Magazyn Akwarium

Magazyn Akwarium Bogato ilustrowany dwumiesięcznik poruszający wszelkie aspekty związane z akwarystyką - zarówno MA ukazuje się od grudnia 2001 roku.

Magazyn Akwarium (MA) jest dwumiesięcznikiem popularnonaukowym o tematyce akwarystycznej przeznaczonym dla początkujących i praktykujących akwarystów. Zawiera artykuły, wywiady, wiadomości encyklopedyczne, reportaże z zakresu wiedzy o akwarystyce słodkowodnej, morskiej, a także na temat oczka wodnego.

Polska firma akwarystyczna AQUAEL, która już dawno temu stała się światową marką, docierając do ponad 100 krajów na świe...
29/07/2024

Polska firma akwarystyczna AQUAEL, która już dawno temu stała się światową marką, docierając do ponad 100 krajów na świecie na 6 kontynentach, obchodzi w tym roku jubileusz 40-lecia. Gratulujemy ze wszystkich sił i z całego serca! ❤️🩷💚
Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was rozmowę z Bogumiłą i Januszem Jankiewiczami, która ukaże się w najbliższym wydaniu Magazyn Akwarium. Rozmowa, którą przeprowadził Paweł Czapczyk, będzie też miała swoją wersję filmową. Czekajcie na informację w naszych social mediach :). Fot. Andrzej Kociołkowski.

Polski Klub Miłośników Dyskowców obchodzi w tym roku XX-lecia swego istnienia! 💚Byliśmy na jubileuszowych uroczystościac...
22/07/2024

Polski Klub Miłośników Dyskowców obchodzi w tym roku XX-lecia swego istnienia! 💚
Byliśmy na jubileuszowych uroczystościach, fetowaliśmy razem z członkiniami i członkami i przeprowadziliśmy rozmowę z prezesem Markiem Widurem, która to rozmowa ukaże się w kolejnym wydaniu mA.
Życząc PKMD wszystkiego, co najlepsze - czekamy na kolejne edycje Międzynarodowych Mistrzostw Dyskowców i Żaglowców 😍🥰😘.

Kochani! 😍😍😍Uwaga: KONKURS 🐠🐡🦀🦈  !!!Kto udostępni ten post u siebie na Fb (publicznie) i zamieści na naszym profilu Fb f...
17/07/2024

Kochani! 😍😍😍
Uwaga: KONKURS 🐠🐡🦀🦈 !!!

Kto udostępni ten post u siebie na Fb (publicznie) i zamieści na naszym profilu Fb film z prezentacją własnego akwarium (publicznie), będzie miał szansę otrzymać bestsellerową książkę Chrisa Lukhaupa "Nanoakwarium słodkowodne". Książka w sposób instruktażowy i czytelny prezentuje ryby i bezkręgowce oraz rośliny i dekoracje, a nade wszystko przykłady aranżacji i obsady, które są odpowiednie dla małych zbiorników wodnych.

Książka światowej sławy akwarysty, podróżnika i fotografa może być Twoja. 🥰🥰🥰

Gorąco zachęcamy do wzięcia udziału w zabawie! 💥💥💥

Zamieszczajcie filmiki (do 5-7 minut długości, mogą być krótsze).

ZABAWA POTRWA DO NIEDZIELI - 4 sierpnia (23:59).
Rozstrzygnięcie - w poniedziałek 5 sierpnia :). 🏆🥇🥈🥉

W najnowszym mA znajdziecie znakomity artykuł Michaliny Pączkowskiej o bezkręgowcach, którym zwykle nie poświęcamy uwagi...
10/07/2024

W najnowszym mA znajdziecie znakomity artykuł Michaliny Pączkowskiej o bezkręgowcach, którym zwykle nie poświęcamy uwagi. Dlaczego? Bo stanowią pokarm naszych ryb w akwarium.

Co jedzą ryby? Biologia rybiego pokarmu

Ochotka, dafnia, wodzień, artemia – to słowa znane każdemu akwaryście. Można je odmieniać przez rodzaj suchy, żywy i mrożony. Czy jednak wiemy, co dokładnie kryje się pod tymi nazwami?

