Gdzie Jutro

Gdzie Jutro Twój portal podróżniczy
(2)

Wiecie, że pierwowzorem Indiany Jonesa była kobieta? Albo jak wyglądał dziewiętnastowieczny Instagram? Zapraszamy serdec...
12/09/2024

Wiecie, że pierwowzorem Indiany Jonesa była kobieta? Albo jak wyglądał dziewiętnastowieczny Instagram? Zapraszamy serdecznie do wysłuchania naszego podcastu na temat tego, jak udziela się nam atmosfera XIX wieku w obrębie podróży 🎧🌏



ℹ️ Działamy dzięki Tobie. Wesprzyj nas:
https://buycoffee.to/gdziejutro
💰 https://patronite.pl/gdziejutro

Charakterystyczna moda na podróżników, odkrywców i poszukiwaczy przygód panująca w XIX wieku przeżywa od lat swoją drugą młodość. A może po prostu nigdy się ...

JESTEM CIEKAWA ŚWIATA, A NIE PROBLEMU - szczery wywiad z Edytą Kozub o podróżowaniu z perspektywy osoby głuchej 🧏‍♀️👂🌎Gd...
08/09/2024

JESTEM CIEKAWA ŚWIATA, A NIE PROBLEMU - szczery wywiad z Edytą Kozub o podróżowaniu z perspektywy osoby głuchej 🧏‍♀️👂🌎

Gdzie Jutro: Jakie wyzwania czekają osobę głuchą podczas podróży?
Edyta Kozub: Podróżowanie dla osoby głuchej może wiązać się z różnorodnymi wyzwaniami, które wynikają głównie z barier komunikacyjnych i utrudnionego dostępu do informacji (nie widać głosu). Podam kilka przykładów.

Ogłoszenia na lotniskach i dworcach: często ważne informacje, takie jak zmiany w rozkładzie lotów, opóźnienia lub zmiany peronów przekazywane są pasażerom wyłącznie w formie dźwiękowej. Osoby głuche mogą nie być świadome tych zmian, jeśli nie są one dostępne również wizualnie.

Alarmy i sygnały ostrzegawcze: dźwiękowe alarmy pożarowe lub inne sygnały ostrzegawcze mogą być trudne do odnotowania dla osób głuchych, co może stwarzać zagrożenie dla ich zdrowia i bezpieczeństwa.

Brak napisów w mediach: w samolotach, autobusach, czy hotelach filmy, seriale i inne programy często nie mają dostępnych napisów, co ogranicza osobom głuchym możliwości cieszenia się nimi.

Tłumacze języka migowego: w niektórych sytuacjach, takich jak wizyta u lekarza za granicą, osoba głucha może potrzebować pomocy tłumacza języka migowego, który często nie jest w danym miejscu dostępny.

Samotność w grupie słyszących: brak możliwości nawiązania spontanicznych rozmów. Dla osób głuchych nawiązywanie kontaktów z innymi podróżnymi może być trudniejsze, co może prowadzić, szczególnie podczas długich podróży, do uczucia wykluczenia i izolacji.

GJ: Jak radzisz sobie z tymi wszystkimi trudnościami podczas podróży?
EK: Na pewno pomaga mi w tym rozwój technologii. Korzystam z różnych programów stworzonych z myślą o osobach głuchych, np. z aplikacji do rozpoznawania mowy, które natychmiast przetwarzają mowę nie tylko na tekst, ale tłumaczą ją także na polski, bądź angielski. Podobnie działa elektroniczny translator; jako dwukierunkowy interkom w czasie rzeczywistym. Używam również takich aplikacji, jak mapy, booking, taxi itd. Online dokonuję rezerwacji noclegów i innych atrakcji, gdzie często mogę zaznaczyć swoje potrzeby lub skontaktować się z danym obiektem via e-mail lub czat. To wszystko z pewnością ułatwia mi organizację podróży. Poza tym staram się planować z wyprzedzeniem. Przed wyruszeniem w podróż zbieram jak najwięcej ważnych informacji na temat miejsca docelowego (w tym rozkładów jazdy, lokalizacji hoteli i atrakcji turystycznych). Aplikacje i mapy offline mogą być szczególnie przydatne, jeśli nie będę mieć dostępu do Internetu.

GJ: Jakie jeszcze udogodnienia sprawiają, że podróżowanie jest dla Ciebie łatwiejsze?
EK: Biorę czasem udział w wycieczkach z przewodnikiem znającym język migowy. Pozwala mi to na pełne i komfortowe doświadczanie podróży i korzystanie z atrakcji turystycznych.

GJ: Czy i w jaki sposób przemysł turystyczny dostosowuje się do potrzeb osób głuchych?
EK: Wspomniane wycieczki z przewodnikiem znającym język migowy na pewno się w to wpisują. Do tego dostępność materiałów wideo w IS (międzynarodowym języku migowym) albo proste teksty pisane po angielsku w miejscach turystycznych. Pracowników branży turystycznej znających savoir-vivre głuchych, którzy wiedzą jak się zachowywać bezincydentalnie, jest nadal za mało. W wielu miastach działają organizacje lub firmy turystyczne, które oferują dla głuchych usługi specjalne i atrakcje turystyczne szczególnie w języku migowym.

