Podróż na Wschód

Podróż na Wschód „Podróż na Wschód” to profil poświęcony kulturze, sztuce i ludziom Białegostoku, Podlasia i Wschodu rozumianego jako stan umysłu i ducha.

Znajdziecie tu zapowiedzi, recenzje, portrety, rozmowy, relacje. Zapraszam, Joanna Dolecka

W cerkwi św. Jana Teologa w Nowoberezowie (pow. hajnowski) badacze z Instytutu Sztuki PAN: Zbigniew Michalczyk, Piotr Ja...
14/10/2023

W cerkwi św. Jana Teologa w Nowoberezowie (pow. hajnowski) badacze z Instytutu Sztuki PAN: Zbigniew Michalczyk, Piotr Jamski i Jan Nowicki dokonali niedawno fascynującego odkrycia. Na strychu cerkwi odkryto pozostałości po XVII-wiecznym ikonostasie, prawie 25 obrazów, zachowanych w różnym stanie.
Prezentacja odbyła się 11 października 2023 r. w auli UMB w Białymstoku, co prawda pokazano tylko slajdy, ale nawet one potwierdzają niezwykłość tego skarbu, mającego wartość nie tylko historyczną, ale także wysokoartystyczną. Nawet na podstawie prezentowanych reprodukcji można stwierdzić, że część obrazów wykonał prawdziwy, choć niestety anonimowy, artysta. Może najlepiej to widać na obrazie z drzwi diakońskich, przedstawiającym Michała Archanioła (2/3 ćw. XVII w.). Subtelność rysunku kunsztownie ułożonej fryzury, skrzydeł i szat, twarz zamyślona i pełna łagodności, trzymany w ręce nagi miecz, namalowany tak, że widzimy zarówno fakturę i kierunek, z którego pada światło. Arcydzieło.
Najbardziej symboliczna dla odkrycia wydaje się ikona przedstawiająca patrona cerkwi, św. Jana Teologa. Stary człowiek, zmęczony, z zaczerwienionymi, podkrążonymi oczami spogląda nieco surowo, to spojrzenie tylko częściowo zachowało się, jedno oko. Jak przez dziurkę od klucza historii, z powodu zniszczeń, ten obraz zyskał dodatkowe treści, jakby św. Jan patrzył na nas z otchłani Czasu, gdy ekscytujemy się tą historią i tym odkryciem. Spogląda na nas z dystansem i spokojem, może odrobinę zainteresowany, ale świadomy, że nawet to wspaniałe znalezisko i fascynująca prezentacja niewiele znaczą wobec Nieskończonego.
Wzruszyły mnie znaki od donatorów. Małżeństwo drobnej szlachty, klęczą, czyli się modlą. Uśmiechają się. Cieszą się, że uczestniczyli w ufundowaniu tego ikonostasu? Badacze mówią, że wizerunek uśmiechniętej szlachty jest niesłychanie rzadki.
I napis u stóp jednego z apostołów, cyrylicą: Stefan Morozowicz ufundował tę ikonę. Odkrywcy twierdzą, że to na pewno nie jest nazwisko szlacheckie. Czy ruskiego chłopa (nieszlachcic, więc kto?) przed potopem szwedzkim stać było na ufundowanie ikony do cerkwi? Fascynujące.
Brakuje wszystkich ikon z rzędu świąt. Podczas prezentacji nie mówiono o tym. Czy to możliwe, że wierni podczas zmiany ołtarza (l. 20. XVIII w.) zabrali te stare obrazy do swoich domów? Taki mam pomysł, nie wiem czy sensowny. Ale jeśli okoliczni chłopi bywali fundatorami, może też proboszcz zgodził się, by zaopiekowali się starymi obrazami?
Badacze wskazują, że odkryty ikonostas jest najstarszy na Podlasiu i nie ma dla niego analogii w granicach dawnego WKL. Stąd jego wartość historyczna; aż nieprawdopodobne wydaje się odkrycie współcześnie tak monumentalnego dzieła. Dzięki zachowanemu inwentarzowi udało się zrekonstruować wygląd ikonostasu. Jednak zarówno badania, jak i prace konserwatorskie dopiero się rozpoczynają. Więcej szczegółów i zdjęć można znaleźć w „Biuletynie Historii Sztuki” nr 3/2023.
Mam nadzieję, że wkrótce zyskamy szansę obejrzenia oryginałów. Zapewne po pracach konserwatorskich ikony zostaną udostępnione wiernym i koneserom sztuki. Jeden z odkrywców wspomniał, że może trafią do Muzeum Ikon w Supraślu, tam byłyby należycie zabezpieczone i wyeksponowane. Ks. proboszcz zamyśla o remoncie starej proboszczówki w Nowoberezowie. Jasne, dzieła sztuki powinny być pokazywane jak najbliżej miejsca swego pochodzenia, a taka wystawa przysporzy miejscowości turystów. Ale na pewno mniej, niż w Supraślu; a czy dzieło będzie w odnowionej proboszczówce dostatecznie bezpieczne? Mam nadzieję, że to nie stanie się zarzewiem konfliktu. Chociaż rozumiem, że na prezentację nieprzypadkowo zaproszono również wojewodę podlaskiego i burmistrza Supraśla.
Już dziś odnalezienie ikonostasu można porównać do odkrycia „Ekstazy Św. Franciszka” El Greca w Siedlcach sprzed kilkudziesięciu lat. Tamten obraz trafił do muzeum.