W artykule chciałabym w nieco innym ujęciu przedstawić organizmy wchodzące w skład pokarmu dla ryb, nie skupiając się na ich wartości odżywczej, wielkości i przydatności dla poszczególnych gatunków, a na ich biologii.
Założeniem był zakup żywych okazów. Jednak spotkałam ograniczenia w postaci braku dostępności w stacjonarnych sklepach zoologicznych. Żywe osobniki dostępne były jedynie w internetowych serwisach sprzedażowych, i to w określone dni tygodnia, co wydłużało cały proces zamówienia i nabycia nawet do dwóch tygodni. Zdecydowałam się zatem na produkt mrożony, dostępny od ręki. W sklepie zoologicznym zakupiłam zamrożone kostki przypominające tabliczkę czekolady. Po przyniesieniu do domu z każdej tabliczki wycisnęłam po jednej kostce do zlewki z zimną wodą. Po rozmrożeniu kostek wykonałam preparaty, które następnie umieściłam pod mikroskopem. Obiekty z dwu, spośród pięciu, próbek były na tyle duże, że wystarczyło czterokrotne powiększenie, a i tak nie mieściły się w polu widzenia.
Przyjrzyjmy się im bliżej.
Sztuka znikania
Niemal przejrzyste ciało o gęstości zbliżonej do wody jest prawie niedostrzegalne w świetle mikroskopu – to szklarka, larwa wodzienia. Wodzień to określenie owadów z rzędu muchówek nalężących do rodzaju Chaoborus, zwanych też białą larwą komara. Postaci dorosłe tych owadów rzeczywiście przypominają komary, z tą jednak różnicą, że samice nie kłują i nie odżywiają się krwią. Wodzienie mają ciekawą biologię, ich rozwój obejmuje cztery stadia larwalne, każde z nich może trwać od kilku dni do kilku miesięcy – poszczególne stadia mogą ulec wydłużeniu lub skróceniu w zależności od warunków klimatycznych. To tak, jakby nasze dzieciństwo dało się wydłużyć lub skrócić w zależności od tego, czy jest słonecznie i można wspaniale spędzić czas na zewnątrz, a w sytuacji gdy pada deszcz – uznajemy, że nic ciekawego już się nie wydarzy i szybko przechodzimy do etapu nastoletniego.
Nie do końca wiadomo, czy zmiany u wodzienia są indukowane przez wysokość temperatury, wilgotność czy może połączenie obu wskaźników. Są jednak pewne ramy przemian – ostatnie, czwarte stadium larwalne, z którego powstaje poczwarka na przełomie kwietnia i maja, a około miesiąc później wylatuje postać dorosła. Imago żyją zaledwie kilka dni, podczas których żywią się nektarem, kopulują w powietrzu podczas lotu i składają jaja do wody. Z jaj wykluwają się larwy pierwszego typu, przechodzą przez kolejne stadia – do czwartego, by w tej postaci przezimować na dnie zbiornika.

Kto z Was posiada w oczku wodnym karpie koi? Kto próbował je trzymać - choćby sezonowo - w dużym akwarium? Zachęcamy do ...
07/07/2024

Kto z Was posiada w oczku wodnym karpie koi? Kto próbował je trzymać - choćby sezonowo - w dużym akwarium? Zachęcamy do lektury ostatniego artykułu Przemysława Siejaka - całość w najnowszym wydaniu mA :).

Obserwujemy właśnie pierwsze oznaki rozpoczęcia „sezonu na koi” w Polsce. Wystarczy przejrzeć strony internetowe oraz portale aukcyjne, aby zauważyć lawinowy wzrost ogłoszeń typu „sprzedam narybek karpia koi wyhodowanego w Polsce”. Wraz ze wzrostem temperatury widoczny jest również intensywny wzrost liczby anonsów dotyczących sprzedaży roślin do oczek wodnych. Mamy obecnie dostęp do wszystkiego, co niezbędne do odnowienia, założenia, powiększenia zarybienia oraz wzbogacenia flory w naszym oczku – nasuwa się zatem wniosek, iż ten rynek z roku na rok zyskuje na znaczeniu.

Oferta niezbędnego asortymentu staje się coraz szersza, co sprawia, że każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. Możemy spotkać karpie ekonomiczne cenowo, średniej jakości oraz te najwyższej jakości, czyli najdroższe. Duże zainteresowanie kolorowymi karpiami oznacza, że grono miłośników karpi koi szybko się rozrasta. Ma to oczywiście wpływ na zróżnicowanie społeczności hodowców koi, co postaram się przybliżyć poniżej.
Społeczność hodowców karpi koi w Polsce dynamicznie się rozwija. Tworzą ją ludzie z różnych grup społecznych, co świadczy o jej uniwersalności i różnorodności. Każdy, kto miał styczność z miłośnikami koi, wie, że ryby te pochłaniają znaczną część ich życia. Można stwierdzić, że hodowcy dostosowują swoje życie pod potrzeby swoich ryb, a koi odwdzięczają się niewymownym pięknem. A zarazem uczą sumienności, konsekwencji w działaniu oraz troski. Zaniedbanie oczka wodnego może łatwo skończyć się śmiercią ryb, co jest najgorszą stratą dla miłośnika koi.
Chęć posiadania koi najczęściej wynika z kilku przyczyn. Przede wszystkim z pragnienia codziennego cieszenia się ich pięknem, ale też z chęci pokazania statusu społecznego oraz z możliwości czerpania przyjemności z samego prowadzenia hodowli. Niezwykły jest również czas oczekiwania na rezultat połączenia danej pary kolorowych ryb.

Po 15 lipca ogłosimy wakacyjny KONKURS :) Do wygrania będzie kultowa książka "Nanoakwarium słodkowodne", której autorem ...
06/07/2024

Po 15 lipca ogłosimy wakacyjny KONKURS :)
Do wygrania będzie kultowa książka "Nanoakwarium słodkowodne", której autorem jest Chris Lukhaup.

Zaglądajcie na nasz profil Fb, lajkujcie posty :)

Książka Nanoakwarium słodkowodne jest niezwykłym albumowym przeglądem gatunków zwierząt i roślin do małych akwariów oraz aranżacji autoskich Chrisa Lukhaupa

W 205 wydaniu mA znajdziecie znakomity artykuł autorstwa prof. dr hab. inż. Romana Kujawy z Uniwersytetu Warmińsko-Mazur...
03/07/2024

W 205 wydaniu mA znajdziecie znakomity artykuł autorstwa prof. dr hab. inż. Romana Kujawy z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie i dra Huberta Zientka -

Różanki: nasza rodzima kontra azjatycka – co akwarysta wiedzieć powinien?

