Martyria - Miesięcznik Społeczno-Katolicki Diecezji Ełckiej

Martyria - Miesięcznik Społeczno-Katolicki Diecezji Ełckiej Miesięcznik Społeczno-Katolicki Diecezji Ełckiej "Martyria" wydawany od 1990 roku. Red. Nacz.: ks. mgr lic. Krzysztof Zubrzycki

Dajmy sobie czas Wrzesień to czas powrotu z letniego odpoczynku - powracające do szkoły dzieci, rozpoczynające się nowe ...
25/09/2024

Dajmy sobie czas

Wrzesień to czas powrotu z letniego odpoczynku - powracające do szkoły dzieci, rozpoczynające się nowe projekty i działania. W wielu przestrzeniach to nowy początek, który może wciągnąć nas w wir pracy i działań. Warto pomyśleć, jak w tym wszystkim nie zgubić siebie i zaplanować czas dla rodziny.

Dzieci nad zajęcia
Logistyka związana z zajęciami dodatkowymi, odwożeniem do szkoły, kinderbalami i opieką podczas choroby nie należy do najłatwiejszych. Zanim wypracowane zostaną schematy i rozwiązania, może pojawić się podenerwowanie czy frustracja. Dzieci również nie zawsze ułatwiają te działania – szybka zmiana zainteresowań, znudzenie czy inne zawirowania mogą wprowadzać zamieszanie. Taki jest jednak świat dziecka. My dorośli jesteśmy zmienni, a co dopiero dzieci, które poznają świat. We wszystkich działaniach szukajmy tego, co najlepsze dla dzieci, nie próbując wcisnąć ich w ciasne ramy dorosłości, które przecież nijak mają się do dziecięcego zapału i chęci doświadczania nowych rzecz. Czy to łatwe? Nie zawsze. Jednak trzymanie się sztywno określonych planów może okazać się jeszcze trudniejsze, zarówno dla rodziców jak i dla dzieci. Początkowe plany nie zawsze muszą doczekać się realizacji, bądźmy otwarci na zmiany.

Małżeństwo
Tak jak planujemy czas i rozwój dzieci, warto zaplanować czas dla małżeństwa. Wspólne wyjście do kina, kawa na mieście czy spacer w natłoku codziennych obowiązków mogą wydawać się nieosiągalne. Jeśli udaje się spontanicznie wygospodarować czas dla dwojga, to można się tym ucieszyć. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Warto już na początku zaplanować sobie czas na wspólne chwile i pracę nad małżeństwem. Warto założyć, że chcemy spędzać ze sobą czas, dbając o relację. Kiedy dzieci nie ma jeszcze na świecie, to łatwiej ten czas zorganizować. Wychowując dzieci, warto poprosić o pomoc rodziców, ciocie czy, jeśli nie mamy nikogo bliskiego, kto może nas wesprzeć, profesjonalną opiekunkę. Plany mogą ewoluować - nieważne są formy i ramy, wspólne chwile. Czas tylko we dwoje i budowanie relacji przyniesie wiele dobrego dla małżonków jak i całej rodziny. Nie bójmy się inwestować w małżeństwo.

R jak rodzina!
Wycieczki, gry, spacery, gotowanie czy sprzątanie - to tylko niektóre aktywności, które w rodzinie mogą wypełnić nasz wspólny czas. Zdarza się, że ograniczamy możliwości bycia razem do tego, za co możemy zapłacić. Dalekie wakacje, wyjście do bawialni czy kina to nie jedyne formy rodzinnej aktywności. Najlepsze dla nas często są te, na które możemy sobie pozwolić i umiemy zorganizować. Odrobina kreatywności, zaangażowania i brak porównywania siebie i swojej rodziny do innych to część recepty na dobry czas. To, co sprawdza się u innych nie zawsze będzie dobre w naszym domu. Nie znajdziemy jednego przepisu na szczęście rodzinne. Ważne jest jednak, żeby nie tracić z oczu siebie nawzajem, ‘tracąc’ czas będąc razem. Nie czekajmy na specjalne okazje, a bądźmy ze sobą w codzienności tętniącej życiem.

Monika Milanowska

25/09/2024

Miłość, miłość... nad jeziorem

Gdyby dziś zapytać przypadkowych przechodniów, czy słyszeli przebój „Miłość, miłość w Zakopanem”, to chyba niewielu z nich dałoby odpowiedź przeczącą. Lekka, spontaniczna, niezobowiązująca historia relacji dwojga osób zamknięta w chwili. Ubrana w rytmy dobrej zabawy i tanecznej nuty, łatwo wchodzi w ucho, a na twarzy maluje radosny uśmiech.
Taka wizja miłości budzi wiele pozytywnych emocji, jednak większość z nas nosi w sercu pragnienie, by ta miłość nie była tylko „niedzielnym przelotem”. Potrzebujemy być kochani do końca, po całości: w zdrowiu i chorobie; w mocy i w słabości; w mądrości i głupocie… kiedy jest fajnie, ale i wtedy gdy trudno jest udźwignąć samego siebie.

