. Siedzieli oni przede mną obok siebie, ale w dwóch równoległych ławkach. Pewnego razu podczas lekcji Andrzej szeptem zaczepił Gosię - chcesz coś smacznego do jedzenia? Gosia - no to daj. Andrzej – weź sobie z mojej kieszeni. Gosia włożyła rękę do kieszeni spodni, po czym na cały głos wrzasnęła - Andrzej ty świntuchu, co ty mi dajesz do macania? Pani nauczycielka (nie pamiętam która) do Andrzeja i Gosi - natychmiast wstańcie, co wy tam wyprawiacie? Na to Andrzej wstaje i wyjmuje z kieszeni torebkę z dwoma wystającymi parówkami. Miny pani nauczycielki nie pamiętam.
W czasach studenckich musieliśmy zadowolić się tłumaczeniem „Sztuki kochania” Owidiusza, polskim wydaniem z 1933 r. „Kamasutry” oraz „Pamiętnikami” Giacomo Casanovy (autora z polskimi konotacjami) zwanymi także „Historią mojego życia”. Chociaż w latach 70-tych, m.in. w tygodniku „Razem” publikowano artykuły Lwa Starowicza, to jak określił jeden z moich współlokatorów w akademiku, „takie czytanie na sucho, to jak lizanie loda przez szybę”. Czasopismami zagranicznymi, w tym „Playboyem”, dysponowali „kolorowi” współlokatorzy akademika, czasami bywały nawet ładne.
W czasie pomieszkiwania w akademiku „omawiało się” różne artykuły i pamiętam dyskusję na temat informacji, że 30% kobiet nigdy w życiu nie doświadczyło orgazmu. Kolega o dość wybujałym libido wielokrotnie nie tylko głowił się nad sposobem, jak tu „zagospodarować takie narodowe dobro”?
Po odkryciach w Afryce Środkowej kości, o których mówiło się, że to szczątki pierwszej kobiety - „Ewy”, liczących, jak wtedy podawano, ok. 200-300 tys. lat, dyskutowaliśmy, czy pierwszą Ewę mógł stworzyć Bóg. Bo mężczyznę stworzył na pewno. Jaka była argumentacja? Mężczyzna, gdy w wieku 16-18 lat dorasta hormonalnie do prokreacji, to wyrastają mu wąsy. Więc tutaj Bóg zadbał o to, aby było wszystko widać i na swoim miejscu. Ale co z kobietą, która już co najmniej 300 tys. lat temu rodziła się z łechtaczką? Jest to organ, którym jako jedyne w całym wszechświecie dysponują tylko kobiety i to od urodzenia (samice innych zwierząt tym organem nie dysponują). On do prokreacji nie jest potrzebny, służy jedynie dla uzyskiwania przez kobietę cielesnej rozkoszy. Wniosek – Bóg nie mógł stworzyć kobiety, skoro kreacjoniści „młodej Ziemi” zakładają, że Ziemia według interpretacji Biblii ma od ok. 6 do ok. 10 tysięcy lat i wtedy też powstało życie oraz człowiek.
Nawet jeśli przyjąć założenie kreacjonistów tzw. „starej Ziemi”, traktujących opis biblijny bardziej metaforycznie, nie negując tego, że Ziemia oraz życie na niej ma kilka miliardów lat, i usiłują być w zgodzie z naukami innymi niż biologia, to nadal nie wiadomo, co w końcu z tą łechtaczką? Dlaczego nie „dojrzewa” w okresie gotowości kobiety do prokreacji? Zwyciężył jednak ostatni argument. Gdy wszyscy z pokoju obejrzeli w kinie film „I Bóg stworzył kobietę” wszelkie dywagacje się skończyły. Film był nudny jak flaki z olejem, ale dzięki kreacji Brigitte Bardot, która mając 22 lata grała 18-letnią bezpruderyjną dziewczynę, można było domyślić się, do czego kobiecie służy łechtaczka.
Gdy skończyły się czasy akademickie i w 1978 r. Wisłocka wydała swój szlagier „Sztukę kochania”, to dla moich rówieśników była to już musztarda po obiedzie lub bita śmietana po dawno zjedzonym lodzie.
Ostatni incydent z frywolną literaturą miałem w latach 90-tych, gdy ks. śp. Kazimierz Wylegała wycyganił ode mnie fajne wydanie „XIII Księgi Pana Tadeusza”. Książeczka była przyczepiona do butelki szampana, jako elektryzujący gadżet.
Dzisiaj historię ludzkości i historię seksu już możemy podzielić na dwie ery. Erę przed narodzeniem Internetu i erę po narodzeniu Internetu. Jeśli chodzi o historię ludzkości, to dokładna data przełomu ery jest dość płynna, bo np. ja mam skrzynkę pocztową założoną w 1996 r. na Wirtualnej Polsce, a pierwsze strony w internecie robiłem na przełomie dwóch wieków - XX i XXI.
Zaś w sprawie historii seksu, to wielu fachowców z tej branży (nauczyciele, lekarze, seksuolodzy, psychiatrzy, itd.) uważają, że mamy powrót do czasów kamienia łupanego, choć w tym przypadku poszukiwana jest lepsza nazwa. Wszystko odbywa się na żywioł, decyduje instynkt, a nie poważna wiedza, choćby nawet ta powierzchowna ze „świerszczyków”, bo komu jeszcze chce się czytać Kamasutrę?
A tzw. „seksualizacja,” to pomysły różnych specjalistów od konstrukcji biurek, na których wiceprezes może dymać żonę prezesa. Nie tylko im tzw. ideologia gender służyła przykryciu niecnych wyczynów, w końcu nie do ukrycia.
Więc na koniec – potrzebna jest edukacja, szczególnie tym, co najgłośniej przeciwko niej protestują!