W wodach Polski żyje jeden gatunek ostrakofilny, czyli składający ikrę do jamy skrzelowej małży (blaszkoskrzelne, Bivalvia) – to różanka (Rhodeus amarus, ang. European bitterling), zwana regionalnie siekierką lub olszówką, należąca do rodziny karpiowatych (Cyprinidae). Nasz rodzimy klejnot, który należy ze wszech miar chronić – obecnie gatunek objęty jest częściową ochroną prawną, co oznacza, że na jego odłów, przetrzymywanie i rozmnażanie w warunkach akwariowych lub w ogrodowych oczkach konieczne jest stosowne zezwolenie z RDOŚ. Na chów różanki azjatyckiej nie jest natomiast wymagane żadne zezwolenie, ale ich dostępność na polskim rynku jest mocno ograniczona i raczej dziełem przypadku jest natrafienie na nie w którymś z dobrych sklepów zoologicznych lub na giełdzie. O tym, jakie warunki należy zapewnić w akwarium, aby ryby te czuły się komfortowo, a w dodatku chętnie się rozmnażały, traktuje niniejszy artykuł.

Z naszych obserwacji wędkarsko-przyrodniczych czynionych od lat w rejonie południowego Mazowsza i Warmii wynika jednoznacznie, że w niewielkich zbiornikach i ciekach wodnych o słabym nurcie różanka radzi sobie obecnie całkiem dobrze. W niektórych stawach można by powiedzieć, że wręcz znakomicie – populacje są liczne, mimo niemałej niekiedy presji drapieżników. To oczywiście cieszy, ale los różanek zależy w głównej mierze od występowania w danym biotopie małży (skójek z rodzaju Unio i/lub szczeżui z rodzaju Anodonta), a te, jak wiadomo, są wrażliwe na zanieczyszczenie wody. W rzekach liczebność omawianych ryb ulega znacznie większym wahaniom. Mimo to stwierdzenia niektórych badaczy, że jest to gatunek o wąskim zakresie tolerancji wobec zmian zachodzących w środowisku naturalnym, są naszym zdaniem przesadzone. O ile bowiem zmiany te nie są drastyczne i nie zagrażają bezpośrednio życiu biologicznemu (szczególnie w odniesieniu do wspomnianych wyżej mięczaków), różanki nawet po zdziesiątkowaniu potrafią w stosunkowo krótkim czasie odbudować swą populację. Są także średnio wrażliwe na niedobory tlenowe. Dożywają około pięciu lat, rzadko więcej.
Różanki zasiedlają wody niemal całej Polski z wyjątkiem terenów wysokogórskich na południu oraz Sudetów. Żyją w strefie przybrzeżnej (litoral), w mniejszych lub większych stadach. W czasie deszczowej lub pochmurnej pogody oraz zimą przebywają w głębszych partiach wody. Największą aktywność przejawiają podczas słonecznych, letnich dni.

Wygląd różanek
Ciało ryby jest dość wygrzbiecone i bocznie spłaszczone, o przeciętnej długości około 6 cm. Samice są nieco większe od samców. Poza okresem godowym obydwie płcie są do siebie bardzo podobne – dominuje barwa srebrzysto-szara z niekiedy lekko żółtawym brzuchem. Zwraca uwagę dość duża, elipsoidalnego kształtu, cykloidalna łuska oraz połyskująca metalicznie seledynowo-zielonkawa, podłużna pręga biegnąca od połowy ciała do nasady ogona.
W okresie godowym barwy samca stają się zupełnie odmienne (u samicy pozostają niezmienione) i można by je określić jednym słowem: przepiękne. Wspomniana pręga jeszcze bardziej się uwydatnia i połyskuje w kolorze szmaragdowo-zielonym. Gardło i przednie partie brzucha zdobi intensywna czerwień, a grzbiet i górna część tułowia błyszczą w odcieniach różu i fioletu. Płetwa grzbietowa oprócz intensywnie czerwonego zabarwienia na szczycie ma także wyraziście czarne promienie miękkie. Płetwa odbytowa zaś emanuje barwą pomarańczowo-czerwoną i jest czarno obrzeżona. Górna część tęczówki oka staje się intensywnie czerwona. Na górnej stronie pyska, pod nozdrzami oraz przy oczach pojawia się wysypka tarłowa (perłowa). Obecność rywali wpływa bezpośrednio na intensywność szaty godowej samców. Co ciekawe, pojawienie się konkurenta wyzwala zwiększenie jej intensywności w ciągu zaledwie kilku minut. U samic brak jest wysypki tarłowej.