GJ: W jaki sposób porozumiewasz się z osobami, które nie znają języka migowego?
EK: Jest kilka sposobów, na przykład pisanie na kartce lub w telefonie: proste i skuteczne rozwiązanie, szczególnie w sytuacjach, gdy komunikacja musi być precyzyjna. Można użyć notatnika, kartki papieru lub aplikacji w telefonie. Do tego aplikacje tłumaczące głos mówiony na tekst. Czasami mogę porozumieć się za pomocą prostych gestów, mimiki twarzy oraz mowy ciała. Choć nie zastąpi to pełnej komunikacji, może pomóc w przekazaniu i zrozumieniu podstawowych komunikatów. Zauważyłam też, że w Europie Zachodniej niewerbalnie, tj. nie za pomocą słów, a gestów i mimiki, komunikuje mi się dużo łatwiej niż w Polsce, gdzie właśnie te gestykulacje i mimiki nie są jeszcze akceptowane jako naturalne.

GJ: Czy istnieją różne języki migowe?
EK: Tak, istnieje wiele różnych języków migowych na całym świecie. Języki migowe różnią się gramatyką, słownictwem i strukturą zdania. Nawet w krajach, gdzie używa się tego samego języka mówionego, języki migowe mogą być zupełnie inne (np. ASL w Stanach Zjednoczonych i BSL w Wielkiej Brytanii). Istnieją również różnice dialektalne w obrębie jednego języka migowego, podobnie jak w przypadku języków mówionych.

GJ: Podróżujesz sama?
ED: Czasami, przeważnie w Europie.

GJ: Czy czujesz się bezpiecznie w podróży?
EK: To zależy od kraju. Po Europie mogę podróżować samodzielnie. Natomiast do dalekich krajów wolałabym wybrać się z kimś.

GJ: Czy jakieś formy podróżowania są dla Ciebie niemożliwe, np. autostop?
EK: Podróżowanie autostopem może być dla mnie rzeczywiście trudne, ale nie niemożliwe. Znam jednak pewną głuchą Szwedkę, która podróżowała autostopem z Ameryki Południowej aż do Alaski. Podziwiam ją. Inne ekstremalne, dalsze i dłuższe formy podróżowania (np. pieszo albo konno) są dla mnie raczej niemożliwe, ze względu na zbyt duży wysiłek fizyczny.

GJ: W jaki sposób podróżowanie wpłynęło (i wpływa) na Twoje postrzeganie siebie?
EK: Będąc gotowa na wyzwania, jestem ciekawa świata, a nie problemu. Co więcej, będąc w różnych miejscach, odwiedzam zwykle szkoły dla Głuchych albo stowarzyszenia Głuchych, ewentualnie restauracje, których właścicielami są Głusi. Bardzo lubię spotykać się z różnymi środowiskami Głuchych, a także obserwować, w jakich warunkach żyją tamtejsi Głusi.

GJ: Jaka jest Twoja wymarzona podróż i dlaczego?
EK: W pierwszej kolejności to daleka Korea Południowa, do której od dawna chcę pojechać. Jak byłam młoda, zainteresowałam się koreańską kulturą i zwyczajami, które poznawałam z koreańskich filmów i seriali. To coś zupełnie innego niż Europa. Do tego Madera, na której chciałabym doświadczyć subtropikalnego klimatu (czyli dla mnie idealnej temperatury; ani za gorąco, ani za zimno) oraz relaksu na łonie natury, i to niezależnie od pory roku. I bardzo ciągnie mnie do Islandii, z jej odosobnionymi i surowymi krajobrazami oraz spektakularnymi zjawiskami naturalnymi; od gejzerów, przez wulkany, aż do zjawiskowych zórz polarnych. To tylko niektóre z wielu powodów, dla których pragnę odwiedzić tę wyspę.

GJ: Kilka porad dla osób głuchych, mających opory przed podróżowaniem?
EK: Przed wyjazdem warto zebrać jak najwięcej informacji na temat miejsca docelowego, w tym rozkładów jazdy, lokalizacji hoteli i atrakcji turystycznych. Aplikacje i mapy offline mogą być szczególnie przydatne, jeśli nie będzie dostępu do Internetu. Warto wyszukać również lokalne wydarzenia, warsztaty czy spotkania społeczności głuchych. To świetna i praktyczna okazja do nawiązania nowych znajomości oraz wymiany wzajemnych doświadczeń. W wielu krajach istnieją organizacje wspierające osoby głuche, które mogą pomóc w orientacji w nowym miejscu, zaproponować atrakcje turystyczne dostosowane do potrzeb osób głuchych, czy nawet zapewnić tłumacza. Warto dołączyć do grup [facebookowych - przyp. red.] dla podróżujących osób głuchych. Istnieją społeczności online, gdzie osoby głuche dzielą się swoimi doświadczeniami z podróży. Można uzyskać cenne wskazówki i wsparcie od innych, którzy byli w podobnej sytuacji. Polecam stopniowe zwiększanie podróżniczej pewności siebie. Warto zacząć od krótszych podróży. Jeśli dopiero zaczyna się swoją przygodę z podróżowaniem, krótkie wyjazdy w obrębie własnego kraju lub do miejsc, w których czujesz się komfortowo, są świetnym pomysłem. Moim zdaniem dobrym rozwiązaniem jest także podróżowanie z kimś. Warto rozważyć podróżowanie z przyjaciółmi, rodziną lub grupą innych osób głuchych. Wspólne doświadczenia mogą dodać pewności siebie i uczynić podróż bardziej przyjemną.