Bliskość w codzienności
Choć może się to wydać dziwne, bo wielu wydaje się, że zakonnice o miłości nic nie wiedzą, to właśnie taką Miłość znalazła siostra zakonna - święta Faustyna. Żar tej Miłości rozpalił najpierw jej serce, by wkrótce potem zapalić kolejne pokolenia dusz. Zaczęło się zwyczajnie od bliskości w codzienności: rozmowa w myślach, wiersze codziennej modlitwy porannej i wieczornej, spotkania, zwierzenia, spojrzenia na Eucharystyczne Oblicze, noszenie w sercu wersetów Listu Miłości Boga do człowieka – Ewangelii…, aż w końcu doszło do pewności w miłości. Nie tylko przez chwilę uniesienia, radosnych emocji, lecz odkrywanie dobra i piękna, którym Bóg obdarowywał ją na co dzień.

Wybór Miłości
Ten moment wyboru Miłości dokonał się zanim jeszcze Helenka wstąpiła do klasztoru. Była wtedy na służbie u Państwa Lipszyców. Pracodawczyni zaangażowała się całym sercem, by znaleźć odpowiednią partię życiową dla ulubionej opiekunki swoich dzieci i dopięła swego. Jednak decyzja Helenki była jednoznaczna. Późniejsza siostra Faustyna opisała to w swoim Dzienniczku: „Było [to] w czasie oktawy Bożego Ciała15. Bóg napełnił duszę moją światłem wewnętrznym głębszego poznania Go, jako najwyższego dobra i piękna. Poznałam, jak bardzo mnie Bóg miłuje. Przedwieczna jest miłość Jego ku mnie. Było to w czasie nieszporów - w prostych słowach, które płynęły z serca, złożyłam Bogu (6) ślub wieczystej czystości. Od tej chwili czułam większą zażyłość z Bogiem, Oblubieńcem swoim. Od tej chwili uczyniłam celkę w sercu swoim, gdzie zawsze przestawałam z Jezusem” (Dz. 16).

Romantyka
Oczywiście, Miłość w życiu siostry Faustyny to nie tylko czysto umysłowe rozważania, ale żywe doświadczenie Bożej obecności. Obecności, wypełniającej po brzegi samotność jej ludzkiego serca, której nie jest w stanie wypełnić najbardziej kochający mąż czy żona. Obecności, która rozpala tęsknoty i pragnienia bycia razem w każdej dziedzinie życia ludzkiego a jeszcze bardziej duchowego. Otwierającej przestrzenie na wieczność, w której miłość nie kończy się lecz udziela. Te rozpalane pragnienia i tęsknoty sprawiały, że spotkania Faustyny z Bogiem nie pozbawione były wymiaru, który po ludzku nazwalibyśmy romantycznym.

Jedno z takich wydarzeń zostało opisane w Dzienniczku pod datą 7 lipca 1929 roku: „Kiedy byłam w Kiekrzu88, aby zastąpić jedną z sióstr89 na krótki czas, w jednym dniu po południu poszłam przez ogród i stanęłam nad brzegiem jeziora, i długą chwilę zamyśliłam się nad tym żywiołem. - Nagle ujrzałam przy sobie Pana Jezusa, który mi rzekł łaskawie: To wszystko dla ciebie stworzyłem, oblubienico Moja, a wiedz o tym, że wszystkie piękności niczym są w porównaniu z tym, co ci przygotowałem w wieczności. Dusza moja została zalana tak wielką pociechą, że pozostałam tam do wieczora, a zdało mi się, że jestem krótką chwilę. Dzień ten miałam wolny i przeznaczony na jednodniowe rekolekcje90, (75) więc miałam zupełną swobodę oddać się modlitwie. O, jak Bóg jest nieskończenie dobry, ściga nas swoją dobrocią. Najczęściej zdarza się, że udziela mi Pan największych łask wtenczas, kiedy ja się wcale ich nie spodziewam.(Dz. 158).