Rozród w naturze
Różanka osiąga dojrzałość płciową po roku życia przy wielkości 3–3,5 cm. Okres godowy trwa w Polsce od połowy kwietnia do połowy sierpnia. Tarło ma charakter porcyjny – w sezonie rozrodczym dochodzi do niego co 10–14 dni, w zależności od wielkości i kondycji samicy oraz aktualnych warunków pogodowych. Samiec obiera sobie rewir lęgowy o średnicy zwykle kilkudziesięciu cm, którego strzeże przed innymi rybami, a głównie rywalami. Prezentując wobec nich zachowania odstraszające lub agresywne (napinanie płetw i charakterystyczne płynięcie obok siebie równolegle, uderzanie pyskiem/głową, przeganianie itp.). W jego granicach musi znajdować się przynajmniej jeden małż. Przez cały czas samiec stara się zwabić w jego pobliże dojrzałą do tarła samicę – żywiołowo potrząsa, drży i faluje ciałem, eksponując swe atrakcyjne barwy, zwłaszcza wspomnianą świecącą pręgę. Obecność małży, wzrost temperatury wody oraz wydłużający się dzień świetlny wpływają na ryby podniecająco, stymulując je do rozpoczęcia godów. U gotowej do tarła samicy w krótkim czasie (nawet kilku godzin) wynicowuje się (jest to proces wydłużania na drodze hydratacji, czyli uwodnienia) osobliwe, bo długie na 4,5–5 cm, rurkowate i wiotkie pokładełko. W tym czasie może swym końcem sięgać aż za płetwę ogonową samicy, przekraczając długość jej ciała. W istocie pokładełko stanowi przedłużenie brodawki moczowo-płciowej.
Tarło i strategia rozrodcza u omawianych ryb to niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju widowisko...
CD na stronie mA, w wydaniu PDF i tradycyjnym wydaniu drukowanym :). ZAPRASZAMY :)

W najnowszym Magazyn Akwarium nestor polskiej akwarystyki, Waldemar Jastrzębski, opowiada o rybach z Antypodów:) Zdjęcia...
01/07/2024

W najnowszym Magazyn Akwarium nestor polskiej akwarystyki, Waldemar Jastrzębski, opowiada o rybach z Antypodów
:) Zdjęcia: Andrzej Kociołkowski

Miłość do tęczanek
Z Waldemarem Jastrzębskim, nestorem polskiej akwarystyki, rozmawia Paweł Czapczyk

Jak się, Waldku, zaczęła twoja przygoda z pięknymi rybami z Antypodów?

Wszystko zaczęło się od Jurka Kosmali, akwarysty i hobbysty z krwi i kości. Takich pasjonatów już dziś się prawie nie spotyka. Jurek prowadził sklep zoologiczny przy ulicy Marymonckiej. I pewnego dnia do mnie dzwoni, że ma zupełnie nowe ryby. To, jak się okazało, było siedem osobników tęczanki mniejszej (Melanotaenia maccullochi). Z tym, że później się tego dowiedziałem, bo wtedy ani Jurek, ani ja nie znaliśmy ich nazwy. Ryby były dla nas wielką niewiadomą: nie wiedzieliśmy, które z nich to samce, a które samice, czy nawet z jakiego kontynentu gatunek ten pochodzi. Tak czy inaczej, wziąłem od niego cztery sztuki.

Kiedy to było?

O ile pamiętam – był to rok 1979 lub 1980. I najprawdopodobniej były to pierwsze tęczanki w Polsce.

A wiesz może, Waldku, jak Jerzy Kosmala wszedł w ich posiadanie?

Nie mam pojęcia. Ale powiem ci, Pawełku, ciekawostkę: Jurek miał krokodyla amerykańskiego, którego nabył od pływającego po morzach i oceanach lekarza, który był oficerem Wojska Polskiego. Tego krokodyla wychowaliśmy od oseska, karmiąc go głównie mięsem wołowym. Początkowo Jurek trzymał go w domu, ale kiedy nie dawał już rady, przyniósł gada do naszej pracowni w Pałacu Młodzieży. I tam trzy akwaria o półtorametrowej długości połączyliśmy w jedno (wzdłuż całej ściany), tworząc krokodylowi przestrzeń do życia. Odpowiednio chowany, osiągnął ponad 150 centymetrów długości. Doniosła na nas jednak jakaś kobieta, że męczymy zwierzę, a potem podczas wystawy akwarystycznej, pewna nauczycielka, oprowadzając wycieczkę szkolną, zapowiedziała dzieciom, że zaraz zobaczą dużego krokodyla… I zadała mi pytanie, dlaczego krokodyl nie pływa w basenie marmurowym. Koniec końców – a pojawiały się też w międzyczasie jakieś dziwne typy, oferując ogromne sumy pieniędzy, chcąc kupić krokodyla dla skóry – oddaliśmy go do zoo w Warszawie. Potem trafił do ogrodu zoologicznego w Płocku, gdzie Krzysiek Kelman był pracownikiem. Ostatecznie pojechał zaś do Rzymu. Ostatnią wiadomość dostałem dwa lata temu – cały czas w rzymskim zoo ma się dobrze.

Wróćmy jednak do księżniczek z Australii, czyli tęczanek.

Tak. Nie miałem wówczas żadnej wiedzy o tęczankach. Znikąd informacji o chowie czy hodowli. Do wszystkiego musiałem dojść sam, codziennie uważnie obserwując ryby. Próbowałem wsadzać do akwarium z tęczankami różne rośliny. I powiem ci, że moje ryby najlepiej reagowały na gatunki drobnolistne, a szczególnie zaczynały się kręcić przy kępach mchu jawajskiego. I pewnego dnia zauważyłem wśród pędów mchu ziarenka ikry. Od razu odłowiłem dorosłe. Wtedy uzyskałem pierwsze tęczanki, raptem kilka sztuk, z mojego chowu.

A po latach w Europie i w Polsce zrodziła się moda na tęczanki. Pod koniec XX wieku, a zwłaszcza na początku XXI wieku niemal każdy akwarysta chciał je mieć w swoim akwarium.