Anna Szerszunowicz

[Anna Szerszunowicz, bo zetknęłam się na Podlasiu z niewiedzą o bieżeństwie]Jeden z moich przyjaciół, w dodatku osoba ze...
23/04/2023

[Anna Szerszunowicz, bo zetknęłam się na Podlasiu z niewiedzą o bieżeństwie]

Jeden z moich przyjaciół, w dodatku osoba ze stopniem naukowym w humanistyce i z Podlasia, zapytała mnie niedawno, czy wiem, co to bieżeństwo. Zrobiło mi się smutno. Znowu jest tak, że wiedzą i pamiętają tylko ci, których to obchodzi. Nie udało się wprowadzić opowieści o naszych bliskich sprzed stu lat do powszechnego obiegu.
To kolejnego próba, fragment mojego starego tekstu zamieszczonego jako aneks w książce poświęconej kulturze pamiętania.

„Słowo »bieżeńcy« jakoś zawsze funkcjonowało wokół mnie. Nie nazywało pewno w dzieciństwie dokładnie zdarzenia z 1915 r., ale kojarzyło się z jakąś straszną, instynktowną ucieczką”1 – pisałam na początku pracy zgłoszonej w 2015 r. do ogólnopolskiego konkursu „Jestem, bo wrócili”. To była prawda, nie tylko dotycząca mnie. Do dzisiaj jednak słowo to nie jest dla wszystkich zrozumiałe, ta historia wciąż pozostaje nieznana.
Potrzebne są więc wyjaśnienia historyczne. Mając w rodzinie bieżeńców, mieszkając na Podlasiu, przyjaźniąc się z osobami, dla których ten temat jest ważny, zaczęłam automatycznie zakładać, że wszyscy są dobrze zorientowani w podlaskich i wschodnioeuropejskich dziejach pierwszej wojny światowej, z której bieżeństwo wyniknęło. Tak nie jest, po prostu.
Bieżeństwo to największa migracja ludności cywilnej Europy Środkowo-Wschodniej w XX wieku. Autorzy „Historii Białorusinów Podlasia” tak o tym piszą:

W lipcu 1915 r. wojska niemieckie zaczęły niepowstrzymanie posuwać się na wschód. Pod koniec tego miesiąca zarządy gminne otrzymały od naczelników ziemskich zadanie opisania majątku ruchomego i nieruchomego gospodarstw. Wyceną zajmowali się wójtowie wraz z przedstawicielami mieszkańców. Wiązało się to z ewakuacją mieszkańców Grodzieńszczyzny (w tym Białostocczyzny) w głąb Rosji, którą zarządziły władze rosyjskie. [...] Ten masowy eksodus odbywał się pod presją władz i wojsk rosyjskich. [...] Po drodze wiele osób umierało, zwłaszcza starsi wiekiem i dzieci – znacząc szlak ewakuacji mogiłami i krzyżami2.