Niespodzianka
Może wydawać się, że takie doświadczenie miłości przypisane jest tylko świętym i wybranym, a przecież każdy z nas dostał rezerwację na wieczność. Indywidualnie decyduje, czy odpowie na to zaproszenie do bliskości z Bogiem i da się zaskoczyć Jego Miłości tak, jak pozwoliła zaskoczyć się św. s. Faustyna.

s. Tabita Staroszczak ISMM

WYBORCZA KLĘSKA JEZUSA BYŁA NIEUKNIONAWielokrotnie słyszy się, że dzień głosowania jest świętem demokracji. Głosowania z...
25/09/2024

WYBORCZA KLĘSKA JEZUSA BYŁA NIEUKNIONA

Wielokrotnie słyszy się, że dzień głosowania jest świętem demokracji. Głosowania z reguły przypadają w niedzielę. Dla nas - chrześcijan, katolików - niedziela jest przede wszystkim świętem, w którym celebrujemy Zmartwychwstanie Jezusa i Jego zwycięstwo nad śmiercią. To cotygodniowa pamiątka Niedzieli Zmartwychwstania. Nim jednak przyszedł wielkanocny poranek, mieliśmy Wielki Piątek, który - po ludzku - w demokratycznym świecie moglibyśmy uznać za porażkę Jezusa. Wówczas większość "głosujących" opowiedziała się za zgładzeniem Jezusa. Jesteśmy po wyborczym maratonie wyborów parlamentarnych, samorządowych i europejskich. To dobry czas na zastanowienie się, czy Jezus w demokratycznym świecie mógłby odnieść zwycięstwo.

To może być dobra okazja, żeby spojrzeć na sprawę Jezusa pod kątem zachowań typowych dla świata życia społecznego i ludzkich wyborów.

Od "sukcesu" Niedzieli Palmowej do wielkopiątkowej "porażki"
Niedziela Palmowa jest dniem ludzkiego sukcesu Jezusa. Jest witany w Jerozolimie niczym wódz, zwycięzca. Ostatecznie wiemy, że Jezus podczas zarządzonego demokratycznego głosowania przez Piłata przegrał. "Wyborcy" w Wielki Piątek pod okiem Poncjusza Piłata, który te swoiste głosowanie przeprowadził, mając do wyboru osobę Jezusa i zbrodniarza Barabasza, wybrali właśnie tego drugiego. Zadajmy sobie pytanie, czy z punktu widzenia czysto ludzkiego można było tego uniknąć? Z pewnością tak. Ale z całą pewnością Jezus, chcąc wygrać takie ludzkie głosowanie, musiałby zdecydowanie zmienić swoją "kampanię wyborczą". Przede wszystkim należałoby złagodzić "kampanijne tony", zaprzestać głoszenia radykalnych haseł, czy w końcu starać się mówić to, czego akurat ludzie chcą.

Program Jezusa nie należał do łatwych
Powiedzmy sobie wprost, że "program" Jezusa do łatwych nie należał i daleki był od populizmu. Weźmy chociażby wypowiedzi z Ewangelii wg św. Łukasza: "Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu" (Łk 12, 51-53). Jezus nie zapowiada więc kraju płynącego mlekiem i miodem, jak robi niejeden populista czy wracając na grunt biblijny fałszywy prorok. Dalej Jezus mówi, że jeśli się nie zawrócicie - zginiecie (Łk 13, 3). Nie jest sympatycznym otrzymywanie tego typu wskazówek, prawda? Kwestia życia dostatniego i w dobrobycie również odbiega od wyobrażeń zwykłych ludzi. Jezus wskazuje bowiem: "nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem" (Łk 14, 33) czy w innym miejscu: "Żaden sługa nie może dwóm panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie" (Łk 16, 13). W tym miejscu zatrzymam się na chwilę, bo zauważyłem, że to co w tym miejscu mówi Pismo, a co w mądrości ludowej często jest nazywane postawą "Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek" jest aż nadto widoczna w naszym codziennym świecie. Nauka Kościoła w kwestii aborcji czy kary śmierci chociażby jest jasna i klarowna, mająca swoje oparcie w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła. Tymczasem są osoby uważające się za katolików i przyjmujące Komunię Świętą, a jednocześnie należące do partii czy startujące z list partii, w których programie jest legalizacja aborcji. Jak nazwać taką postawę jak właśnie przeciwstawną wezwaniu Jezusa - Nie możecie służyć Bogu i mamonie, gdzie Bogiem jest nauczanie Kościoła zgodnie z Jego wolą i naukami Jezusa o nienaruszalności życia ludzkiego niezależnie od stadium, w jakim się ono znajduje, a mamoną są korzyści polityczne związane z głoszeniem postaw proaborcyjncyh.
Program Jezusa w kwestii dawania przykładu, chociażby i w kwestii aborcji, nie wydaje się być łatwy do spełnienia choćby i w innym fragmencie Pisma: "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem do grzechu jednego z tych małych" (Łk 17, 1-2).