To był prawdziwy krzyk mody! W stosunku do lat 60. czy 70. ubiegłego wieku, kiedy niewiele kolorowych ryb tropikalnych można było nabyć w naszych sklepach, to była zupełnie nowa jakość. Wcześniej udawało się jakiejś ciekawe ryby zdobyć jedynie poprzez okazjonalne kontakty Warszawskiego Związku Akwarystów z hodowcami z Czechosłowacji czy NRD. Miałem też wówczas kontakty z profesorem Henrykiem Szelengiewiczem, który był dyrektorem Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk. Zacząłem też wtedy z PAN współpracować. Mniej więcej w tym czasie koledzy ze związku akwarystów pokazali mi w jakiejś broszurce opis ryb z Australii, gdzie zaproponowano podział na tęczankę większą i tęczankę mniejszą. Kłóciło się to z moim doświadczeniem. Obserwacja podpowiadała mi bowiem, że wszystko zależy od karmienia i warunków środowiskowych w akwarium – u jednego tęczanki rosły po prostu większe, a u kogoś innego – mniejsze.

A inne gatunki tęczanek, które pływały w Twoich akwariach?

To na pewno tęczanka trójbarwna (Melanotaenia trifasciata), która trafiła do mnie za sprawą Wojtka Kulickiego, który latał przed laty do Australii, bo miał tam chyba syna. I postąpiłem z nimi podobnie jak z tęczankami mniejszymi, bo tak podpowiadało mi doświadczenie. Zapewniłem im analogiczne warunki w zbiorniku. I obserwowałem, jak cyklicznie, codziennie się wycierają, rozrzucając ikrę na mchu jawajskim. Nie dostrzegłem też, żeby kiedykolwiek zjadały u mnie złożoną ikrę. A po około tygodniu z jaj zaczęły wylęgać się pierwsze larwy.

Czy to były ryby z odłowu?

Tego Ci nie powiem. Ale podczas stanu wojennego pewien mój przyjaciel-akwarysta uciekł do Austrii. A z Austrii trafił potem do Australii. I pamiętam, że on był bardzo zainteresowany tęczankami. W latach 90. Skontaktował się ze mną i przez telefon mi opowiadał, że chciałby przywieźć tęczanki do Polski, ale ich wywóz poza granice Australii jest zabroniony. „Człowieku – mówił do mnie – gdybyś tylko wszedł do sklepu zoologicznego w Sydney i zobaczył, ile tam w akwariach mają rodzajów i gatunków tęczanek! Co najmniej piętnaście, dwadzieścia!”.

Dobrych kilka lat temu widziałem u Ciebie w akwariach domowych bardzo witalne, dorodne i wspaniale wybarwione tęczanki czerwone i tęczanki Boesemana, zwane nie bez powodu wspaniałymi…

Tak. Melanotaenia boesemani to wspaniała ryba. Ale tęczanka czerwona (Glossolepis incisus) jest równe zjawiskowa. Miałem też tęczanki zielone (Glossolepis wanamensis). I te ostatnie krzyżowały się u mnie z czerwonymi. Na początku był układ: samica tęczanki zielonej i samiec tęczanki czerwonej albo na odwrót. Powstawały tą drogą przepiękne krzyżówki z rysunkiem na ciele przypominającym paski u danio pręgowanego. Przy czym jeden pasek ciągnący się przez całe ciało był czerwony, a drugi zielony. Potem odbywało się już tarło grupowe – w zbiorniku tarliskowym pływały całe stada. Na przykład po piętnaście czy dwadzieścia samców i tyleż samic. A „boesemany” krzyżowały się u mnie z tęczankami trójbarwnymi (trójkolorowymi). Z tych grupowych tareł – w zalżności od tego, który samiec zapładniaj jaką ikrę – uzyskiwałem zarówno krzyżówki, jak i oryginały, czyli gatunki wyjściowe – Melanotaenia boesemani i Melanotaenia trifasciata. W sumie rodziło się około 300-400 rybek. Jak te młode ryby podrastały i coraz silniej się wybarwiały, pokazywały całą swoją urodę. I wiesz co, Pawle, te krzyżówki okazywały się płodne. Odbiorcą moich tęczanek był potem między innymi, znany Tobie, Paweł Szewczak.

A czym karmiłeś wówczas swoje ryby – zarówno dorosłe, jak i młode?

Z początku z dostępnością profesjonalnych pokarmów akwarystycznych było krucho. I ja przez cały rok karmiłem swoje ryby żywym pokarmem, który osobiście, z pomocą własnego oprzyrządowania, poławiałem i pozyskiwałem z czystych zbiorników wodnych. W grę wchodził tubifeks, ochotka, dafnia i cyklop. Robiłem też własnoręcznie lane kluski, do których – kiedy ostygły – dodawałem preparat witaminowy.

A w przypadku narybku?

Stosowałem mikroplankton, bosminę, którą bez problemu poławiałem w Łazienkach Królewskich.

A podczas srogich zim?

Otóż siekierą wykuwałem w lodzie przeręble i dalej chwytałem ochotkę, cyklop oraz dafnię. Pokarmu nigdy nie mroziłem. Nieraz, owszem, skąpałem się przy tym w lodowatej wodzie…

To była prawdziwa pasja i oddanie…

Właśnie. Ja to chyba miałem w genach zapisane. Bo gdy przychodziła niedziela (kiedyś w soboty się pracowało) od wczesnego rana szykowałem już torby i – czy padało, czy był mróz – wyruszałem za Warszawę po pokarm dla moich ryb.