GJ: Bardzo Ci dziękuję za ciekawą rozmowę.
EK: Ja również bardzo dziękuję.



ℹ️ Działamy dzięki Tobie. Wesprzyj nas:
https://buycoffee.to/gdziejutro
💰 https://patronite.pl/gdziejutro

Wiemy, że mamy wśród nas wielu rowerzysto-podróżników! Zróbcie hałas w komentarzach i pochwalcie się, ile rowero-kilomet...
30/08/2024

Wiemy, że mamy wśród nas wielu rowerzysto-podróżników! Zróbcie hałas w komentarzach i pochwalcie się, ile rowero-kilometrów udało Wam się pokonać w trakcie tegorocznych wakacji! 🚲🚀😍

🔥🚀📣 AUTOSTOPEM DOOKOŁA ŚWIATA 📣🚀🔥Gdzie Jutro: Cześć, Maciek! W wielkim skrócie o Twojej wyprawie: okrążyłeś świat bez pł...
20/08/2024

🔥🚀📣 AUTOSTOPEM DOOKOŁA ŚWIATA 📣🚀🔥

Gdzie Jutro: Cześć, Maciek! W wielkim skrócie o Twojej wyprawie: okrążyłeś świat bez płacenia za transport i za noclegi. Cztery lata podróżowałeś autostopem i jachtostopem. Spałeś na couchsurfingu i u ludzi. Powiem Ci, że długo zastanawiałem się, od czego zacząć naszą rozmowę…
Maciej Badziak (z Autostopem Dookoła Świata): Mam nadzieję, że jeszcze coś z tej podróży pamiętam [śmiech].

Gdzie Jutro: No właśnie! O to chciałem Cię na początek zapytać. Kiedy umawialiśmy się na wywiad, wspomniałeś, że z całego wyjazdu pamiętasz już tylko wybrane scenki; jakieś konkretne zdarzenia. Czy to nie jest dla Ciebie smutne albo wkurzające, że duża część wspomnień z tak ekstremalnej i niesamowitej wyprawy została zepchnięta gdzieś do podświadomości?
Maciej Badziak: Z ludzkim umysłem jest jak z dyskiem twardym. Mamy w mózgu określoną pojemność i nowe dane nadpisują stare. Podejrzewam, że, gdybym nie robił szczególnie dużo po powrocie z podróży, miałbym dzisiaj więcej „aktywnych” wspomnień w głowie. Tymczasem minęło już pięć lat i sporo się w tzw. międzyczasie wydarzyło.

Dlatego bardzo lubię spotykać się z kolegą montażystą, który do dzisiaj składa jeszcze odcinki z naszej wyprawy (ukazują się na kanale YT „Autostopem Dookoła Świata”). Jak oglądamy surówkę [nieobrobiony materiał – przyp. red.], mam czasem wrażenie, jakbym wybrał się jeszcze raz w tę samą podróż. Po prostu osiemdziesięciu procent rzeczy, które oglądam na nagraniu, nie pamiętam.

Raz na jakiś czas lubię też obejrzeć stary film z początków wyprawy albo przeczytać stary post z Facebooka. Dobrze, że na bieżąco – w taki, czy inny sposób – rejestrowaliśmy przebieg podróży.

Gdzie Jutro: Uważasz, że przez cały ten czas byłeś na jednej wielkiej wyprawie, czy raczej na kilku/kilkunastu mniejszych?
Maciej Badziak: Ciekawe pytanie. W sensie „formalnym” była to z pewnością jedna podróż. Nie wracaliśmy do Polski. Gdybym miał ją jednak podzielić na etapy, to wyróżniłbym trzy: Ameryka Południowa, Pacyfik/Australia i Azja.

Gdzie Jutro: O co cię zwykle pytają w wywiadach?
Maciej Badziak: Trzy pytania padają prawie zawsze: o bezpieczeństwo w Ameryce Południowej, o najniebezpieczniejszą sytuację i o to, do jakiego kraju chciałbym kiedyś wrócić.