Jezus był daleki od chęci przypodobania się innym
Również niektóre zachowania Jezusa wywoływały wzburzenie, co zresztą stało się przyczyną jego problemów. Wielokrotnie bowiem ujawniał obłudę faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Ewangelia niejednokrotnie wspomina, iż wystawiali oni Jezusa na próbę i planowali od dawna zgładzenie Jezusa. W tym celu przeprowadzali zresztą wiele prowokacji, o których wspominają ewangeliści. Jezus w sprawach wiary jest radykalny. Gdy wchodzi do Świątyni Jerozolimskiej wyrzuca z niej z gniewem handlarzy. Zarzuca tym, którzy dopuścili do tego, że zamienili dom modlitwy w jaskinię zbójców.
Usłyszałem pewnego razu od pewnego wierzącego człowieka, że osoby piętnujące takie faryzejskie zachowania mają rację, ale dla tzw. świętego spokoju i źle pojmowanego pokoju ogólnoludzkiego warto odpuścić. Wtedy z charakterystycznym dla Jezusa radykalizmem, bo jest to człowiek, odparłem: "Jak myślisz? Gdyby jeden z Apostołów idących z Jezusem powiedział mu - Mistrzu, może chociaż przed Świętem Paschy dałbyś spokój faryzeuszom. Wiem, że są obłudni, ale po co się kłócić?" Myślę, że Jezus nie byłby zadowolony. Zresztą Jezus doskonale nam pokazuje, jacy mamy być: "Niech wasza mowa będzie: Tak - tak; nie - nie." (Mt 5, 37).
Wielkopiątkowe głosowanie. Być za Jezusem czy z większością?
Wróćmy więc do głosowania, które miało miejsce w Wielki Piątek. Piłat daje Żydom wybór: Kogo chcą uwolnić, kogo chcą ukrzyżować. Wskazuje im: "Jeśli chcecie, uwolnię wam Króla Żydowskiego. Wiedział bowiem, że arcykapłani podburzyli tłum. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im raczej Barabasza. Piłat ponownie ich zapytał: Cóż więc mam uczynić z tym, którego nazywacie Królem Żydowskim? Odpowiedzieli mu krzykiem: Ukrzyżuj Go". (Mk, 15, 9-13). Tak oto następuje wyrok śmierci w wyniku żądania głosujących. Inna rzecz jest taka, że zwolennicy Jezusa i apostołowie zostali skutecznie zastraszeni przez faryzeuszów i nie wzięli udziału w tym swoistym głosowaniu przed Piłatem. Ukrywali się i bali się afiszować swoich poglądów. Jednym z nich był św. Piotr, który - zgodnie z zapowiedzią Jezusa - zaparł się Go nim kogut trzeci raz zapiał.

Piłat zaś zachowuje się niczym zawodowy polityk. Jak wskazuje nam św. Marek: "Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił im Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie" (Mk 15, 15, 15). Czym się kierował Piłat? Według własnego sumienia, wiedział, że Jezus jest niewinny, ale poszedł za wolą ludu. Porażka Jezusa w wyniku takiej nagonki i socjotechniki faryzeuszów przy jednoczesnym radykalizmie Jezusa i zastraszeniem Jego zwolenników była więc nieunikniona.

Refleksja jak zawsze przychodzi jednak, gdy emocje opadają i widać, jakie są prawdziwe skutki naszych wyborów. Jak wskazuje św. Łukasz, po śmierci Jezusa na krzyżu "Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały, bijąc się w piersi." (Łk 23, 47-48).

Kościół nie jest miejscem do ulegania żądaniom tłumu
Kończąc, należy więc wskazać, że moim zdaniem Kościół Katolicki czeka upadek, jeśli będzie taki, jaki chce świat czy tzw. demokratyczna większość. Demokracja w historii Kościoła doprowadziła do ukrzyżowania. Tak samo będzie, jeśli socjotechnika zakróluje w Kościele. Kościół jeśli chce być autentyczny, musi być radykalny w sensie ewangelicznym. Musi być jak Jezus i mówić: tak - tak, nie - nie. Jezus nigdy nie usprawiedliwiał grzechu, usprawiedliwiał człowieka. Kościół nie może więc relatywizować grzechu. To droga do przepaści. My zaś jako katolicy powinniśmy pamiętać, że nie możemy milczeć, nie możemy wstydzić się Jezusa i katolickiej nauki, gdyż wielkopiątkowe ukrzyżowania w drodze demokratycznych wyborów będą się wciąż dokonywały a to w wyniku rugowania religii ze szkół, a to legalizacją zabijania nienarodzonych czy akceptacji czynów sprzecznych z naturą.