Wracający po latach przerwy na łamy Magazynu Akwarium Marcin Chyła opowiada o rybach obszarów subtropikalnych. Poniżej f...
16/06/2024

Wracający po latach przerwy na łamy Magazynu Akwarium Marcin Chyła opowiada o rybach obszarów subtropikalnych. Poniżej fragment (mniej więcej środkowy) jego znakomitego artykułu!

Opowieści Artura, połączone z otwarciem wypełnionych po brzegi walizek z pudłami styrobox, spełniły swoje zadanie. Skoncentrowany do tej pory na rybach z rodzajów Satanoperca i Biotodoma, czyli na typowo tropikalnych taksonach, pływających w miękkich, kwaśnych i ciemnych wodach zlewni królowej rzek, Amazonki, zafascynowałem się oto mieszkańcami jezior, rzek i strumieni Urugwaju. Worek po worku podawałem Arturowi prawdziwe rarytasy z tego regionu. Były to między innymi piękne Gymnogeophagus labiatus, Gymnogeophagus mekinos i Gymnogeophagus rabdotus, drapieżne Crenicichla celidochilus oraz kilka urodziwych i tajemniczych gatunków ryb kąsaczowatych. Wszystkie osobniki były młode, więc nie ujawniały jeszcze swojego potencjału. Jednak dzięki temu przetrwały podróż w dobrej kondycji. Z późniejszych rozmów wiem, że nie zawsze tak się rzecz miała w przypadku wyrośniętych osobników. Jednak największe zaskoczenie przyszło pod koniec naszej pracy. Artur odwrócił się do mnie i szczerząc zęby w szczerym uśmiechu wręczył mi worek z sześcioma osobnikami malutkich ryb z rodzaju Gymnogeophagus oraz kilkoma kąsaczami z rodzaju Phyrrulina. „Te mogą być twoje! W zamian za odebranie nas z lotniska.” – powiedział. Ależ byłem zaskoczony! Nie zastanawiałem się długo i choć nie byłem przygotowany (oczywiście każdy szanujący się akwarysta zawsze posiada jakiś „zapasowy” zbiornik na wszelki wypadek) nabyłem je. Moje pierwsze „gymnogeophagusy”.
Warunki środowiska a cykl życiowy
Zaraz po powrocie do domu wpuściłem je do jedynego wolnego akwarium. Kolejnym plusem przemawiającym na korzyść młodych ryb są ich małe wymagania lokalowe. Moje sześć trzy- lub czterocentymetrowych osobników spokojnie zmieściło się w 90-litowym akwarium. Ale co dalej? Zawsze po nabyciu nowych ryb przeszukuję domowe archiwum biblioteczne. Mam już taką przypadłość, którą moja ukochana żona nazywa „nałogiem”: widząc jakąkolwiek literaturę traktującą o akwarystyce, nabywam ją. Z upływem lat nie ograniczam się do języka polskiego, może być angielski, z którym jakoś sobie radzę, czy niemiecki, z którym jest jednak znacznie trudniej. Zatem miałem co przeszukiwać. Informacje, które znalazłem, były w miarę jednoznaczne. Wody, w których występują pielęgnice subtropikalne charakteryzują się wyższym od wód z rejonów Amazonki stężeniem zawartych w nich soli (wyższa przewodność elektrolityczna) oraz neutralnym odczynem pH. Wyrażając to liczbowo: przewodność w granicach 300–600 us oraz pH w zakresie 6.5–7.5 . Pomyślałem, że końcu mam ryby, dla których woda w moim kranie będzie idealna. O temperaturach powietrza w tym regionie już wspomniałem, ale najważniejszą rzeczą z tym związaną jest ich sezonowa zmienność. Subtropiki to region, w którym temperatura zmienia się w ciągu roku, co pociąga za sobą okresową zmienność temperatury wody. Wszystkie ryby z tych wód przystosowały się do tych zmian.
Nawiasem mówiąc, z obserwacji akwarystycznych wynika, że niektóre gatunki zbrojników nie potrzebują okresu obniżonej temperatury, aby zachować dobrą kondycję i chęć do tarła. Całoroczne akwarium z temperaturą wody w okolicach 20 °C będzie dla nich wystarczające (myślę, że zbrojniki hodowlane na swój sposób uzależniły się od stałej temperatury). Spoglądając na nasze rodzime podwórko, wiemy, że cykl życia krajowych gatunków ryb jest ściśle skorelowany z rytmem pór roku, a więc i z temperaturą wody. Na wiosnę , gdy temperatura wody wzrasta, ryby ożywiają się i przygotowują do tarła. W toku ewolucji „nauczyly” się, że w niedługim okresie pojawi się mnóstwo pożywienia w postaci niezliczonych chmar najróżniejszych gatunków owadów i planktonu wodnego, co zapewni narybkowi możliwość odpowiedniego wzrost. Ważne są też wiosenne roztopy i powiązane z nimi rozlewiska rzek czy jezior.