Gdzie Jutro: Przygotowując się do naszej rozmowy, zebrałem do kupy kilka faktów z Twojej wyprawy. Podczas podróży byłeś chory, byłeś okradziony, byłeś świadkiem próby morderstwa i byłeś świadkiem morderstwa (!). Szmuglowałeś fajki, jadłeś smażone żaby, jeździłeś na dachach ciężarówek. Brzmi to wszystko jak historia z książki przygodowej. I powiem ci, że tyle było tego wszystkiego, że aż nie wiedziałem, od czego zacząć.
Maciej Badziak: [śmiech] Ja to sobie trochę uświadomiłem, jak robiłem podsumowanie podróży. Przed samym powrotem do domu, mniej więcej kilometr przed moją rodzinną miejscowością, zatrzymałem się ostatni raz, żeby wrzucić na Facebooka „raport” z całej wyprawy. (Nie chciałem już później sięgać do telefonu w obecności rodziny i przyjaciół). Wypisałem sobie wszystkie najbardziej hardcorowe akcje, podliczyłem różne statystyki i jak to wszystko przeczytałem, dotarło do mnie, z jaką intensywnością funkcjonowałem przez ostatnie cztery lata. Pomyślałem, że – jak kot – przeżyłem chyba jakieś sześć żyć, w porównaniu do przeciętnego człowieka. Naprawdę dużo tego było!

Gdzie Jutro: Czy już w trakcie wyprawy rozwalało ci czasami głowę, gdy uświadamiałeś sobie, co właśnie robisz? Już wtedy miałeś wrażenie, że to „duże”?
Maciej Badziak: Nie. Wtedy to było dla mnie bardzo normalne. W ogóle różne porąbane akcje były u mnie na porządku dziennym jeszcze przed wyjazdem. Kiedyś na studiach założyłem się z kumplem, że na pięćdziesięciu sześciu metrach urządzę imprezę na sto osób. Załatwiłem światła dyskotekowe, generator piany i wytwornicę dymu. Ostatecznie bawiło się u mnie 113 gości [śmiech]. I w sumie niedługo po tym (zaraz po studiach) wyruszyłem w podróż. Można powiedzieć, że ciągłość życia na wysokich obrotach została zachowana. Może dlatego całe to przedsięwzięcie podróżnicze było dla mnie dość naturalne i oczywiste.

Po powrocie do Polski zacząłem żyć trochę normalniej i spokojniej. Zamieszkałem w jednym miejscu, poszedłem do etatowej pracy, w godzinach „od do”. I teraz – z tej perspektywy – bardziej dociera do mnie, że moja wyprawa autostopem dookoła świata to faktycznie było coś. W czasie podróży nigdy tak nie myślałem.

Gdzie Jutro: A trudno było ci się przestawić na „normalny” tryb życia?
Maciej Badziak: Trochę mi to zajęło. Po powrocie do Polski miałem plan, żeby wyjechać do Australii. Zrobiłem wszystkie badania, certyfikat z angielskiego, skoczyłem do Stanów podreperować budżet i po tym jak zaaplikowałem o wizę (wraz z przelaniem pieniędzy) Australia zamknęła granicę bo zaczęła się wiadomo co... Także rok po powrocie był jeszcze luźny. Później już zacząłem doceniać Polskę, tereny w których mieszkam, obecność przyjaciół.

Gdzie Jutro: Dlaczego mając teoretycznie wszystko: „dach nad głową, pracę, spokojne życie i brak zmartwień”, postanowiłeś rzucić wszystko i wyjechać w nieznane, „bez pewności, że uda Ci się wrócić bezpiecznie do domu i zobaczyć raz jeszcze kochającą rodzinę, przyjaciół, znajomych”? To Twój cytat.
Maciej Badziak: Dobry research zrobiłeś, bo to cytat z jednego z pierwszych wpisów na blogu, rok 2015. Po studiach zacząłem pracować na etacie – w zawodzie, którego nie lubiłem (inżynieria produkcji). Dobijała mnie praca w konkretnych godzinach, obowiązek „odbijania się” przy wejściu i wyjściu, praca na hali. Bardzo mnie nudziło i męczyło i nie chciałem spędzić tak reszty życia. Zaraz po studiach to był szok. Z bardzo luźnego życia – nagle w sztywne ramy. Zadałem sobie wtedy pytanie: to właśnie tak ma od teraz wyglądać?

Przed podpisaniem umowy właściwej, ale już po stażu zapytałem szefa, czy mogę wyskoczyć na jeszcze jeden miesięczny wypad (do Iranu) i wskoczyć na normalny etat po powrocie. Zgodził się.

W Iranie poznałem Mańka, z którym szybko złapaliśmy dobre flow. Jakiś czas później wstawiłem post w facebookowej grupie „Autostopowicze czyli my”, że planuję trochę większą podróż – dookoła świata i czy ktoś chciałby wybrać się ze mną. Maniura mi wtedy odpisał: „nieźle jesteś jeb**ęty”! Zapytałem go więc, czy nie chciałby jechać. Chciał [śmiech].