Chciałbym zaznaczyć, że jest mi równie daleko mentalnie do każdej opcji politycznej, działającej legalnie w Rzeczpospoli...
04/01/2025

Chciałbym zaznaczyć, że jest mi równie daleko mentalnie do każdej opcji politycznej, działającej legalnie w Rzeczpospolitej Polskiej. Staram się myśleć krytycznie i działać zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, co oznacza, że narażam się wszystkim. Od zawsze cenię wolność przekonań, a oportunizm i konformizm są mi obce.
Na początku Nowego Roku chcę zwrócić uwagę na to, co narasta i staje się zagrożeniem dla demokracji w kraju, którego naród już nie raz przez głupotę lub koniunkturalizm swoich „elit” doprowadził do wymazania Polski z mapy Europy.
Sądzę, że największym zagrożeniem dla bytu Polski i demokracji w naszym kraju, jak zwykle, jest kult kłamstwa. Celuje w tym opcja, która rok temu straciła władzę. Przedstawię kilka takich tez, które w oczywisty sposób odbiegają od prawdy.
Kaczyński twierdzi, że demokracja w Polsce jest likwidowana, panuje reżim Tuska. W tym przypadku mamy do czynienia z klasyczną, celową i systematyczną dezinformacją, która rozpowszechniana jest w złej wierze.
Gdy Kaczyński był wicepremierem ds. bezpieczeństwa, to w tym czasie w Ministerstwie (nomen omen) Sprawiedliwości działała zorganizowana grupa przestępcza. Chyba dotąd w historii w krajach demokratycznych nie było drugiego takiego rządu na świecie. Nie było też chyba w historii (byłego) wiceministra sprawiedliwości, który uciekł przed wymiarem sprawiedliwości do kraju, którego rząd oficjalnie sprzyja dyktaturze w Rosji. Jest też inny, będący prominentnym działaczem koalicyjnej w stosunku do P*S partyjki, uciekinier przed odpowiedzialnością za czyny, które zagrożone są wieloletnim wyrokiem. Twierdzenie przez część zwolenników tamtej ekipy, że są to uciekinierzy przed „prześladowaniami obecnej ekipy rządzącej”, to jest wynik jakiejś aberracji.
Warto w tym miejscu zacytować fragmenty artykułu "The Washington Post" (najstarszej gazety w USA), opublikowanego w 2015 r. zaraz po objęciu rządów w Polsce przez P*S: „Jarosław Kaczyński, podobnie jak premier Węgier Wiktor Orban, to wytwór obrzydliwego przedwojennego populizmu, zamrożonego i utrwalonego w czasach komunizmu, który łączy ksenofobię, antysemityzm, prawicowy katolicyzm i ciągoty autorytarne oraz kłamstwami dorównuje Donaldowi Trampowi”.
