16/02/2024
KARKONOSKI OBOWIĄZEK, CZYLI NIETYPOWA RECENZJA WYJĄTKOWEJ KSIĄŻKI
Dziś chciałbym zabrać Was w podróż w Karkonosze sprzed blisko dwustu trzydziestu lat. I robię to w poczuciu czegoś, co zwykłem w głowie nazywać „karkonoskim obowiązkiem”.
„Karkonoski obowiązek” nie został zdefiniowany nigdzie (poza moją głową), ale myślę, że to coś, czego doświadczacie tak samo jak ja. Jest to wynikające z miłości do tych gór poczucie, które motywuje nas do różnych zachowań właściwych dla ambasadorów Krainy Ducha Gór. Oto przykładowe działania, których zapewne wielu z Was bardziej lub mniej świadomie się podejmuje:
- namawianie znajomych do wyjazdu („Pojedźcie w Karkonosze, spodoba się wam!”);
- namawianie do lektur („Weźże przeczytaj to „Schronisko…”, bo to o Karkonoszach”);
- namawianie do wspólnych wędrówek w celach towarzyskich („Chodź ze mną w góry, pogadamy sobie”), estetycznych (Chodź ze mną w góry, pooglądamy sobie widoczki”) albo gastronomicznych („Dawaj, pójdziemy na naleśniczki na Szrenicę albo na piwko do Czechów”).
I ja dzisiaj, w poczuciu karkonoskiego obowiązku, chciałbym namówić Was do lektury książki, która wywarła na mnie niezwykle silne wrażenie! Mowa o „Podróży w Karkonosze oraz sąsiednie okolice Czech i Śląska w roku 1796 w 28 listach”.
Chociaż długi tytuł może na pierwszy rzut oka nie sugerował mi, że będzie to jedna z najniezwyklejszych książek, jakie przeczytałem w ostatnich latach, to właśnie tak się stało.
Zacznę od autora. Paradoks jest taki, że nie wiemy, jakie było jego imię i nazwisko, a mimo to po lekturze gwarantuję Wam, że będziecie mieli poczucie, jakbyście znali go od lat. Autor wtrąca bowiem do tekstu wiele swoich cennych uwag i przemyśleń. Od razu ostrzegam – nie wszystkie są na dzisiejsze czasy poprawne politycznie, ale właśnie to przesądza o cenności listów – bo są po prostu do bólu szczere. „Anonim” podróżuje z kilkoma przyjaciółmi, między innymi tajemniczym panem H. Z listów dowiecie się też, że w dzieciństwie autor uwielbiał… grać w piłkę nożną!
Przenosimy się do roku 1796, czeska Praga. Nasz „Anonim” z pobłażaniem obserwuje popłoch, jaki panuje w mieście z obawy przed nadciągającym Napoleonem. Autor jednak, zamiast popaść w zbiorową histerię, pakuje się i postanawia wyruszyć w wymarzoną podróż w Karkonosze. Pisze:
„Staram się też mym znajomym przemówić do rozsądku i całą przywołuję mą wiedzę polityczną, by im wykazać śmieszność ich panicznego strachu […]! […] To Szatan, powiada Pismo, jest ojcem kłamstw, lecz wielkie miasta są z pewnością ich wylęgarnią…”.
Ignorując całą tę „dziejową zawieruchę” Anonim wyjeżdża z Pragi. Już sama droga w góry opisana w pierwszych listach sprawiła, że kilka razy śmiałem się z celności uwag autora np. o stanie dróg. Co śmieszniejsze, ich wydźwięk jest tak aktualny, że gdyby wspomniane fragmenty wrzucić na jakąś stronę internetową z opiniami na temat na przykład drogi Lwówek Śląski – Jelenia Góra (nad której stanem niezmiennie ubolewam), pewnie nikt nie zorientowałby się, że to tekst sprzed kilkuset lat:
„Doprawdy, nie do opisania jest doświadczenie jazdy […], a tym, którzy są za to odpowiedzialni, nie mógłbym niczego straszliwszego życzyć, niż tego, by musieli tą drogą galopować przez parę godzin. Mam nadzieję, że wtedy jej haniebny stan szybko by się poprawił”.
Gospodom też czasem się obrywało. W Libercu Anonim pisze:
„Czy po tej usłużności [gospodyni – przyp.] mam sobie wiele obiecywać, w to wciąż wątpię, bo pokoje i łóżka wyglądają nader ubogo i nie najczyściej. Kolacja, którą nam właśnie przygotowują, potwierdzi moje wątpliwości albo je rozwieje”.
W Szklarskiej Porębie słyszymy narzekania na kawę:
„Przynoszą nam kawę. Praskim elegantom nie całkiem zapewne spodobałby się śląski zwyczaj picia jej niemal zupełnie bez śmietanki. Nam też się to nie podoba, dlatego już wczoraj wyraźnie zamówiliśmy dużo mleka. Zwyczaj ten jest jednak silniejszy od naszego rozkazu, bo oto przy gigantycznym dzbanku z kawą […], stoi maleńki dzbanuszek z mlekiem. Postaramy się teraz sprawdzić, na ile da się ten problem rozwiązać”.
Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele cytatów, żeby nie zabrać przyjemności z lektury. Wiedzcie jednak, że takich „skarbów” jak te wyżej znajdziecie w książce wiele. Uwagi dotyczące braku troski o dobre wychowanie młodzieży, łupienia prostych i ubogich ludzi przez pysznych księży nieznających trudu pracy, pomstowanie na władze, które nieustannie toczą wojny, wysyłając siłą na front ludzi, którzy pragną życia w pokoju, w zaciszu swoich ukochanych Karkonoszy – to wszystko tylko skromny przykład tego, co czeka was w „…28 listach”.
No dobrze, jeszcze jedno muszę zacytować, o Szklarskiej Porębie. Mam bowiem wrażenie, że niektórzy jej mieszkańcy obecnie mają do miasta te same zarzuty, jakie formułowano kilkaset lat temu – i gdy czytałem te fragmenty, znów miałem uśmiech na twarzy („No tak, cała Szklarska! Nic się nie zmieniło!”). Cytuję:
„Miałem okazję dowiedzieć się paru rzeczy o Szklarskiej Porębie, które być może nie wydadzą się Tobie całkiem nieciekawe. […] Układ tej wioski pozwalał mi teraz zrozumieć, dlaczego woźny sądowy potrzebuje kilku dni, by ją całą obejść. Gdy bowiem na bliższych i dalszych wzniesieniach widziałem domy i o nie pytałem, otrzymywałem niezmiennie tę samą odpowiedź: „To wciąż jeszcze jest Szklarska”…”.
Uwierzcie mi, to samo powtarzam, jak z przyjaciółmi jedziemy czasem pociągiem do Jakuszyc: „To wciąż jeszcze jest Szklarska…”!
Wszystko, o czym napisałem wyżej, jest istotne, natomiast to, za co najbardziej cenię książkę Anonima, to fakt, że bardzo szczegółowo opowiada w niej o swoich wędrówkach po górach. Poczułem się, jakbym przeżył niezwykłą podróż w czasie, czytając opowieści o przygodach podczas nocowania w Lucni Boudzie czy w Strzesze Akademickiej (wtedy zwanej Hempelsbaude). Anonim opisuje wnętrza karkonoskich schronisk, ich mieszkańców; rozmowy z nimi, codzienność życia wysoko w Górach Olbrzymich. Opowiada o warunkach na szlakach, przewodnikach i tragarzach, którzy służą mu wsparciem podczas podróży. Dużo pisze też o trudach pracy mieszkańców tych gór, o złym stanie śląskiego handlu, o wyzysku. Opisuje Jelenią Górę, jej starówkę i piękne otoczenie miasta. I przede wszystkim: opisuje krajobrazy, z wybitną geograficzną precyzją.
Wiem, że część z Was zwraca uwagę na opisy karkonoskiej przyrody i widoków, które zawarłem w swoich „Schroniskach…”. Muszę jednak powiedzieć, że to, jak Anonim opowiada o swoich doświadczeniach z karkonoskim krajobrazem, przechodzi wszelkie pojęcie. To jest po prostu majstersztyk! Podróż głównego bohatera jest bardzo prawdziwa – są momenty utyskiwania na stan dróg i mostów, na złe posunięcia władz, ale są też momenty wzruszeń pięknem Karkonoszy.
I jeszcze jedna, ważna rzecz na koniec: Anonim – niczym w powieści przygodowej – przez całą swoją podróż marzy o zdobyciu Śnieżki. Niestety, fatalna pogoda co rusz krzyżuje jego plany i zmusza do zmiany programu wędrówki. Czytając o kolejnych jego „próbach” zdobycia szczytu, w pewnym momencie przyłapałem się na tym, że kibicuję mu już niemal jak bohaterowi jakiegoś kryminału („Jeju, no niech mu się w końcu uda, do cholery!”, „Duchu Gór, nic się nie zmieniasz, dwieście lat temu bywałeś dla biednych ludzi tak samo złośliwy”). Czy się uda i jakie perypetie zgotował dla Anonima Duch Gór – to pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, przekonacie się po lekturze!
Post nie jest wynikiem żadnej sponsorowanej współpracy – napisałem o tej książce, bo chciałem podkreślić, jak fenomenalną rolę dla Karkonoszy i Gór Izerskich robi Marcin Wawrzyńczak z Wydawnictwa Wielka Izera, który wykonał tytaniczną pracę, tłumacząc zawierający 28 listów starodruk, tak, żeby każdy z nas mógł przeżyć z anonimowym podróżnikiem jego karkonoską przygodę sprzed przeszło dwustu lat.
Chylę czoła przed pracą Marcina – kunszt jego tłumaczeń, dobór słów – widać tu talent i lata doświadczeń przy poprzednich Jego karkonosko-izerskich przekładach… Tę książkę sączy się jak słodką kawę (ze śmietanką, oczywiście), marząc, żeby filiżanka nie opróżniła się za szybko i żeby ta przyjemność potrwała chociaż chwilę dłużej. Dla mnie „Podróż w Karkonosze…” była pełną wzruszeń wędrówką przez czasy i miejsca.
Chciałbym też docenić takie pozycje, bo niestety – nie oszukujmy się – nie pojawiają się one na półkach z bestsellerami, CHOCIAŻ POWINNY! Bo to takie pozycje kreują klimat Karkonoszy, są źródłem inspiracji, budzą pamięć o dawnych mieszkańcach i tradycjach tych najbardziej fenomenalnych gór pod słońcem. Także: bierzcie i czytajcie! Dobrego wieczoru!