Daniel Domoradzki

Sakrament jednościW jednym ze swoich kazań ksiądz Piotr Pawlukiewicz, opisując tajemnicę Eucharystii, przywołał ewangeli...
25/09/2024

Sakrament jedności

W jednym ze swoich kazań ksiądz Piotr Pawlukiewicz, opisując tajemnicę Eucharystii, przywołał ewangeliczną „przypowieść o skarbie ukrytym w roli”. Myślę, że jest to genialna intuicja na określenie daru, jaki otrzymaliśmy od Boga. Daru, który musimy odkryć, odnaleźć, żeby móc go docenić. Bóg ukrył największy skarb dla człowieka w Eucharystii. Wielu ludzi jednak patrząc na mały kawałek chleba, nie dostrzega w tym nic nadzwyczajnego. Msza św. jest taka przewidywalna, wiadomo co będzie za chwilę, jaki przebieg będzie miała liturgia, jakie będą śpiewy. Jest dla nich jak zwykłe pole, na które nie ma nawet po co wchodzić, bo już z daleka widać, że jest puste. Dopóki tego daru nie odkryjemy, nie będziemy potrafili go docenić.

Z pewnością, wartość Eucharystii odkryła grupa 49. chrześcijan, aresztowanych w 304 roku w Abitenie (teren dzisiejszej Tunezji) za panowania cesarza Dioklecjana. Wspomniani chrześcijanie złamali zakaz cesarza zabraniający wyznawcom Chrystusa wspólnych zgromadzeń i zebrali się w domu jednego z wiernych, Oktawiusza Feliksa, by odprawić Eucharystię. Aresztowanych przewieziono następnie do Kartaginy, gdzie przesłuchał ich prokonsul Anulin. Na pytanie prokonsula, dlaczego złamali zakaz cesarza, jeden z męczenników o imieniu Emeritus dał taką odpowiedź: „Sine dominico non possumus” (nie możemy żyć, nie gromadząc się w niedzielę dla sprawowania Eucharystii). Poddani okrutnym torturom oddali swoje życie za wiarę. Na jednej szali wagi położyli swoje dalsze życie bez Eucharystii, bez Boga. Na drugiej - swoją męczeńską śmierć. I ocenili, że lepiej jest dla nich umrzeć niż żyć.
Dla mnie osobiście Msza św. jest sakramentem jedności. Przy stole eucharystycznym gromadzą się wszyscy, zarówno chorzy jak i zdrowi, biedni i bogaci, niewolnicy i królowie. Chrystus nie robi podziału na zasłużonych i mniej godnych. Wszyscy mają taki sam dostęp do Jego Ciała i Krwi.

Św. Jan Chryzostom, patriarcha Konstantynopola pisał: „Niech nikt się nie smuci z powodu ubóstwa – bo duchowe jest święto! Niech żaden bogaty nie wynosi się z bogactwa – nic bowiem dla święta dzisiejszego nie znaczą pieniądze. W światowych uroczystościach, gdzie jest wielka wystawność i suto zastawione stoły, słusznie smuci się ubogi, podczas gdy bogaty używa i chełpi się. Dlaczego? Bo ten we wspaniałe odziany szaty, przy sutym stole; ubogi zaś wskutek niedostatku nie potrafi się niczym podobnym popisać. Tu jednak nie ma nic podobnego – tu znika wszelka nierówność; jeden stół dla bogatego i ubogiego, dla niewolnika i wolnego. Choćbyś był bogaty, nic więcej nie będziesz miał, niż ubogi; choćbyś był ubogi – nic więcej niż bogaty, i nie zmniejsza się ze względu na ubóstwo duchowa uczta – jest to bowiem Boża łaska, nie znająca różnicy osób. Dlaczego mówię o jednym stole dla ubogiego i bogatego? Nawet uwieńczonemu koroną, odzianemu w purpurę i panującemu nad całym światem i proszącemu o jałmużnę żebrakowi zastawiony jest jeden stół. Takie to naprawdę są duchowe dary. Nie godności w nich uczestniczą, lecz dobre usposobienie. Z jedną śmiałością, z jedną czcią przystępują do brania i uczestniczenia w boskich tajemnicach król i żebrak.”

Jednak już od samego początku istnienia wspólnot chrześcijańskich istniały różnego rodzaju trudności związane z przeżywaniem sakramentu jedności, jakim jest Eucharystia. Pisze o tym chociażby św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: „nie pochwalam was i za to, że schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu. Przede wszystkim słyszę – i po części wierzę – że zdarzają się między wami spory, gdy schodzicie się razem jako Kościół. Zresztą nawet muszą być wśród was rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani. Tak więc, gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej. Każdy bowiem już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia, i tak się zdarza, że jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy. Czyż nie macie domów, aby tam jeść i pić? Czy chcecie znieważać Boże zgromadzenie i zawstydzać tych, którzy nic nie mają? Cóż wam powiem? Czy będę was chwalił? Nie, za to was nie chwalę! (1 Kor 11,17-22).