Bardziej bezpośrednio i emocjonalnie opisuje to prof. Irena Matus w „Ludzie nadnarwiańskim”, zapewne dlatego, że w części dotyczącej bieżeństwa korzystała z relacji żyjących jeszcze uczestników. Jej sposób myślenia jest bliski wielu osobom, które zgłosiły się do konkursu „Jestem, bo wrócili”. Mnie porusza dlatego, że postawa historyczki nie jest beznamiętna, prof. Matus nie przekazuje tylko suchych faktów, obudowanych aparatem krytycznym i naukowymi przypisami, ale pozwala sobie jednocześnie na wyraziste oceny:

Bieżeństwo to niewątpliwie jedno z najtragicznejszych doświadczeń w historii ludu nadnarwiańskiego. [można to stwierdzenie uogólnić, odnosząc do wszystkich uczestników eksodusu – przyp. A.S.] Było ono bezprecedensowym,przymusowym ruchem migracyjnym, jaki dokonał się na tym obszarze, bez zgody zniewolonej ludności, w sierpniu 1915 roku.
Doprowadziło do ogromnych zmian demograficznych, gospodarczych, społecznych i kulturowych. Straty ludnościowe sięgnęły kilkudziesięciu procent stanu sprzed pierwszej wojny światowej. [...] Trakty uchodźcze znaczyły mogiły bieżeńców ze zbitymi naprędce, przeważnie brzozowymi krzyżami, połamane wozy i trupy zwierząt. Bieżeństwo przyniosło wsiom nadnarwiańskim całkowitą ruinę gospodarczą i degradację chłopów do stanu żebraczego. [...] Destrukcyjne skutki bieżeństwa dawały się odczuć bardzo wyraźnie przez cały okres międzywojenny, a nawet w czasach późniejszych3.

Historycy szacują, że bieżeństwo dotyczyło około 3 mln osób, przeważnie prawosławnych chłopów, których dziś nazwalibyśmy białoruskimi lub ukraińskimi, ale także katolików, muzułmanów, Żydów, nawet Niemców. Dokładnej liczby uciekinierów nikt jednak nie zna. Nie możemy również jednoznacznie wskazać przyczyn eksodusu. Mówi się o strachu przed wojną, nakazie władz, stosujących taktykę spalonej ziemi, naciskach Cerkwi, lęku przed obcymi – Niemcami...
Zapewne splot tych wszystkich powodów wywołał bieżeństwo. (Jedna
z nadesłanych prac konkursowych zawiera inne jeszcze wyjaśnienie już w samym tytule: „Bo usie jechali”4). Droga na wschód jest traumatyczna, co poświadczają powyższe słowa historyków, pochłania nie tylko wiele ofiar śmiertelnych, ale też, co niemniej ważne, powoduje zmianę wizji świata, utrwalonych przez pokolenia pojęć dotyczących Boga i życia. Ale ma szczęśliwy finał. Może na zasadzie kontrastu, co przecież nie likwiduje autentyzmu doznania zawartego w świadectwach: nasi przodkowie zamieszkują w różnych częściach Rosji, których większość wygląda w relacjach jak skrawek raju – gościnność tubylców, dostatek jedzenia (biały chleb! Mięso na co dzień!), praca, czarna, żyzna ziemia, szkoła, egzotyczne rośliny, zwierzęta, nieznane obyczaje. Podkreślam, że ta sielska wizja została odczytana z zapośredniczonych relacji, pozyskanych od osób, które ten raj przeżywały jako dzieci, a opowiadały o nim swoim wnukom. Najpierw wyrwane z normalnego dzieciństwa przeżyły traumę podróży, po raz pierwszy zapewne widziały śmierć, panikę, głód, zagubienie dorosłych – po czym znalazły się w relatywnie spokojnych miejscach; przy tym innych, zdumiewających odmiennością.
Cieszy mnie, że opowieści bieżeńców, a za nimi ich wnuków miały tę pozytywną wizję: zamieszkanie w Rosji (w jej różnych, także najbardziej egzotycznych zakątkach) i budowanie tam pewnego bezpieczeństwa i stabilizacji, dzięki dobremu przyjęciu przez miejscowych, zawartych przyjaźniach, pracy. To uzasadnia hipotezę, że moja babcia była szczęśliwa, budując okopy w Carycynie. Moje intuicje umieszczają mnie i moich zapomnianych bliskich w szczególnego rodzaju wspólnocie.
Sytuacja zmienia się po wybuchu rewolucji październikowej: ci bieżeńcy, o których wiemy, decydują się na powrót, sielskie życie skończyło się nieodwołalnie, wróciła groza. Droga powrotna nie jest wcale łatwiejsza niż poprzednia, również kosztuje wiele ofiar. Szacuje się ostrożnie, ze ok. 1/3 osób wyjeżdżających nie powróciła, a tylko niewielka część z nich pozostała dobrowolnie i przy życiu – z powodu zasymilowania się, znalezienia dobrej pracy, założenia nowych rodzin. W dodatku ojczyzna (nowa ojczyzna, przecież bieżeńcy wracają do innego państwa) nie okazuje się dla nich ziemią obiecaną5 – w swoich wsiach zastają hołyj kamień, zrujnowane lub spakolne domy, a władze traktują ich nieufnie, często jako potencjalnych szpiegów. Powroty trwają do 1922 r. Całe dwudziestolecie (a moze jeszcze dłużej) to właściwie odbudowa, walka o osiągnięcie statusu materialnego i miejsca w społeczeństwie sprzed bieżeństwa.