Więcej przestrzeni życiowej to zwiększone bezpieczeństwo dla ikry i larw. Z nastaniem lata podrośnięty już narybek może wrócić do głównego nurtu rzek i strumieni, aby kontynuować rozwój. Jesień to czas akumulowania energii i przygotowania do okresu „spoczynku”, czyli zimy. Dokładnie tak samo przedstawia się sytuacja w rejonach południowego krańca Brazylii, Urugwaju, Argentyny czy Paragwaju. Oczywiście rozstrzał temperatur nie jest tak duży i występują tylko dwie pory roku (deszczowa i sucha), ale cały cykl jest podobny. Tak więc największym wyzwaniem jest zasymulowanie tych okresów i zmiany temperatur z nimi związanej. Szczerze powiem, trudno tego dokonać w domowym akwarium. Nawet gdy usuniemy grzałkę, temperatura w ciągu roku zmienia się, owszem, ale niewiele. W literaturze można znaleźć kilka sposobów na poradzenie sobie z tym kłopotem. Jednym z nich jest umiejscowienie akwarium w piwnicy lub przydomowym garażu. Zresztą wszystkie miejsca, w których temperatura zimą nie spada poniżej 10 °C będą doskonałe. W ostateczności można zainstalować słabą grzałkę i, w przypadku długotrwałych silnych mrozów na zewnątrz, włączyć ją, podgrzewając nieco wodę. Dla zamożniejszych hobbystów ciekawym rozwiązaniem będzie chłodnica do akwarium, często stosowana w akwariach morskich. Zapewni ona okresowe obniżenie temperatury do zadanego poziomu, bez względu na aurę na zewnątrz i wewnątrz pomieszczenia. Innym sposobem, który od razu przypadł mi do gustu, i o którym myślałem już od dawna, okazało się akwarium ogrodowe.
Akwarium ogrodowe
Ta intrygująca nazwa skrywa w sobie niezmiernie interesującą koncepcję. Jako akwarysta z krwi i kości uwielbiam cały podwodny świat wraz z jego ogromną bioróżnorodnością. To mała sadzawka, w której bujnie rozwijają się glony, a kilka chrząszczy wodnych o opływowych kształtach urządza sobie wyścigi, śmigając na wszystkie strony, gdy tylko wiatr marszczy tafle wody. Podskakujące „pchły wodne”, czyli popularne rozwielitki oraz malutkie oczliki przemykające pośród długich, miękkich, zielonych włosów wszędobylskich glonów nitkowatych. Wreszcie wodne „smoki”, czyli ogromne larwy ważek czyhające na nieświadome niebezpieczeństwa inne owady, gotowe w mgnieniu oka wyrzucić swoją maskę, czyli część „twarzy” (niczym w filmach o przybyszach z kosmosu), błyskawicznie unieruchamiając ofiarę i żywcem ją pożerając. Ten fascynujący świat, zawarty nawet w malutkim oczku wodnym, miałem okazję podglądać zawsze z góry, z miejsca, gdzie przejście fazowe pomiędzy powietrzem a środowiskiem wodnym załamywało światło, tworząc refleksy i zniekształcenia. A gdyby zmienić punkt obserwacji, przejść granicę i spojrzeć na ten świat z innej perspektywy?
Do tego właśnie służą akwaria – czyż nie? Dzięki nim obserwujemy ryby z punktu, w którym na nic się zdaje ich maskujące, ciemniejsze od góry, a jaśniejsze od dołu ubarwienie. Widzimy je tak, jak widzą je inni mieszkańcy szklanego mikroświata. I to właśnie od dawna był mój cel: uchwycić piękno podwodnego świata z całą jego bioróżnorodnością w szklanych ścianach akwarium. Może wyda się to komuś dziwne, ale uważam, że standardowe zbiorniki, które posiadałem od kilkudziesięciu lat nie spełniały tej funkcji. Czegoś im brakowało. Wprawdzie ryby miały się świetnie, a korzenie monstery, którą zawsze umieszczam nad akwariami, rozrosły się, tworząc piękne tło. Jednak gdzie to mikrożycie, wszędobylskie glony, gonitwy owadów… Z oczywistych względów tego nie było.
Jednak gdy wyniesiemy nawet mały zbiornik na ogród lub balkon czy taras, zapewnimy żyzne podłoże dla roślin i napełnimy wodą, już w niedługim czasie będziemy mogli być świadkami narodzin naszego wodnego mikroświata. Akwarium zacznie tętnić życiem, stając się domem dla dziesiątków gatunków malutkich stworzeń. I o to chodzi!
Start zbiornika
Korzystając z porad Diany Walstad zawartych w książce „Rośliny wodne”, którą polecam każdemu akwaryście, zabrałem się za zakładanie akwarium ogrodowego dla moich „gymnogeophagusów”.
Dno wyłożyłem warstwą gliniastej ziemi z ogrodu, a następnie przykryłem ją grubą warstwą miałkiego piachu. Z roślin wybrałem pałki wodne, które w okresie wiosenno-letnim rosną naprawdę szybko i w ten sposób ograniczają rozrost glonów, dodałem też wywłócznik z pobliskiego stawu. Akwarium napełniłem wodą wodociągową i czekałem. W przypadku, gdy natura ma wykonać całą robotę, należy uzbroić się w dużo cierpliwości. Przez ponad miesiąc woda klarowała się, a rośliny zakorzeniały się w gruncie. Niezwykle penetrujące toń wodną promienie słoneczne sprawiały, że wkrótce całe dno pokryte zostało wiążącymi je strzępkami glonów. To dobry znak, bo gdy wpuściłem ryby, a te zaczęły przekopywać dno, woda nie zmętniała za bardzo. Z upływem miesięcy ten mały ekosystem zgrywał się ze sobą coraz bardziej, a akwarium wyglądało coraz bardziej naturalnie.