Gdzie Jutro: Wspomniałeś o Mańku, a co z Olkiem?
Maciej Badziak: Oluś to też jest as! Najpierw chodziliśmy razem do liceum. Później razem studiowaliśmy. W czasie studiów wpadłem kiedyś na pomysł, żeby wyskoczyć razem na autostopowego tripa. Pamiętam, że Olek powiedział wtedy mamie, że jedzie na pielgrzymkę [śmiech]. Mama oczywiście spakowała mu do plecaka śpiewnik [śmiech]. Oluś na wyprawę do Iranu nie był chętny, ale jak zobaczył zdjęcia i posłuchał opowieści o tej wyprawie, to powiedział, że zazdrości. Dlatego zadzwoniłem do niego w wakacje z pytaniem: „Oluś, nie chciałbyś ze mną jechać za rok dookoła świata”? Na co on: „No, mogę jechać” [śmiech]. Zupełnie jakbyśmy się umawiali na piwo czy pizzę. No i pojechał [śmiech].

Gdzie Jutro: Wolisz podróżować solo czy w grupie?
Maciej Badziak: Jestem fanem podróży w grupie. Im więcej osób, tym lepiej. Jestem ekstrawertykiem, więc ładuję baterie wśród ludzi. Nie wytrzymuję długo sam [śmiech]. Zdarzało mi się wprawdzie podróżować samemu i przeżywać fajne przygody, ale jednak wolę dzielić emocje podróżnicze z drugą osobą.

Gdzie Jutro: Z Mańkiem rozdzieliliście się po mniej więcej 3 latach podróży. Z czego to wynikało? Potrzebowaliście odpocząć od siebie? Czy takie intensywne przebywanie ze sobą staje się w końcu męczące?
Maciej Badziak: To rozstanie nie wynikało z tego, że się kłóciliśmy albo z tego, że ciężko nam było ze sobą wytrzymać. Ja ogólnie po 1,5 roku (maksymalnie 2 latach) miałem wrócić. Moja siostra specjalnie czekała z wyjściem za mąż na mój powrót. I jak byłem w Australii, to mi oznajmiła, że bierze ślub w czerwcu 2019 roku - więc wróciłem.

Ale mieliśmy z Mańkiem dwie krótsze rozłąki - powiedział mi wtedy, że on potrzebuje pojeździć trochę sam - tydzień w Nowej Zelandii i miesiąc w Laosie.

Gdzie Jutro: A co jest generalnie najtrudniejsze w Twoim odczuciu w podróżowaniu autostopem?
Maciej Badziak: Najtrudniejsze jest jak wjeżdżasz o późnej porze do dużego miasta i nie masz noclegu. My mieliśmy takie zasady, że nie możemy wydać grosza na transport i na noclegi. Także w takiej sytuacji zaczyna się mocne kombinowanie. Po całym dniu jedyne o czym marzysz to wziąć kąpiel i się położyć. Im bardziej jesteś zmęczony tym mniej wybrzydzasz [śmiech] kładziesz się gdziekolwiek.

Gdzie Jutro: Największy moment strachu?
Maciej Badziak: Najgorszy był sam początek. Im dłużej jeździsz tym bardziej się w tym odnajdujesz, tym lepiej podpowiada Ci intuicja - tu nie idź, z tym gościem nie gadaj.

Gdzie Jutro: Największy moment tęsknoty?
Maciej Badziak: Z tęsknotą jest podobnie jak ze strachem. Najciężej było mi na początku. Po dwóch tygodniach mojej podróży obudziłem się gdzieś w krzakach i pomyślałem: ja tu gdzieś na Gibraltarze, przecież to potrwa 2 lata, co ja najlepszego robię (to ostatnie to ja dopisałam - żonka). Ale jak już pokonałem Atlantyk, czułem, że już nie mogę zrezygnować, nie mogę się poddać. Bywały chwilę zwątpienia np. w Panamie przed wypłynięciem na Pacyfik. Wypłynęliśmy w taki krótki rejs testowy (30 mil) i mnie złapała potworna choroba morska i pomyślałem sobie wtedy: jak ja mam płynąć pół roku?

Ale tego samego dnia prelekcję na tej Marinie mieli tacy hipisi i opowiadali o przepłynięciu Pacyfiku - i mnie przekonali [śmiech].

Był taki moment, że moi rodzice źle zareagowali na mój pomysł ( myślę, że nie ma rodzica, który by zareagował optymistycznie), ale po zobaczeniu mojego filmu o przepłynięciu Atlantyku napisali mi, że najgorszą rzeczą, jaką mogłem zrobić to posłuchać ich i nie wyjechać. Nie było jeszcze wtedy tych odznak ale moi rodzice już wtedy mieli wielką odznakę „LIDER WŚRÓD FANÓW” na Facebooku.

