Dlaczego kochamy Czechy?
Czechy – mały naród, cieszący się w Polsce coraz większą popularnością i, według sondażu Instytutu Badania Opinii Homo Homini, uważany przez 39% P***ków za najsympatyczniejszy.
Za co? Wersje są dwie. Pierwsza dotyczy tych, którzy uwielbiają Krecika, piwo i smażony ser z frytkami (lub / i knedliki), druga tych, którzy do wymienionych dodają Rok ďábla, film Samotáři i eseje Mileny Jesenskiej. Grupa pierwsza możliwe zainteresowania grupy drugiej poznaje dzięki fanatykom, czechofilom, tłumaczom, obrońcom (prawdziwej, nie stereotypowej) czeskości, trudzącym się przełożeniem kultury, tradycji i charakteru narodowego południowych sąsiadów, niezmiennie (choć od pewnego czasu już mniej niezmiennie) kojarzonych z piwem, Szwejkiem, Hrabalem i, delikatnie rzecz ujmując, dziejowym oportunizmem...
Mityczna już „pepikowatość” ginie w obecności Václava Havla. Jest zresztą cała rzesza „Pepików”, których raczej żaden P***k „Pepikami” by nie nazwał. Mało „pepikowata” zdaje się być śmietanka czeskiej kinematografii – Petr Zelenka, Jiří Menzel, Miloš Forman. Z określaniem poprzez „pepikowatość” czeskiego charakteru narodowego niewątpliwie zgodziłby się artysta David Černý, który w rozmowie z Mariuszem Szczygłem wymienił składniki czeskiej tożsamości narodowej: "...niewymieszana, nieciekawa, lekko sknedlikowana, nasiąknięta piwem, nieopalona masa. Czech to wieśniak, który jest łakomy, zachłanny i przebiegły, a trochę tchórz". Ale czy nazwisko twórcy głośnej „Entropy” koresponduje z obśmianym, obnażonym, obłym i obficie opitym „Pepikiem”?