Ten fragment mojego tekstu nie oddaje ani emocji, ani wagi, która przywiązywana jest na Podlasiu do tego zdarzenia. Funkcjonuje nawet pogląd, że bieżeństwo to konstytutywne i tożsamościowe zjawisko dla mniejszości Podlasia. Nie wymieniam też osób najbardziej pracowitych i zasłużonych dla utrwalania pamięci. O tym może kiedyś.

1 „Jestem, bo wrócili. Przywracanie pamięci w setną rocznicę bieżeństwa”, red. K. Sawczuk, A. Kondratiuk, A. Szerszunowicz, Białystok 2017, s. 189. Książka jest dostępna online: http://www.biezenstwo.cerkiew.pl/page.php?mode=3&id=25 [dostęp: 23.04.2023].
2 P. Chomik i in., „Historia Białorusinów Podlasia”, Białystok 2016, s. 230.
3 I. Matus, „Lud nadnarwiański”, cz. I, Białystok 2000, s. 24.
4 „Jestem, bo wrócili”, dz. cyt., s. 107.
5 P. Chomik i in., dz. cyt., s. 258.

Czym się różni krzyż od „postumentu/pomnika zwieńczonego krzyżem”? Komu nagle zaczął przeszkadzać jeden z trzech „obiekt...
04/04/2023