Jeśli uważacie, że WP w 2015 r. się mylił, to poczytajcie przedwojenną polską prasę, w której zamieszczano artykuły gloryfikujące poczynania niejakiego Adolfa jeszcze na przełomie sierpnia i września 1939 r. (ciekawsze wycinki z miejscowej przedwojennej prasy ku przestrodze mogę zamieścić w okolicy końca sierpnia br.).
Liderzy P*S-u bardzo mocno akcentują, że za Tuska rośnie drożyzna. To jest wierutne kłamstwo.
Kaczyński mówi, że masło jest powyżej 10 zł. To jest klasyczna „fałszywa prawdomówność”.
W supermarketach nawet bez odpowiedniej aplikacji kostkę masła można nabyć za około 5 zł, a z aplikacją nawet za mniej. Ale jak w PRL - 110% populacji gotów w te brednie wodza uwierzyć, bo kłamstwa lepiej się wchłaniają.
Kaczyński trąbi, że jest olbrzymia inflacja. Kolejny humbug dla populistów.
Obecnie mamy inflację w okolicy 4,6%, podczas gdy za P*S-u w szczycie wynosiła ponad 20% i wcale nie z powodu pandemii.
Polityka zawsze polegała na upiększaniu swoich czynów lub dezawuowaniu postępowania przeciwników. Politycy naciągali pewne fakty, aby zdobyć głosy wyborców. Ale polityka w całości oparta na profesjonalnym dawkowaniu kłamstw, to jest takie novum, które w sposób zorganizowany wyrządza największe szkody.

Jesteśmy bardzo zastraszonym społeczeństwem, w którym działają przestraszone lub skorumpowane media.
Jesteśmy społeczeństwem, któremu obce jest krytyczne myślenie, choć podobno „krytyczne myślenie” ma być frazą 2025 roku. Najlepsze są wpisy, które są jak "placebo dla oczu i uszu", nieprawdaż?
Kto jest wolny od oportunizmu i konformizmu?

31/12/2024
Ten mój poprzedni wpis o Sądnym Dniu miał się ukazać dwa miesiące temu, około 15 października, w rocznicę wygranych prze...
11/12/2024

Ten mój poprzedni wpis o Sądnym Dniu miał się ukazać dwa miesiące temu, około 15 października, w rocznicę wygranych przez demokratów wyborów. Ale w tamtym czasie miałem kilka terminowych zajęć i wpis zamieściłem 10 grudnia, też w symbolicznym dniu, miesiącznicy prezesa.
Nawiązując do tworzenia specjalnych funkcji ofiarnych, warto zwrócić uwagę, że obecnie najpopularniejszym zawodem jest funkcja winiarza. W mediach pełno reklam wyrobów winiarskich – codziennie mówią o winach tego, albo tamtego, więc zawód winiarza jest na topie. Wcześniej, jeszcze rok temu, był popularny tylko jeden winiarz.
Kto obecnie będzie dzierżył palmę „Winiarza Roku”? Myślę, że duże szanse miałby gość, który ma największą winiarnię w Polsce. Ten który z żarliwą miłością wczoraj próbował kopnąć w dupę jakiegoś przeciwnika wyznawców największej sekty w kraju nad Wisłą, w pobliżu schodów - jednego z najbardziej dziwacznych symboli narodowej winiarni.