Muszę jednak wspomnieć o kilku ważnych rzeczach. Po pierwsze: nawet dla kilku, młodych jeszcze „gymnogeophagusów” taki ekosystem nie zapewni wystarczającej ilości pożywienia. Tak więc karmiłem moje ryby pokarmami mrożonymi, jak robię to w akwariach domowych. Bioróżnorodność sprawiała jednak, że ryby zawsze znalazły sobie jakiś smaczny kąsek w postaci spadającego owada (choćby na deser). Po drugie: podmian wody nie robiłem. Z tym trzeba uważać. Woda w moim akwarium była w maksymalny sposób przesycona tlenem (silne promienie słońca plus szybkorosnące rośliny). I gdy tylko dolewałem na początku odstanej wody wodociągowej, w akwarium natychmiast zaczęło wytrącać się mnóstwo pęcherzyków gazu, szkodząc przy tym rybom, które nabawiły się choroby gazowej. Pęcherzyki powietrza widoczne wewnątrz ich pletw były szokującym skutkiem choroby. Po kilku próbach zaprzestałem podmian wodą wodociągową, a ubytki spowodowane parowaniem uzupełniałem deszczówką. Kilkukrotnie robiłem testy wody na zawartość azotanów i za każdym razem wartości były bliskie zeru. Po trzecie: należy pamiętać o tym, aby nie „grzebać” w dnie akwarium. Gruba warstwa ziemi ogrodowej zapewnia natychmiastowy start dla kolonii bakterii nitryfikacyjnych i denitryfikacyjnych, a ich produkty przemiany materii, czyli siarkowodór czy jony amonowe, kumulują się w niej, wolno dyfundując w kierunku wierzchniej warstwy podłoża. Przechodząc do niej, szkodliwe gazy zostają przekształcone w obecności tlenu oraz bakterii tlenowych – w wyniku tego procesu powstają nieszkodliwe gazy, takie jak dwutlenek węgla, który od razu zostanie wykorzystany przez rośliny. Kopiąc głęboko w dnie lub wyrywając rośliny (np. przy próbie zmiany wystroju akwarium), burzymy ten układ i ryzykujemy uwolnieniem szkodliwych gazów wprost do wody. Taka sytuacja może oczywiście zakończyć się katastrofą dla mieszkańców akwarium.
Pierwsze tarło
W sumie jednak akwarium ogrodowe spisywało się na medal. Moją ulubionym sposobem spędzania czasu w tamtym okresie było przesiadywanie przed nim i rozkoszowanie się jego wyglądem. Ryby rosły nad wyraz szybko i już po kilku miesiącach byłem świadkiem przemiany fizycznej jednego z samców. W ciągu dosyć krótkiego czasu urósł mu przepiękny garb, a kolory zrobiły się niezwykle intensywne. Zmieniło się również jego zachowanie, stał się bardzo aktywny – i gdy tylko wypatrzył jedną z samic, podpływał do niej i trząsł głową, „szczekając” przy tym pyskiem. Pierwsze tarło było miłą niespodzianką, a etap wypuszczania młodych z pyska przez samicę (Gymnogeophagus mekinos należy do grupy gatunków G. gymnogensys, czyli to gebacz larwofilny – taki, u którego samica zabiera do pyska dopiero larwy, wypuszczając już gotowe do samodzielnego posiłku młode) utwierdził mnie w przekonaniu, że taki model akwarium chcę praktykować u wszystkich moich ryb. Dzięki plątaninie korzeni i glonów, a także z powodu wystąpienia dużej liczby mikroorganizmów (na start wlałem do akwarium cały słój planktonu złowionego w pobliskim stawie) młode bez problemów przeżyły i podrosły bez mojej ingerencji. Gdy minęło lato i nastała jesień, powoli godziłem się z myślą, że nadszedł czas na ponowną przeprowadzkę ryb do akwarium domowego. Podczas miesięcy letnich urządziłem 300-litrowe akwarium specjalnie dla nich. Przy wymiarach 100 x 60 x 50 cm było ono idealne dla tych ryb. Ostatecznie okazało się, że miałem dwa samce oraz trzy samice. Podczas początkowego okresu wzrostu dymorfizm płciowy nie jest jeszcze tak widoczny, lecz w miarę upływu czasu, w przypadku ryb z rodzaju Gymnogeophagus staje się on bardzo wyraźny. Samce są znacznie większe i bardziej kolorowe od samic. Wspominałem już o garbie czołowym, który pojawia się u dominujących samców. W przypadku trzymania kilka samców w zbiorniku zwykle tylko jeden z nich okaże się posiadaczem pięknego garbu. Pozostałe „obejdą się smakiem” i będą musiały poczekać na swoją kolej. To samo dotyczy tarła: dominujący samiec może wytrzeć się z kilkoma samicami, trzymając na dystans konkurencję.
Autorami zdjęć - oprócz Marcina - są Keno Gerwing i Artur Silicki.

Adres

Ulica Kościuszki 22
Parysów
02-662

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Magazyn Akwarium umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Magazyn Akwarium:

Widea

Udostępnij

Kategoria

Najbliższe firmy medialne


Inne Parysów firmy medialne

Pokaż Wszystkie

Może Ci się spodobać