Czym się różni krzyż od „postumentu/pomnika zwieńczonego krzyżem”? Komu nagle zaczął przeszkadzać jeden z trzech „obiektów” stojących na skraju wioski od około 70 lat? Dlaczego ktoś z zewnątrz ma prawo decydować o obecności krzyży w naszej wsi? Nie jesteśmy już jej gospodarzami?
Na takie i podobne dziwne pytania od kilku miesięcy usiłują odpowiedzieć sobie mieszkańcy wsi Ciełuszki położonej w gminie Zabłudów na naszym wielokulturowym, tolerancyjnym Podlasiu. Umiejscowiony na skraju wsi zespół trzech krzyży przestał być cmentarzem, a jeden z nich zaczął podlegać Ustawie z 1 kwietnia 2016 roku o zakazie propagowania komunizmu. Komuś przeszkadza cyrylica i sowiecka gwiazda znajdujące się na nim od kilkudziesięciu lat. Teraz wszystko, co kojarzy się z Rosją, Putinem, agresją na Ukrainę, ale i z rosyjską kulturą, jest złe. Niedawno w mediach rozgorzała dyskusja, czy czytać Dostojewskiego lub Brodskiego, oni propagują przecież tego samego imperialnego ducha. Chyba z podobnych źródeł ma początek ataku na krzyże w Ciełuszkach. Nagle jednemu z nich grozi zniszczenie.
Historia małego cmentarza na skraju wsi jest powszechnie znana. Składa się on zaledwie z trzech krzyży, jeden z nich to stary krzyż wotywny, z 1911 r. Pozostałe dwa powstały w tym samym czasie i najstarsi ludzie we wsi pamiętają, że są pośrednio skutkiem działań wojennych z 1944 r. Podobno ufundowali je mieszkańcy. Jeden z nich został ustawiony na grobie mieszkańca wsi, którego prochy leżą pod nim do dziś: to Bazyli Daniluk, który nieopatrznie w trakcie działań wojennych próbował ratować swój dobytek. Został zastrzelony. Trzeci, który właśnie jest zarzewiem konfliktu z udziałem władz powiatu, województwa, komórek IPN, konserwatora zabytków, a nawet polityków, upamiętnia, nie da się ukryć, żołnierzy Armii Czerwonej poległych w okolicach wsi. Mieszkańcy w 1944 roku po prostu uznali, że ciała poległych nie powinny się walać bez pogrzebu. Że zmarłym należy okazać szacunek, po prostu kopiąc im grób, chroniąc być może przed dzikimi zwierzętami. Niestety, pogrzeb na parafialnym cmentarzu w Puchłach był wówczas niemożliwy, z powodu zaminowania.
Mieszkańcy Ciełuszek zebrali więc wszystkie ciała i pochowali w jednym miejscu, a kilka lat później ufundowali krzyż murowany. Powstał więc nie na życzenie ówczesnych komunistycznych władz, ale ze składek wiejskich i jego, określmy to tak – „kształt artystyczny” wynika z potrzeb estetycznych czy ideowych darczyńców i wiejskiego wytwórcy tego upamiętnienia. Wszystkie elementy – cyrylicki napis, jego treść, obecność pięcioramiennej gwiazdy razem z krzyżem – powstały nie z narzucanej siłą ideologii, są efektem myślenia ówczesnych mieszkańców białoruskiej wsi. Może zamiast niszczyć, warto się nad tym zastanowić, zaprosić historyków idei, socjologów, kulturoznawców żeby porozmawiali o mentalności ówczesnych chłopów? Nie niszczyć tego, być może nieco kuriozalnego zabytku, lecz wykorzystać go w badaniach nad historią, kulturą, obyczajem? Nad obyczajami funeralnymi, nakazującymi szacunek dla zmarłych, nawet obcych? Bo im coś jest dziwniejsze, mniej typowe, niepowtarzalne, to ciekawsze i warte zachowania?
Nie da się wykluczyć, że jednak być może gwiazda została narzucona odgórnie, przez władze komunistyczne i mieszkańcy musieli zgodzić się na taki kompromis, jeśli on był warunkiem wydania zgody na postawienie krzyża. Nie umniejsza to jednak wagi ich gestu, ich potrzeby godnego uczczenia zmarłych.
W latach 50. XX w. szczątki żołnierzy Armii Czerwonej zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz w Bielsku Podlaskim. Krzyż pozostał, zapewne zostało też trochę drobnych kości, bo po latach nie da się przeprowadzić takiej operacji absolutnie dokładnie. Poza tym wykonali ją podobno jacyś więźniowie, więc osoby nieszczególnie dbałe o jakość wykonywanej pracy. To miejsce pozostaje grobem.
Na życzenie żony Bazyli Daniluk leży nadal w miejscu swego pierwszego pochówku. Być może nie zdecydowała się na ekshumację ciała męża, bo miejsce jest nadal ważne dla tutejszych. Obok umiejscowiony jest specjalny stojak na trumnę – tu nieprzerwanie od lat żegna się zmarłych mieszkańców wsi przed ich ostatnią drogą na cmentarz parafialny. Tu także corocznie kończy się święto Spasa (Przemienienia Pańskiego) modlitwą dziękczynną intonowaną przez baciuszkę (warto dodać, że przez niemal 80 lat żaden z duchownych nie zauważył niczego niestosownego w umieszczaniu na krzyżu gwiazdy). To miejsce, zespół trzech krzyży, mały cmentarz, stanowi szczególną, już tradycyjnie ważną, granicę wsi.
Wszystko spokojnie się toczyło od dziesiątków lat i trwałoby równie spokojnie dalej, gdyby nie nagłe poruszenie władz, spowodowane anonimowym (!) mailem. Nie da się ukryć, że miejsce jest specyficzne, nietypowe, może dziwne, tak jak Podlasie jest specyficzne i nietypowe, jako obszar wielu kultur współegzystujących tu zgodnie, jako miejsce tolerancji dla odmiennych wyznań czy zwyczajów. Tak próbujemy przedstawiać się na zewnątrz, ale nagle okazuje się, że inność, zamiast stać się powodem do dumy, do namysłu, do troski staje się obiektem agresji. Krzyże z Ciełuszek stają się właśnie papierkiem lakmusowym naszego wielokulturowego, tolerancyjnego Podlasia.
(O potrzebie zachowania krzyża i przywiązaniu do tradycji mieszkańców Ciełuszek świadczy przykrycie gwiazdy sowieckiej ręcznikiem, jaki wiesza się na krzyżach. Po to, by teren cmentarza nie został zdewastowany wskutek nadgorliwości wykonawców przywołanej wyżej ustawy dekomunizacyjnej.)