Mogą nas szokować powyższe słowa Apostoła: „Tak więc, gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej”.
Nie mając oddzielnych miejsc kultu, chrześcijanie zbierali się na wspólnych zgromadzeniach w domach prywatnych. Z tekstu wynika, że sprawowanie Eucharystii połączone jest z ucztą, zwaną agape. Bogatsi członkowie wspólnoty chrześcijańskiej w Koryncie oraz osoby o wyższym statusie społecznym spożywają posiłek we własnym gronie i korzystają obficie z przyniesionych przez siebie pokarmów, podczas gdy ubodzy, osoby o niskiej pozycji społecznej i niewolnicy, którzy nie mają wiele własnego pożywienia, odchodzą głodni. Według Apostoła Narodów Wieczerza Pańska winna stać się antidotum na podziały, a we wspólnocie dzieje się wręcz odwrotnie. Św. Paweł czuje się, więc w obowiązku do braterskiej korekty postępowania członków gminy w Koryncie.
Dopiero z biegiem czasu dochodzi do oddzielenia Wieczerzy Pańskiej od spożywanego posiłku. Agapy są odtąd spożywane po zakończonej Eucharystii.

Rozpoczęty w naszej diecezji Kongres Eucharystyczny jest doskonałą okazją do tego, aby na nowo odkryć wartość Mszy św. Aby w niej uczestniczyć nie tyle z obowiązku czy przymusu, bo tak chociażby mówi pierwsze przykazanie kościelne: „W niedziele i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych”, ale odkryć w niej skarb, za który warto oddać wszystko, nawet własne życie.

Moim marzeniem jest, aby jednym z owoców kongresowych było pogłębienie świadomości Eucharystycznej i pragnienia jeszcze pełniejszego przeżywania Mszy św. Aby stać nas było na świadome i pełne mocy powtórzenie za męczennikami z Abiteny: „Sine dominico non possumus” – nie możemy żyć bez Eucharystii.

Bp Dariusz Zalewski

Adoracja – miłosne przytulenie do PanaZmartwychwstały Jezus jest obecny pod postaciami chleba i wina prawdziwie jako Bóg...
25/09/2024

Adoracja – miłosne przytulenie do Pana

Zmartwychwstały Jezus jest obecny pod postaciami chleba i wina prawdziwie jako Bóg i jako człowiek - ze Swoim ciałem, krwią i duszą. Ze względu na tę stałą i realną obecność czymś bardzo pożytecznym jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Czas spędzony przed Obliczem Pana staje się okazją do wewnętrznego wyciszenia, uspokojenia się i modlitwy. Powinno to być pełne miłości spotkanie z naszym Bogiem, Panem, Stwórcą, Zbawicielem i najlepszym Przyjacielem. Szczególnie w czasie Kongresu Eucharystycznego trwającego w naszej diecezji, warto postawić własne serce w prawdzie i miłości przed obliczem Eucharystycznego Jezusa.
Adoracja Najświętszego Sakramentu stanowi pomoc w głębszym przeżywaniu Komunii św., przypomina o obecności Zbawiciela w naszej duszy, o Jego bliskości, miłości i pokorze, która skłania Go do ukrycia swojej wielkości i potęgi pod osłoną odrobiny chleba i wina. Wszystko to dla nas, abyśmy bez lęku i przymusu zbliżali się do Niego, rozmawiali z Nim i okazywali Mu naszą miłość.
Maryja pokazuje nam, jak patrzeć z miłością na Jej Syna, jak Go prawdziwie i z wielką pokorą adorować. Kto pragnie nauczyć się właściwej adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie, ten niech wpatruje się w Matkę Najświętszą i niech Ją prosi o taką miłość do Jej Syna, jaka rozpalała i nadal rozpala Jej Serce.

