19/12/2024
Wojciech Gunia przygotowuje Was do podróży⬇️
"Kiedy będziesz gotowy, idź. Osiem opowieści o ludziach na drogach donikąd" ukaże się na przełomie stycznia/lutego 2025.
Kiedy skończyłem pracę nad książką i oddałem ją pod redaktorską kuratelę Marty, miałem zagwozdkę, jak syntetycznie ująć opis całości i jaki wspólny mianownik dla tych utworów znaleźć. Uważam, że to ważne, by zbiory opowiadań były spójne stylistycznie i obracały się wokół konkretnego klucza tematycznego. To pozwala zarówno odbiorcy lepiej zorientować się, po co sięga, że nie dostaje rozrzutu tematów i stylistyk, gdzie jeden – dwa teksty okazują się interesujące, a pozostałe idą gdzieś obok (to mnie osobiście odrzuca od zbiorów, choć uwielbiam opowiadania) jak i pomaga wydawcy zaplanować całą „komunikację” wokół książki. I tak się gryzłem z tym i gryzłem, próbując wymyślić opis okładkowy, aż z opresji wybawiła mnie Klaudia, która projektowała oprawę.
Pokazywała mi projekty – w tym obrazek utrzymany w stylu Banksy’ego, z postacią spętaną sznurami, przy krawędzi kadru, jakby już mającą z niego wyjść – gdy zobaczyłem ten widziany z góry labirynt i pomyślałem: o tak, to jest to. Grafika była techniczna, geometryczna i zimna. Na pierwszy rzut oka nie kojarzy się z tym, jak ja piszę, ale trafiła mnie emocjonalnie w punkt. Poza tym tok myślenia Klaudii, który doprowadził ją do tego projektu, totalnie zgadzał się z tym, co jakoś sobie przeczuwałem, ale czego nie umiałem uchwycić czy zwerbalizować.
- To są teksty, w których powtarza się ciągle motyw tego, że ktoś gdzieś idzie, jedzie, chodzi, plącze się, krząta, te wszystkie postaci próbują zmienić swoje życie, nadać mu jakiś sens czy kierunek, ale ciągle coś je trzyma w miejscu. Traumy, nierozwiązane sprawy, przemoc, brak sprawczości. Ci ludzie bardzo chcą innego życia, ale nie potrafią – nie mogą – nic zmienić. Więc miotają się, kręcą w kółko, ciągle wracają do punktu wyjścia, bo każdy żyje z jakąś kulą u nogi, na jakimś łańcuchu. To są te ich labirynty, to życie, które ich przytłacza i osacza. Bardzo puste i nieszczęśliwe, takie ciasne piekło.
Tylko pokiwałem głową i pomyślałem sobie, że, no właśnie, tak: ta grafika pokazuje świat – czy światy ujęte w jednej bryle – tej książki. Tam, wewnątrz, głęboko, są ludzie i próbują uciec. Ale nie uciekną. Ten labirynt, ta bryła, nie ma przecież wyjścia. Nie wpadłbym nigdy na pomysł takiego zobrazowania tej książki. Choć kocham labirynty. I z tej okładki, z tej bryły, która zamknęła w sobie te osiem historii i wydobyła ich wspólny mianownik, wziął się opis, który znajdziecie z tyłu. I który może dźwignie tę książkę „sprzedażowo” albo nie, ale z pewnością najlepiej odda jej charakter.
Czasami tak się błądzi po jakimś świecie, w którym niby się zna każdy zakamarek, w którym się ustawiło każdy drobiazg, ale liczba tych drobiazgów oraz ich powiązań uniemożliwia dostrzeżenie szerszego obrazu. Jako twórca zajmujesz czasami takie miejsce, że choć znasz każdy detal, znasz ten świat (czy też mikroświaty) na wylot, nie jesteś zdolny do syntezy. Ktoś musi na to wszystko spojrzeć z zewnątrz i przetworzyć po swojemu. Jeśli trafisz na kogoś, kto po pierwsze ma odpowiednią wrażliwość i inteligencję, aby to osiągnąć, a po drugie właściwe umiejętności, by tej syntezie nadać postać, to trafiłeś szóstkę w totolotka. Tak właśnie oceniam współpracę – już trzecią okładkową – z Klaudią (tak oceniam współpracę z Martą, która przecież sama jest świetną pisarką i wiedziała, jak uporządkować mój bałagan). Trzeba tylko drugiemu twórcy zaufać i zostawić wolną rękę, niech działa.
Zresztą, te zderzenia z cudzą wyobraźnią, z tym jak cudza wyobraźnia reaguje na nasza pracę, są zawsze fascynujące i – przynajmniej dla mnie – najciekawsze w procesie twórczym. Być może efekt takiego zderzenia cię zaskoczy, być może okaże się zupełnie „nie taki”, jaki zakładałeś, być może będzie pod prąd przyzwyczajeń i oczekiwań odbiorców, ale prawdopodobnie będzie nieporównywalnie lepszy i ciekawszy niż to, co sam byś wymyślił. Twórca – że bardzo luźno zacytuję Alana Moore’a – nie jest od dawania ludziom (także innym twórcom) tego, czego chcą, ale tego, czego potrzebują. Ja też, w przypadku tej grafiki, nie dostałem tego, czego chciałem (inna rzecz, że nie wiedziałem, czego chciałem i nawet nie próbowałem sobie takich założeń robić xD) ale na pewno dostałem to, co tej książce było potrzebne.
(Myślę też - to już na marginesie - że to, co opisałem powyżej, czyli problem autora z „wyjściem” z tekstu, jest często przyczyną słabości wielu okładek, które powstają na podstawie sugestii twórców. To często grafiki ilustracyjne, przedstawiające jakąś postać z książki, ale ta ilustracyjność – jakby uwidoczniony w pęknięciu ślad marzenia o wizualnej adaptacji tekstu – zdradza brak szerszej perspektywy na utwór zamknięty między stronami, na jego sens, czy choćby jeden z wielu możliwych sensów (bardzo małym druczkiem: a czasami na jego gruntowy bezsens)).
Dlatego zawsze wzbraniałem się, wzbraniam i będę wzbraniał przed oprawianiem własnych tekstów. Zrobiłem jeden wyjątek, dla „Złodziei motyli”, ale tylko dlatego, że Basia Mikulska i Asia Czarkowska z Alegorii bardzo nalegały, a poza tym jako współautor miałem nieco inny sposób patrzenia na tekst, na cudzy świat, już gotowy, z którego elementów musiałem wyprowadzić jakąś konkluzję. W przypadku całkowicie mojej pracy literackiej by to nie zadziałało, niechybnie odwaliłbym jakiś kicz albo byle co. Może i ładne, ale zbyt skupione na jakimś wycinku, wyrwanym z kontekstu. Po co robić sobie krzywdę?
Drugi artysta jest potrzebny, aby ująć sens tekstu, który choć pisarz stworzył, ma wszelkie prawo go nie w pełni rozumieć, bo jednak książki bywają mądrzejsze od swoich autorów (czego ja jestem najlepszym przykładem).
Książka o ludziach uwięzionych w labiryntach, o ludziach błądzących na drogach donikąd, wyjdzie już na początku przyszłego roku, oczywiście nakładem Wydawnictwo IX. Jeśli ktoś z was powie, że hej, ale twoje poprzednie książki były z grubsza o tym samym xD, to mogę jedynie powiedzieć, że owszem, tak, a w czym problem?