08/06/2021
Yes Yes Yes! - OKO 2021 nadchodzi- "CUD" to motyw, który będzie prześwietlany podczas tegorocznej odsłony. Poniżej prezentujemy tekst prof. Zbigniewa Mikołejko, który nadaje nieprzypadkowy kierunek naszym poszukiwaniom. Zapraszamy do lektury i odwiedzenia Spotkań Nieprzypadkowych Oko Nigdy Nie Śpi. Program zaprezentujemy wkrótce.
„CUD”
prof. dr hab. Zbigniew Mikołejko
Cud to nie tylko zjawisko religijne. Jest on więc czymś dużo szerszym. Czymś, co znienacka i w niebywały sposób wkracza we wszystkie sfery bytu. I opromienia je swoim blaskiem, ale bywa też, że je burzy, rozsadza, radykalnie przemienia. Cud nie zna zatem granic, jest niemożliwością poza kręgiem rzeczy i spraw możliwych, tych zwyczajnych i oswojonych dobrze w naszym codziennym istnieniu. Wyraża to zresztą język potoczny, kiedy sięga on po pojęcie cudu, aby poradzić sobie z czymś, z czym w istocie poradzić się nie da - z rozmaitymi niewytłumaczalnymi zdarzeniami i doświadczeniami, z tym wszystkim, co nas absolutnie zaskakuje i poraża swą niesłychaną wymową, wymykającą się wszelkim mianom z naszego słownika i wszelkim racjonalnym, logicznym myślom. Cud więc odnosi się przede wszystkim do wyjątku, co widać nawet w banalnych i wyświechtanych wyrażeniach - kiedy używamy chociażby przymiotnika „cudowny” jako synonimu zwrotów „niezwykle piękny”, „piękny nad podziw”, „niesłychanie piękny”. Jeśli przyjąć za Ludwigiem Wittgensteinem, że „granice naszego języka są granicami naszego świata”, cud znamionuje to właśnie, że jest on - także wówczas, kiedy nie dotyczy spraw wiary - czymś spoza naszego świata. Jest istnieniem od tego świata odrębnym, radykalnie przerastającym wszystkie jego wymiary i wyposażonym z tego względu w niezwykłą moc, również przerażającą. Zawsze jednak paradoksalną, „zaprzeczną” wobec tego, co znamy, tego, co doświadczamy na ogół. „Mówi się - pisał więc w XIII stuleciu wielki filozof i teolog, św. Tomasz z Akwinu - że coś jest cudem, kiedy dzieje się poza porządkiem wszelkiego stworzenia”. Tomasz zresztą, ogromny miłośnik systemów i klasyfikacji, uznał zarazem, że istnieją trzy odmiany cudów: miracula supra naturam (cuda nadnaturalne, takie jak zmartwychwstanie), miracula contra naturam (cuda wbrew naturze, pojawiające się wówczas, gdy natura zachowuje się odmiennie niż zazwyczaj, np. w przypadku lewitacji czy stąpania po wodzie) oraz miracula praeter naturam (cuda zdziałane przez naturę, ale w sposób określony przez jej Stwórcę – np. uzdrowienie). To oczywiście odnosi się do katolicyzmu i związane jest z wynoszeniem na ołtarze błogosławionych i świętych. Dziś przyjmuje się zatem, że każdy z tych trzech rodzajów znaków nadprzyrodzonych wystarcza do beatyfikacji czy kanonizacji, jednak cud nie musi pojawić się wcale za życia kandydata na ołtarze. Wszakże Kościół wymaga dwóch osobnych cudów: jednego dla beatyfikacji, drugiego – dla kanonizacji, już po beatyfikowaniu zmarłego, przy czym z wymogu pierwszego cudu „zwolnieni” są męczennicy za wiarę. Ale pojęcie cudu nie odnosi się tylko do katolicyzmu - jest znamienne dla wielu religii, czasem w stopniu ograniczonym (na przykład Budda czy Mahomet, w odróżnieniu od Jezusa, nie posługiwali się cudem jako środkiem prowadzącym ku wierze). Siła cudu była szczególnie porażająca w wiekach dawnych, w „pierwszym dzieciństwie” ludzkości. W czasach przednowoczesnych, kiedy niepojęte zjawiska przyrody i karkołomne przygody losu odbierano jako rzeczywistość zaczarowaną, magiczną, „świętą” - jako wielką jedność bogów, natury i ludzi, którą można było wytłumaczyć tylko w języku mitów, rytuałów, symboli, opowieści, poezji. Bardzo wyraziście w takim kręgu ujawniało się takie rozumienie świętości, sacrum, które ściśle wiązało ze sobą świętą grozę (pierwiastek tremendum) ze świętym zachwytem (pierwiastkiem fascinans). Nowoczesna nauka i technologia, poczynając od XVI‒XVII wieku, „odczarowała” ten świat. Była to najpierw, za sprawą wielkich odkryć, niebywała przygoda ludzkości. „Cuda nauki” zastąpiły cudowności magii i wiary. Ale z czasem niesłychane postępy wiedzy stały się niepojęte dla zwykłych „zjadaczy chleba”, a przygoda nauki zamieniła się w pracę mnogich zespołów, nierzadko rzemieślników znudzonych swym miałkim zajęciem, jak też w swoistą „wieżę Babel”, w której jeden fizyk nie rozumie drugiego, jeden biolog innego biologa. Także świętość zaczęła być na Zachodzie traktowana jako obszar przyjaznego zachwytu, szczęśliwości i przyjemności duchowej, ozdrowieńczej terapii. I ma emanować z siebie jedynie dobro i nie łączyć się z zakazem, doznaniem zła, tragiczności czy grozy.
W naszych umysłach i sercach zrywa się wciąż jednakże tęsknota za „zaczarowaniem świata” na nowo, za „drugim dzieciństwem” ludzkości, czego wyrazem jest kultura, zwłaszcza ta w stylu „pop”, budująca – na podobieństwo dawnych – swoje opowieści mityczne, swoje historie fantasy czy horror stories. Tak oto opowieści Tolkiena, Rowling, Chambersa czy Lovecrafta stają się świętymi księgami naszego czasu, a rzeczywistość Matrixa, Gwiezdnych wojen albo też wielu komputerowych gier – wirtualną przestrzenią naszych intymnych mistycyzmów, naszych prywatnych rytuałów i oczekiwań na cud. I rzecz jasna nawrotem wyobraźni na swój sposób naiwnej, dziecięcej, podatnej na wezwania i szaleństwa fantazji. Łakniemy zatem cudu, łakniemy nowej cudowności - jakby na miarę naszych tak bardzo „nieświętych” czasów. Czasów, w których nawet z punktu widzenia religii cud prawdziwy nie jest zjawiskiem fizycznym, zewnętrznym, lecz dokonuje się on we wnętrzu człowieka - jako cud łaski, oczyszczenia, żalu za grzechy, nawrócenia, przemiany. Uwalnia go to oczywiście od presji nauki, od jej logiczności, doświadczalności i determinizmu. Ale też zasklepia w ludzkich umysłach i duszach, czyni czymś prywatnym, intymnym, obcym dla innych.