(Fragment obrazu „Drabina Jakubowa” w wyobrażeniu Williama Blake’a – 1805).

Dzień przebłaganiaW tym roku w kalendarzu żydowskim Jom Kipur, zwany Sądnym Dniem lub Dniem Przebłagania, przypadł 11 pa...
10/12/2024

Dzień przebłagania
W tym roku w kalendarzu żydowskim Jom Kipur, zwany Sądnym Dniem lub Dniem Przebłagania, przypadł 11 października. Stąd pochodzi związek frazeologiczny „kozioł ofiarny”.
W Starym Testamencie, w Księdze Kapłańskiej, w rozdziale „Dzień Przebłagania” jest fragment związany z wypędzeniem kozła na pustynię:
„(20) Kiedy już ukończy obrzęd przebłagania nad Miejscem Świętym, Namiotem Spotkania i ołtarzem, każe przyprowadzić żywego kozła.
(21) Aaron położy obie ręce na głowę żywego kozła, wyzna nad nim wszystkie winy Izraelitów, wszystkie ich przestępstwa dotyczące wszelkich ich grzechów, włoży je na głowę kozła i każe człowiekowi do tego przeznaczonemu wypędzić go na pustynię.
(22) W ten sposób kozioł zabierze z sobą wszystkie ich winy do ziemi bezpłodnej. Ów człowiek wypędzi kozła na pustynię”.
Współcześnie kozłem ofiarnym bywa osoba, którą obarcza się winą za nieswoje czyny.
Ci, którzy nie potrafią wziąć niczego „na klatę”, w sytuacji, gdy już nie ma kogo obarczyć odpowiedzialnością, są gotowi stworzyć specjalne funkcje dla kozłów ofiarnych, żeby mieli na kogo zrzucić winę. A propaganda zrobi resztę.

Jeden z kandydatów na urząd Prezydenta RP stwierdził, że są politycy, którzy nie posiadają "genu polskości". "Gen polsko...
01/12/2024

Jeden z kandydatów na urząd Prezydenta RP stwierdził, że są politycy, którzy nie posiadają "genu polskości".
"Gen polskości" to taki wyróżnik, który podobno jest odpowiedzialny za umiłowanie wolności, indywidualnej i wspólnotowej. Tylko, że genetycy kliniczni twierdzą, że nie ma żadnego "genu polskości", więc jest to kolejny wymyślony mit dla podkreślenia wyjątkowości na wzór narodu wybranego, bo umiłowanie wolności ma wiele nacji i o nią, podobnie jak Polacy, walczyli lub walczą.
Wydaje mi się jednak, że coś na rzeczy może być. Zmiany struktury DNA niekoniecznie muszą dotyczyć braku konkretnego genu (np. wydumanego genu polskości), ale bardziej nabytej lub dziedzicznej zmiany fragmentu tegoż łańcucha, spowodowanego uwarunkowaniami np. historycznymi.
Podobnie, jak to jest ze schorzeniem zwanym bielactwem, które dotyka 0,5 - 2% populacji, jakieś 30% populacji Polaków może być dotknięte buractwem. I bynajmniej nie chodzi o jakichś troglodytów, dresiarzy czy krótkie karki. Dzisiejsi buracy, to także celebryci i niektórzy politycy. Bo buractwo nie jest postchamskie, lecz raczej postinteligenckie. Współczesne buractwo jest rodzajem misji i jest uznawane za swoisty rodzaj posłannictwa. Ale jednak to taki wyróżnik uosabiający niedobór pogłębionej wiedzy i lęk poznawczy. Charakteryzuje się poddaństwem, służalczością i lizusostwem, patologicznym zakłamaniem oraz koniunkturalizmem poglądów, a jednocześnie brakiem tolerancji dla tych co nie podzielają tych samych wartości.
Skąd to się bierze, że zarażeni buractwem gotowi są bezkrytycznie wierzyć w każdy, nawet najbardziej odlotowy mit? Prawdopodobnie większości odjechał w dal „krużganek oświaty” lub kończyli szemrane uczelnie. Część musi wierzyć, bo się uwikłali w zależności i ze strachu o wygodny byt nie mają innego wyjścia. Ostatecznie zaś najbardziej cynicznym gangusom nie pozostaje nic innego, jak tylko pod płaszczykiem wykreowanych zabobonów ucieczka przed odpowiedzialnością za różne bezeceństwa w gusła domniemane podlewane religijnym sosem.