Czym jest modlitwa adoracyjna? Co ona daje?
Po pierwsze adoracja uzmysławia nam sam fakt naszego istnienia. Często żyjemy jakby w transie. Nieraz jesteśmy tak bardzo zajęci produkowaniem i konsumowaniem dóbr, iż jesteśmy jakby nieświadomi siebie. Zajmujemy się rzeczami, zlewamy się z nimi. Adoracja odrywa nas od rzeczy i uczy nas dobrego ich używania. Uczy osobowego stosunku do życia - własnego i naszych bliźnich. Życie ludzkie samo w sobie posiada wartość. Nie domaga się ono w jakiś sposób absolutny sukcesów, dobrej opinii czy innych rzeczy. Nie jesteśmy zależni od rzeczy (por. Łk 2, 15). Dzięki adoracji możemy oddzielać plewy od ziarna i uczyć się kochać nasze życie także wtedy, gdy naznaczone jest ono kruchością, słabością i ubóstwem.
Po drugie adoracja umożliwia nam stawanie w obecności Boga i ludzi. Świadomość siebie jest potrzebna po to, by wyjść od siebie i przejść do Boga, a w Bogu do ludzi. Adoracja dokonuje się we wspólnocie Kościoła. Adoracja nie jest alternatywą miłości bliźniego. Ona prowadzi do miłości ludzi. Gdybyśmy chcieli ukryć się w kruchcie kościoła, ponieważ świat jest zły, wówczas nasza religijność odgradzałaby nas od ludzi. Byłaby to chora duchowość, chora modlitwa. Modlitwa wychodzi od Boga i prowadzi do ludzi. Jednym z istotnych celów naszej modlitwy jest komunia z bliźnimi.
Po trzecie adoracja prowadzi nas ku zdziwieniu, ku kontemplacji Boga, ludzi i nas samych. Zarówno na świecie jak i w naszym życiu nic nie jest oczywiste. Wszystko jest nieprzewidzianym darem. Adoracja leczy nas z postawy roszczeniowej. Adoracja rodzi wdzięczność. Adoracja posiada ścisły związek z Eucharystią. Najpełniejszą formą adoracji jest trwanie w obecności Eucharystii - Najświętszego Sakramentu. Im bardziej zbliżamy się do Boga, im pełniej wnikamy w Boga, tym głębiej rozumiemy, że wszystko jest tajemnicą: Bóg, drugi człowiek, a także my - sami dla siebie. Adoracja nie wyjaśnia nam tajemnicy Boga ani też tajemnicy ludzkiego istnienia. Adoracja nie rozwiązuje też problemów w jakiś sposób automatyczny. Z adoracji wynosimy raczej wiele twórczych pytań i wątpliwości. A mimo to adoracja wprowadza w nas głęboki pokój wewnętrzny, radość, zaufanie; zaufanie do Boga i do własnego życia, zaufanie do bliźnich.(...)

Adoracja przedłużeniem Mszy Świętej
Adoracja jest nie tylko okazją do wyrażenia miłości Jezusowi, ale i dziękczynienia. Adoracje nasze mają być odpowiedzią na słowa liturgii mszalnej: "Dzięki składajmy Panu, Bogu naszemu, bo godne to i sprawiedliwe".
W trakcie adoracji wyrażamy Chrystusowi nie tylko naszą miłość i wdzięczność. Pragniemy także być podobni do Maryi i razem z Nią rozważać wielkie dzieła Boże i śpiewać swoje Magnificat, bo "uczynił mi wielkie rzeczy". To rozważanie dzieł Bożych i pamięć otrzymanych łask w życiu osobistym czy społecznym prowadzi do poczucia wdzięczności i dziękczynienia za Boże miłosierdzie. Razem z psalmistą człowiek pragnie wielbić Boga za to i powtarzać: "Bo na wieki Jego miłosierdzie".
Adoracja, która jest przedłużeniem Mszy św., ma być również rozważaniem wielkiej tajemnicy wiary. Potrzebna jest cicha modlitwa adoracyjna, by tę tajemnicę lepiej zrozumieć i przeżyć. Adoracja jest także skutecznym środkiem własnego uświęcenia. Można by podać wiele przykładów z życia świątobliwych ludzi, którzy z niej właśnie czerpali siłę do pracy nad sobą. Przez tę modlitwę wypraszali również łaski potrzebne do zbawienia świata. (...)

Dlaczego Adoracja jest potrzebna?
"Wśród różnych praktyk pobożnych adoracja Jezusa sakramentalnego jest pierwsza po sakramentach, najbardziej miła Bogu i najbardziej pożyteczna dla nas" - to słowa św. Alfonsa Liguoriego cytowane przez Ojca Świętego Jana Pawła II w encyklice "Ecclesia de Eucharystia" (nr 25).

Jak przeżywać adorację?
"Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim sztuką modlitwy, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!" (Jan Paweł II, Encyklika "Ecclesia de Eucharistia" 25).

Adoracja wymaga specjalnego miejsca, ściśle określonego czasu...
I chociaż możemy adorować Boga praktycznie w każdym miejscu, to jednak powinny istnieć także wybrane miejsca, które swą atmosferą ciszy i skupienia zapraszałyby nas do adoracji. (...) Ciągła adoracja Najświętszego Sakramentu w świątyniach naszych miast jest znakiem żywego Kościoła. (...) Oczywiście adoracja domaga się także czasu. Doświadczenie Boga stopniowo zamiera z nas, kiedy nie mamy czasu na modlitwę, na adorację. Właśnie brak adoracji, brak modlitwy sprawia, że marnujemy nieraz wiele czasu i energii na uśmierzanie naszych niepokojów i lęków. Czas przeznaczony na adorację sprawi, że nasze życie, także życie emocjonalne, zawodowe, rodzinne czy wspólnotowe będzie bardziej uporządkowane. Zatem…warto TRWAĆ.