Gdzie Jutro: Napisałeś kiedyś "bycie szczęśliwym to kwestia wyboru, w moim przypadku jest to 15 kilogramów na plecach i spełnianie swoich marzeń". Czy teraz prowadząc bardziej osiadły tryb życia czujesz się nieszczęśliwy?
Maciej Badziak: Właśnie nie! Czasami tęsknię za tamtymi przygodami. Bardzo długo się zastanawiałem nad tym jaką drogę wybrać, taka wieczna tułaczka byłaby próbą ucieczki od normalnego życia. Jednak fajnie jest mieć do czego wracać. Inaczej sytuacja wyglądałaby teraz gdybym się tułał po świecie, po 30stce, nie mając własnego kąta. Chciałem ten czas po powrocie poświęcić na karierę zawodową (moim zdaniem idzie w dobrym kierunku). Myślę, że kiedyś jeszcze gdzieś wyskoczę [śmiech]. Jak tylko Korea Północna otworzy granice to dzida.

Gdzie Jutro: Powiedziałeś w jednym z filmów, że podróż pomogła Ci odkryć Twoje mocne strony ale też słabości. W jaki sposób?
Maciej Badziak: Jeśli chodzi o to co ta podróż mi dała największego to pewność siebie, poczucie, że jeżeli czegoś się chce i do tego się dąży to zawsze jest się w stanie to osiągnąć (jeśli jest zdrowie oczywiście). A druga rzecz to, że w każdej sytuacji i w każdym miejscu na świecie (pod warunkiem, że to będzie ląd [śmiech]) to wiem, że sobie tam poradzę.

Gdzie Jutro: Wielkie dzięki za rozmowę!
Maciej Badziak: Również bardzo dziękuję!



ℹ️ Działamy dzięki Tobie. Wesprzyj nas:
https://buycoffee.to/gdziejutro
💰 https://patronite.pl/gdziejutro

Cześć! Już wkrótce będziemy mieć okazję porozmawiać z Edytą na temat podróżowania z perspektywy osoby głuchej 🗺🥾🧏‍♀️Jeśl...
13/08/2024

Cześć! Już wkrótce będziemy mieć okazję porozmawiać z Edytą na temat podróżowania z perspektywy osoby głuchej 🗺🥾🧏‍♀️

Jeśli chcecie, abyśmy zadali Edycie jakieś pytanie, piszcie w komentarzach 😊

Jest 10/10, ale nie lubi podróżować 🤔
08/08/2024

Jest 10/10, ale nie lubi podróżować 🤔

Naklejki Gdzie Jutro trafiły na południe Polski i do Czech! Dziękujemy! 😍
24/07/2024

Naklejki Gdzie Jutro trafiły na południe Polski i do Czech! Dziękujemy! 😍

Z okazji Światowego Dnia Książki przychodzimy do Was z pytaniem: jaka jest Wasza ulubiona książka z motywem podróży? 🌎🗺🧭...
23/04/2024

Z okazji Światowego Dnia Książki przychodzimy do Was z pytaniem: jaka jest Wasza ulubiona książka z motywem podróży? 🌎🗺🧭🤔

Gdzie Jutro: Zaczniemy nietypowo. Czy wierzy pan w Boga?Marcin Meller: Nie. A właściwie jestem agnostykiem. Nie wyklucza...
20/03/2024

Gdzie Jutro: Zaczniemy nietypowo. Czy wierzy pan w Boga?
Marcin Meller: Nie. A właściwie jestem agnostykiem. Nie wykluczam, ale nie wierzę.

GJ: Czyli to nieprawda, że Bóg przekazał Gruzinom na własność najpiękniejszy skrawek Ziemi, który planował zostawić dla siebie? Wyczytałem to w książce pt. „Gaumardżos! Opowieści z Gruzji”, której autorami są Anna Dziewit-Meller i Marcin Meller.
MM: [śmiech] Aaa, z tej strony pan mnie zaszedł. Rzeczywiście jest to jedna z legend założycielskich Gruzji. Zresztą, żeby było zabawniej, ten sam mit opowiadają o sobie i swojej krainie Abchazowie (którzy, jak wiadomo, toczyli wojny z Gruzinami). Niewątpliwie jest to piękny kawałek świata.

GJ: Czy i jak Gruzja zmieniła pana patrzenie na świat?
MM: Duży kawał życia tam spędziłem. Gruzja stanowi dla mnie odskocznię od szarej codzienności. I jest chyba, zaraz po Polsce, najbliższym mi miejscem na Ziemi. Staram się być na bieżąco z sytuacją społeczno-gospodarczo-polityczną Gruzji. Cieszę się, gdy dzieje się tam dobrze, boli mnie, gdy dzieje się niedobrze. Gruzja ukazuje mi odmienną perspektywę na świat. Tamtejsze podejście do życia jest zupełnie różne od innych mi znanych, zarówno jeśli chodzi o elastyczne postrzeganie czasu, relacje międzyludzkie; rodzinne i towarzyskie etc.