Jeśli w dużym uproszczeniu można przyjąć, że gen jest składnikiem DNA, a w DNA zawarty jest zapis ewolucji człowieka, to z pewnością można domniemać, że w łańcuchu DNA „prawdziwego Polaka” brakuje tego fragmentu ewolucji, gdy w Europie, a z pewnym przesunięciem czasowym i w Polsce, trwała epoka oświecenia.

Gwoli przypomnienia, jak te „geny polskości” drzewiej działały, świadczy opis pobytu na terenach tzw. Prus Południowych Fredericka Wilhelma II, pruskiego króla, zredagowany przez rawickiego, protestanckiego kantora Johna Gottlieba Raschmanna:
- 17 października 1793 r. Jego Królewska Mość z Rawicza wyruszył w dalszą drogę. Po przybyciu do Częstochowy, Frederick Wilhelm II napisał do następcy tronu (Fryderyka Wilhelma III) o tym, jakie wrażenie ten region wywarł na nim: „Nowy kraj, który teraz przemierzam, ma piękne części, ale został bardzo zaniedbany przez złą polską kulturę i gospodarkę. Potrzeba będzie czasu, aby ta prowincja zrównała się ze starymi”.
W Częstochowie 30 października 1793 r. król pruski wydał dekret: „Podczas mojej inspekcji tej prowincji zauważyłem, jak zwykły człowiek ulega złudzeniu, że powinien klękać, aby złożyć wyrazy szacunku, a także składać prośby. Ponieważ jednak jest rzeczą bardzo nierozsądną, aby człowiek klękał przed bliźnimi, masz bezzwłocznie wydać zarządzenie, aby ten nieprzyzwoity zwyczaj został zakazany przez czytanie z ambon, co oznacza, że należy się to tylko Bogu. Ten, kto chce coś osiągnąć przez klęczenie, nie znajdzie posłuchu dla swojej prośby”. Frederick Wilhelm.

Czy ktoś, kto kieruje się racjonalizmem i zdrowym krytycyzmem, ma jeszcze jakieś wątpliwości, co było przyczyną upadku i dlaczego pod koniec XVIII wieku mocarna Rzeczpospolita Obojga Narodów po kawałku znikała z mapy Europy? Otóż był to skutek nagminnego zarażania się „zwykłego człowieka”, mieszkańca I Rzeczypospolitej nabytym buractwem. Dzisiaj 30% populacji jest nosicielem buractwa wrodzonego, niestety jest to przypadłość nieuleczalna.

Kartka z kalendarza.Dzisiaj imieniny świętują jubilaci o imieniu Walerian. W liczbie mnogiej Walerianowie, Waleriani, Wa...
27/11/2024

Kartka z kalendarza.
Dzisiaj imieniny świętują jubilaci o imieniu Walerian. W liczbie mnogiej Walerianowie, Waleriani, Waleriany. 100 lat temu urodził się Walerian (przypadek? nie sądzę) Sobisiak, autor „Dziejów Ziemi Rawickiej”. Z okazji setnej rocznicy urodzin prof. W. Sobisiaka odbyły się w Rawiczu uroczystości. Między innymi w rawickim ratuszu na konferencji wykład o autorze „Dziejów Ziemi Rawickiej” wygłosił prof. Jan Grad, dr hab. nauk humanistycznych, kulturoznawca, profesor uczelni Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Na fot. z lewej prof. Jan Grad i Piotr Sobisiak, syn Waleriana.