Ks. Krzysztof Zubrzycki

Dar Największy – czy umiemy go przyjąć?Eucharystia jest darem od Pana Boga dla nas. Czy prawdziwie rozumiemy Jej  tajemn...
25/09/2024

Dar Największy – czy umiemy go przyjąć?

Eucharystia jest darem od Pana Boga dla nas. Czy prawdziwie rozumiemy Jej tajemnicę? Czy faktycznie skupiamy się na tym, jak wielki cud dzieje się na naszych oczach podczas każdej Mszy świętej? Czy wierzymy w Ciało i Krew? Dopiero prawdziwe zrozumienie Jej wartości pozwala na stuprocentową wiarę w to, co dzieje się na ołtarzu.

Ustanowienie
Majowe Pierwsze Komunie święte kierują naszą uwagę na Eucharystię. To, czego wspomnienie przeżywaliśmy nie tak dawno, bo w Wielki Czwartek, jest nieodłącznym elementem życia każdego katolika. Eucharystia, z greckiego „dziękczynienie”, to dar od Chrystusa. „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane” (Łk 22,19); „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mt 26,28). „To czyńcie na Moją pamiątkę” (Łk 22,19–22) - to nic innego, jak znak, że wcześniej wspomniany „dar” to za małe słowo – jest to Dar Największy - Dar, który Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy dał nam z samego siebie. Sam Bóg, cząstkę siebie, Ciało i Krew przekazuje nam pod postacią chleba i wina.

Piękno tajemnicy
Zarówno przeistoczenie, jak i cała Msza święta jest dla nas swego rodzaju zagadką, którą nie do końca da się rozwikłać. I zaakceptowaliśmy ten stan rzeczy, stan niezrozumienia tajemnicy, zamiast próbować nieustannie ją zgłębiać. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus pisała: „Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów”. Tylko czy uczciwie próbujemy tę wartość poznać? Czy może jednak traktujemy Eucharystię jako coś codziennego? A Chrystus nieustannie chce nam siebie dawać, abyśmy razem z Nim stali się zjednoczeni. Aby lepiej to zrozumieć, trzeba zauważyć powiązanie między Eucharystią, a Męką i Śmiercią Pana Jezusa. „Ofiara Chrystusa i ofiara Eucharystii są jedyną ofiarą. Jedna i ta sama jest bowiem Hostia, ten sam ofiarujący – obecnie przez posługę kapłanów – który wówczas ofiarował siebie na krzyżu” czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego i powinniśmy o tym pamiętać za każdym razem, gdy patrzymy na białą Hostię w rękach kapłana.

Wystarczy wiara
Jeżeli przychodzimy na mszę, widzimy ołtarz, obrus, świece i księdza, a nie widzimy Chrystusa – ciężko mówić o prawdziwym uczestniczeniu w Eucharystii. Do tego potrzebna jest tylko wiara i aż wiara. Wiara w to, że jesteśmy świadkami tej Ofiary, wiara w to, że Bóg w swojej miłości przechodzi to dla nas w wielu zakątkach świata, miliony razy dziennie. Jeżeli jest nam ciężko, prośmy. To żaden powód do wstydu, by prosić Chrystusa o łaskę wiary, o wzmocnienie w nas ufności wobec tego, co widzimy albo co chcemy zobaczyć. W historii świata mieliśmy już przykład narodu, który oczekiwał przyjścia Mesjasza, a finalnie nie potrafił Go przyjąć. Czy nie warto zatem pracować nad sobą, abyśmy nie zostali odebrani podobnie?

Aby żyć w jedności z Chrystusem, a jednocześnie zrozumieć wartość Eucharystii, powinniśmy mieć udział nie tylko w Jego chwale, ale również w cierpieniu, ofierze: „Cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1 P 4,13). Jeżeli świadomość z czym wiąże się przeistoczenie, zostanie w nas, będziemy w stanie przyjąć łaskę wiary – korzystajmy z tego, szczególnie w czasie trwającego Kongresu Eucharystycznego Diecezji Ełckiej.

Weronika Fląd

Adres

3-go Maja 10
Ełk
19-300

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 08:00 - 15:00
Wtorek 08:00 - 15:00
Środa 08:00 - 15:00
Czwartek 08:00 - 15:00
Piątek 08:00 - 15:00

Telefon

+48730383940

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Martyria - Miesięcznik Społeczno-Katolicki Diecezji Ełckiej umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Martyria - Miesięcznik Społeczno-Katolicki Diecezji Ełckiej:

Udostępnij