GJ: Jak pan lubi najbardziej podróżować po Gruzji? Własnym samochodem, autobusem, może autostopem albo konno?
MM: Podróżowałem po Gruzji już chyba wszystkim. Może poza koniem...? A, nie! KONNO też! To się oczywiście na przestrzeni czasu zmieniło. Kiedyś korzystałem głównie z tzw. marszrutek i autobusów. Teraz z moimi gruzińskimi przyjaciółmi przemieszczam się najczęściej ich samochodami. Długie lata unikałem prowadzenia auta w Gruzji, bo tam wszyscy jeżdżą jak wariaci. Dwa lata temu po raz pierwszy wypożyczyłem jednak samochód, bo byłem z dziećmi i potrzebowaliśmy pewnego środka transportu. W młodości oczywiście najfajniej podróżowało mi się komunikacją publiczną. Mogłem swobodnie obserwować zachowania Gruzinów, zawierać czasem przypadkowe znajomości. A teraz, przyznaję - z wygodnictwa, najczęściej wybieram samochód. Dwa tygodnie temu na przykład pojechaliśmy z kumplem w góry jego autem. Taka mobilność daje wiele możliwości, dużą swobodę, poczucie wolności.

GJ: Czy pociągają pana niebezpieczeństwa w podróży?
MM: Kiedyś tak. Ale to bardziej niż z podróżami związane było z moją pracą reportera. Wiadomo, jest niebezpieczeństwo - jest o czym pisać. Dwa lata temu jechałem do Tuszetii [region w Gruzji – przyp. red.], do której prowadzi „jedna jedyna” droga gruntowa; z góry spada woda, a w dole rozpościera się głęboka na kilkaset metrów przepaść. W takich okolicznościach nie trzeba mieć mojego lęku wysokości, żeby człowiekowi zrobiło się słabo. I akurat tego dnia lało jak z cebra. Drogę zmyło w wielu miejscach. Czekaliśmy na małe koparki, których operatorzy naprawiali drogę, tańcząc na krawędziach. A potem kilka kilometrów dalej to samo. Masakra. Moja córka płakała ze strachu. No, nie polecam. Oczywiście z perspektywy czasu wspominam to z uśmiechem, córka też [śmiech]. Ale wtedy miałem dreszcze ze strachu.

Aczkolwiek przyznaję, że adrenalina w podróży mnie pociąga. Lubię dziwne drogi, dziwne środki transportu. Jedną z najfajniejszych jazd życia przeżyłem w Etiopii. Wędrowałem przez góry. Zatrzymała mi się ciężarówka wioząca worki bawełny (zapakowana po samiuteńkie brzegi, jak w jakimś memie) i zaoferowała podwózkę. Wdrapałem się na te worki i kierowcy na migi dali mi do zrozumienia, żebym się przywiązał do tych worków sznurkiem. I to była bardzo dobra rada, bo w przeciwnym przypadku spadłbym z tej ciężarówki na pierwszym zakręcie. Było to jednocześnie przerażające i jednocześnie piękne. Lata minęły, a ja wciąż to wspominam i na samą myśl robi mi się ciepło.

GJ: Jakie jest pana najmocniejsze wspomnienie z podróży?
MM: U mnie przez lata mieszało się podróżowanie dla podróżowania z podróżowaniem jako reporter wojenny. Opisałem na przykład jedną taką historię z Ugandy w książce pt. „Czerwona ziemia”. Jeździłem tam swego czasu z transportem pomocy żywnościowej. To była zupełna zgroza! Całymi dniami umierałem ze strachu, że rebelianci wyskoczą na nas z dżungli i zaatakują. Natomiast przygoda bardziej podróżnicza, to – może banalna sprawa – moment, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Wielki Kanion. Z rodzicami i z rodzeństwem jechaliśmy hippisowskim vanem przez Amerykę, od Wschodniego Wybrzeża aż po Kalifornię. Gdy wysiadłem z samochodu, stanąłem na krawędzi Wielkiego Kanionu i zobaczyłem tę przestrzeń... Coś obłędnego! Brak słów. Wspaniałe doznanie. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie również Swanetia [region Gruzji – przyp. red.]. Jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. W ostatnie wakacje byliśmy z rodziną w Maroku. Widok zachodzącego słońca na pustyni zapiera dech w piersiach. Pamiętam, że byłem w szoku, gdy zobaczyłem Wodospady Wiktorii w Zimbabwe. Pamiętam poczucie wolności, gdy mknąłem na pace pick-upa przez bezkres Sahary. Niedawno po latach przerwy pojechałem z dziećmi w Bieszczady, już po sezonie. Połonina Wetlińska, Tarnica, Bukowe Berdo – bez żadnych ludzi, po prostu cisza, natura i przestrzeń - coś nieprawdopodobnego! I zachwyca mnie także droga do mojego domu na Mazurach, dziurawa szosa biegnąca głęboko wśród starych drzew; mieniących się teraz zielonymi i żółtymi kolorami.