Ku pamięci i przestrodze.Na zdjęciu Neville Chamberlain na lotnisku Heston po powrocie z Monachium z tekstem układu mona...
18/11/2024

Ku pamięci i przestrodze.
Na zdjęciu Neville Chamberlain na lotnisku Heston po powrocie z Monachium z tekstem układu monachijskiego w ręku.
Arthur Neville Chamberlain (18.03.1869 – 9.11.1940) – brytyjski polityk, premier Wielkiej Brytanii w latach 1937–1940 z ramienia torysów (reprezentujący interesy ziemiaństwa, dworu, Kościoła), autor polityki ustępstw (appeasementu) prowadzonej przez rząd Wielkiej Brytanii, a później także przez rząd francuski z premierem Édouardem Daladierem w latach 1937–1939 względem przywódcy III Rzeszy oraz włoskiego sojusznika Niemiec. Podpisał układ monachijski oddający Niemcom część Czechosłowacji.
Takie ustępstwa utwierdziły Hitlera w przekonaniu, że Wielka Brytania zachowa neutralność wobec wszelkich jego działań w Europie. Chamberlain nie zareagował wobec hitlerowskiego pogwałcenia układu monachijskiego, gdy 15 marca 1939 Wehrmacht wkroczył do Pragi.
Dalsze konsekwencje powinny Polakom być doskonale znane. Ale czy aby na pewno rozumieją je ci, którzy klaskali w Sejmie po wiernopoddańczych gratulacjach dla rozczochranego zza oceanu.
Układy i pakty są tyle warte, ile warta jest armia, która za nimi stoi.
I tu w ramach przestrogi - głosowałeś na tych, którzy rozbroili polską armię, bo usunęli prawdziwych, ale niepokornych dowódców z wojska, uwalili przetarg na Caracale, odmówili zakupu kolejnych nastu baterii „Patriot” i ci cajmerzy podejmowali cały ciąg niefortunnych dla armii decyzji? No to masz na sumieniu to, co w potocznym obiegu jest kojarzone z Targowicą. I teraz pozostaje tylko dziwić się temu, że ci kochasie, którzy do tego doprowadzili, jeszcze nie są gośćmi rawickiego zakładu.

75 lat temu, w 1949 roku pisarz science-fiction Lafayette Ronald Hubbard stwierdził, że „Pisanina po słowie za centa jes...
13/11/2024

75 lat temu, w 1949 roku pisarz science-fiction Lafayette Ronald Hubbard stwierdził, że „Pisanina po słowie za centa jest śmieszna. Jeśli człowiek naprawdę chce zarobić milion dolarów, musi założyć religię”. Brzmi znajomo? Dlatego wymyślił scjentologię.
W Polsce spryciarze wymyślając jakieś religie zarobili nie milion, lecz po kilka milionów dolarów, czyli jakieś kilkadziesiąt milionów złotych, a niektórzy nawet po set milionów i to zaledwie w chwilę.
Hubbard swoje badania nad życiem duchowym i społecznym człowieka rozpoczął pod wpływem narkozy na fotelu dentystycznym. Nieoficjalnie mówi się, że pierwotnie scjentologia miała być żartem, czymś w rodzaju Kościoła Latającego Potwora Spaghetti.
Gdzie polscy prorocy wymyślali swoje religie? Wybuchające parówki, egzorcyzmowane salcesony, święte durszlaki z makaronami-spaghetti, to wszystko wskazuje na to, że polskie religie powstają w kuchni.
Dzisiaj na obiad miałem gulasz, węgierskie danie narodowe, więc była to potrawa bardziej piekielna, czyli odpowiednio ostra, żeby zająć się kosmicznymi tematami.

A teraz coś z realu, ale nie mniej odlotowego - coś o falach elektromagnetycznych widzialnych i niewidzialnych.
Coraz częściej w ostatnich latach zastanawiamy się, co się stanie, gdy jakiś oszalały terrorysta, mający pod ręką czerwony guzik uruchamiający procedury odpalenia bomb atomowych, nie wytrzyma ciśnienia na pęcherz i zamiast udać się biegiem do złotego pisuaru, niechcący naciśnie na czerwony grzybek. Więc szukamy odpowiedzi na pytanie, ile mamy czasu od usłyszenia komunikatu, że grzybek został naciśnięty i już nie ma ucieczki przed nadciągającymi jeźdźcami apokalipsy, do momentu zmiany stanu skupienia z dotychczasowego w miarę stałego, w stan (u)lotny. Jeszcze 30 lat temu ten czas wynosił około 20-40 min. Teraz Putler odgraża się, że może go skrócić do 2 min., czyli zdążymy odmówić jedną zdrowaśkę.
Po odpaleniu bomby A zabójcze pole magnetyczne towarzyszące wybuchowi, wyemituje promieniowanie jonizujące gamma, falę promieni X oraz impuls elektromagnetyczny (EMP), który w minutę od wybuchu zniszczy wszystkie urządzenia elektroniczne.

Zgłębiając naturę fal elektromagnetycznych i promieniowania na pierwszy rzut oka nie można wyobrazić sobie ogromu wszechświata niewidzialnego dla ludzi. Cały wszechświat (o wielkości 14 mld lat świetlnych) przenikają fale elektromagnetyczne, czyli w rozumieniu tym powszechnym, otacza i przenika nas pole elektromagnetyczne. Pole kwantowe (drugie wcielenie pola elektromagnetycznego) zostawmy filozofom, bo jego własności są jeszcze bardziej zakręcone.
Całe spektrum pola elektromagnetycznego, przekładając na długość, można porównać do taśmy filmowej (dawna taśma 35 mm), którą gdyby rozwinąć na płasko, to na jednym końcu byłoby promieniowanie gamma (potem promienie X, itd. w stronę widma widzialnego), a z drugiego końca tej taśmy byłoby widmo podczerwieni, aż do długich fal radiowych. Całe spektrum, jako taśma filmowa, składająca się z kadrów 35 mm, miałoby wtedy ponad 4000 km długości, czyli w linii prostej, odległość z Lizbony do Moskwy.
Jaką długość w całym spektrum zajmuje światło widziane przez człowieka? Zajmuje pojedynczą klatkę filmową, czyli długość jednego kadru 35 mm. Ta odległość 35 mm w stosunku do ponad 4000 km, to jest jak 8 do potęgi -9. I taki wycinek z całego spektrum falowego, jako obraz widzialny, możemy obserwować gołym okiem w danej chwili. Co się dzieje wokół nas w tej niewidzialnej części spektrum pola magnetycznego? Czort jeden wie.

O tym, jak zinterpretować czwarty wymiar rzeczywistości wszechświata – czas liczony jako 14 mld lat świetlnych, następnym razem, bo jak mawiali przedstawiciele germańskich Skandynawów określani mianem Waregów (Rusów), ludu zamieszkującego średniowieczne księstwo moskiewskie, tego tematu „biez pał litra nie razbieriosz”.

Skoro świt spojrzałem przez okno, a tam jesienna mgła. Włączyłem TV, a tam informacje, że demokracja poniosła poważne, b...
06/11/2024