GJ: Woli pan podróżować samemu, z żoną, z rodziną, z przyjaciółmi?
MM: Uwielbiam wszystkie warianty! Jak się chce z podróży wynieść jak najwięcej dla siebie; rozmawiać z napotkanymi ludźmi etc., najlepiej jest być samotnym podróżnikiem. Jak się wędruje we dwójkę (wiele razy byłem w podróży z dziewczyną albo z kumplem), siłą rzeczy więcej czasu i energii poświęca się tej drugiej osobie. Wydaje mi się, że - w sensie poznawczym – lepiej podróżować samemu. Natomiast jeździmy z żoną oczywiście na wspólne wyjazdy i zawsze jest ciekawie i wesoło. Od małego „trenujemy” dzieci (10-12 lat) do podróżowania. Są przyzwyczajone i nie dziwi ich na przykład zupełnie, kiedy podczas wyprawy robimy z buta piętnaście albo dwadzieścia kilometrów w ciągu dnia. Rok temu byliśmy w Chorwacji i zaproponowałem, żebyśmy wyjątkowo nic nie robili – po prostu pobyczyli się na plaży. Już trzeciego dnia dzieciaki pytały nas, dlaczego nie jedziemy na żadną wycieczkę. Cieszę się, że nasze dzieci są tak ciekawe świata, odważne i spontaniczne. Szybko nawiązują kontakty z rówieśnikami. Muszę przyznać, że bardzo lubię rodzinne podróżowanie. Z kolei „chłopackie” wyjazdy mają jeszcze inny klimat. W młodości, gdy tylko mogliśmy, jeździliśmy z kumplami w góry. Nie lubię tylko jednego rodzaju podróżowania: wycieczek zorganizowanych. Nie ma mowy. Nigdy. To jest kompletnie nie dla mnie (wyjątek robię jedynie dla sytuacji, w której zorganizowany wyjazd to jedyna możliwość, żeby zobaczyć jakiś konkretny kawałek świata, np. safari: sam nie pojadę, a bardzo chcę zobaczyć żyrafy i lwy na wolności).

GJ: Czy rozróżnia pan (i wartościuje) turystę i podróżnika?
MM: Uważam, że dzisiaj już w ogóle nie ma podróżników. Są tylko różne rodzaje turystyki. Podróżnicy byli w XIX-wieku, może jeszcze przed drugą wojną światową. Dzisiaj wszystko jest turystyką. Świat się skurczył, wszędzie jest blisko. Bo kim jest podróżnik? W angielskim mamy słowo „backpacker”. Wydaje mi się ono trafniejsze. Określa styl turystyki, a jednocześnie nie ma w sobie nadęcia. To jest po prostu ktoś, kto podróżuje z plecakiem. Współcześni podróżnicy, jak chcą, niech się nazywają podróżnikami. Ale prawda jest taka, że ich aktywność jest jedną z wielu form turystyki. Podróżnicy, jako tacy, to czas przeszły dokonany.

GJ: Czy trafnie wyczuwam w panu tęsknotę za „prawdziwym podróżowaniem”?
MM: [zastanowienie] Po prostu jest, jak jest. Ja sam widziałem, jak podróżowanie się zmienia. W latach dziewięćdziesiątych podróżowałem z Egiptu przez Sudan, Erytreę i Etiopię i przez miesiąc albo półtora nie odzywałem się do rodziców, bo... nie było jak! Dwa dni stałem na poczcie w etiopskim Arba Minch, czekając na połączenie telefoniczne. A w końcu, jak udało się już uzyskać połączenie, to i tak nic nie było słychać [śmiech]. Trzy lata temu poleciałem do Ugandy. Na lotnisku kupiłem kartę do telefonu. Zasięg miałem nawet w środku dżungli. Jest po prostu inaczej.

GJ: Czy bycie sławnym wpływa jakoś na pana podróżowanie? Pomaga, przeszkadza?
MM: Za granicą nikt mnie nie zna. Dopóki nie spotkam rodaków (zwłaszcza w Gruzji), jestem kompletnie anonimowy. Czasami unikam przyznawania się do bycia dziennikarzem. W niektórych krajach autokratycznych na samo hasło „dziennikarz” robi się nerwowo. W 2020 roku nieźle napociłem się w Kongu, gdzie strażniczka graniczna dociskała mnie: kim jestem i co robię...

GJ: Czy po powrocie z podróży trudno się panu wraca do „normalnego” życia?
MM: Nie. Od zawsze miałem łatwość w przestawianiu się z jednego - podróżniczego trybu na drugi - „zwyczajnej codzienności”. Oczywiście im dłuższa była moja podróż, tym trudniej mi się wracało. Nie było mnie na przykład w domu cały ‘96 rok. Wtedy po powrocie faktycznie czułem się dziwnie. Najczęściej jednak potrafię wrócić z wyprawy „z dnia na dzień”.

GJ: Czego nauczył się pan dzięki podróżom?
MM: Szacunku dla innych ludzi. Zauważam, jak różnie ludzie żyją, jak bardzo rzeczy są względne, jak świat jest złożony i skomplikowany.

GJ: Bardzo dziękuję za rozmowę.
MM: Ja również dziękuję i życzę powodzenia!



ℹ️ Wesprzyj nas:
https://buycoffee.to/gdziejutro
💰 https://patronite.pl/gdziejutro

Adres

Stare Miasto

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Gdzie Jutro umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Gdzie Jutro:

Widea

Udostępnij

Kategoria


Inne Magazyn w Stare Miasto

Pokaż Wszystkie