Skoro świt spojrzałem przez okno, a tam jesienna mgła. Włączyłem TV, a tam informacje, że demokracja poniosła poważne, by nie powiedzieć druzgocące zwycięstwo.
Obudziliśmy się dzisiaj w nowej rzeczywistości. Podobno historia lubi zataczać koło. Ci, którzy w Europie cieszą się teraz ze zwycięstwa populizmu, też cieszyli się ze zwycięstwa w 1933 roku.
My, Polacy, jesteśmy wyjątkowym narodem, który jak nikt inny potrafi się cieszyć z nadchodzących kłopotów, by potem mieć okazję do świętowania kolejnych klęsk.
Warto zacytować klasyka, Marksa: „Historia lubi się powtarzać, raz jako tragedia, a drugim razem jako farsa”. Można z dużą dozą pewności stwierdzić, że dzisiaj mamy dwa w jednym. Więc nie wiadomo, czy się śmiać, czy bardziej bać. Może jedno nie wyklucza drugiego.
W Stanach zwyciężył przywódca umacniającego się od 4 lat populizmu, takiego nowego proletariatu. Dla mnie symbolem, emanacją, owego „Nowego proletaryatu” jest „człowiek-bizon” z rogami biegający po Kapitolu i sławiący przyszłego prezydenta. U nas, w Polsce na pewno zostałby świętym, bo póki co nie mamy nikogo z rogami, co najwyżej z salcesonem.
Wracając do historii, która lubi się zapętlać, na koniec jeszcze jeden cytat z klasyków: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!” - fragment Manifestu komunistycznego (1848) Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, po niemiecku: „Proletarier aller Länder, vereinigt euch!“. Ja jednak wolę tę wersję po czesku: “ Hole dupki, hop do kupki”.

Po ostatnim moim dość przygnębiającym wpisie, dzisiaj coś bardziej na luzie. W Warszawie namierzono delikwenta, który pę...
03/11/2024

Po ostatnim moim dość przygnębiającym wpisie, dzisiaj coś bardziej na luzie.
W Warszawie namierzono delikwenta, który pędząc samochodem przez miasto - używając nomenklatury żużlowej - nieźle zapunktował. Udało mu się zaliczyć jakieś 27 punktów. Przedstawiciel drogówki, komentując całe zdarzenie min. powiedział, że z taką ilością zdobytych punktów kierowca kwalifikuje się na badania psychiatryczne (może powiedział psychologiczne). Otóż ja bym psychiatrze lub psychologowi podpowiedział, żeby delikwentowi zadał jedno pytanie - czy w Smoleńsku był zamach? Po ewentualnej odpowiedzi twierdzącej, natychmiast delikwenta należy ubrać w biały kaftan i do Tworek. Wreszcie z piratowaniem między Toruniem a Warszawą byłby spokój.

Przechodząc do równie wdzięcznych tematów, zacznę od dokończenia utworu Borysewicz & Kukiz – „Bo tutaj jest jak jest”. W ostatniej zwrotce autorzy chcą w odbiorcę tchnąć odrobinę nadziei:

„Wierzę w to, że przyjdzie czas
Wierzę w to, że zmieni się
Wierzę w to, że Ty i ja
Obudzimy nowy dzień
Bo tutaj jest jak jest po prostu
I Ty dobrze o tym wiesz”.

Wracając zaś do polityki, ale tej bardziej z przymrużeniem oka, choć wcale nie zabawnej, zacytuję kilka już chyba „nieśmiertelnych” bon motów, które zapisały się białą kredą w czarnym kominie:
„- Nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne.
- Im bardziej niewiarygodne kłamstwo, tym szybciej ciemny lud to kupi.
- Macie przeciwnikom wmówić własne przekręty.
- Jeśli zostajesz złapany za rękę, masz twierdzić, że to nie twoja ręka.
- Aby przejąć władzę, staniemy na pedałach i co sił w nogach będziemy posuwać do przodu.”

Na koniec coś ze świata. W USA kończy się kampania wyborcza. Jeden z kandydatów do prezydentury na wiecach tańcem w miejscu prezentuje rytuał „bunga bunga”, i na wzór E. Hemingwaya przekonuje, że „Stary człowiek i mo(rz)że”.
U nas w Wielkopolsce nazywałby się ten taniec „wiwat”, ale na stojąco. Więc „jo ho ho” i do „wiwata”.

Adres

Rawicz
63-900

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Tadeusz Pawłowski umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Widea

Udostępnij

Kategoria