[Anna Szerszunowicz, o wielokulturowości Podlasia w praktyce]

W piątek w podlaskiej operze wielkie święto. Nie, nie piszę tego ironicznie, tylko wprost: wielkie święto, bo podlaska O...
01/03/2023

W piątek w podlaskiej operze wielkie święto. Nie, nie piszę tego ironicznie, tylko wprost: wielkie święto, bo podlaska Opera, po 5 latach, które minęły od premiery „Turandot” Giacoma Pucciniego w reż. Marka Weissa-Grzesińskiego, z cudownymi Ewą Vesin i Wiolettą Chodowicz (Turandot) oraz Marceliną Beucher i Katarzyną Trylnik (Liu), Rafałem Bartmińskim jako Kalafem, zjawiskowymi tancerzami z grupy Izadory Weiss (nieistniejący już, bo „nierentowny”, Biały Teatr Tańca), wystawi… operę!

Po nieprzedłużeniu kontraktu Damianowi Tanajewskiemu, powołaniu Ewy Iżykowskiej-Lipińskiej (2019-2020), której dyrektorowanie przypadło na czas pandemii oraz powołaniu Violetty Bieleckiej (od 1 grudnia 2020), „największa instytucja artystyczna na terenie północno-wschodniej Polski” realizowała pomysły dawnych dyrektorów: „Jesus Christ Superstar” – produkcja Tanajewskiego, premiera podczas kadencji Iżykowskiej, „Wesoła wdówka” – pomysł Iżykowskiej, premiera za czasu Bieleckiej oraz „West Side Story” – pomysł z czasów Tanajewskiego, premiera – czas Bieleckiej oraz projekty nowego kierownictwa, z których największy to „Quo Vadis”, po którego premierze tytuł skrzętnie zdjęto ze sceny. Oraz kilka produkcji pracowników lub współpracowników opery w ramach niewielkich projektów artystycznych.

Tu mała dygresja-retrospekcja, ale uwzględniająca wyłącznie moją perspektywę osoby zatrudnionej w dziale literackim opery i pełniącej funkcję rzecznika prasowego w OiFP od listopada 2015 do marca 2021. Tanajewski przejął schedę po Roberto Skolmowskim w postaci: drugiej co do wielkości krajowej sceny operowej, starannie wyselekcjonowanego i profesjonalnego zespołu organizacyjno-technicznego, najlepszego chóru w Polsce, przeciętnej orkiestry, wysoko zawieszonej poprzeczki repertuarowej („Korczak”, „Skrzypek na dachu”), budynku nie spełniającego potrzeb opery (brak magazynów, parkingów), zadłużenia na ponad 3 mln zł., złego nawyku corocznego ustalania budżetu przez władze poniżej poziomu określonego w dokumentach projektu unijnego powołującego OiFP i rozeźlonej opinii publicznej.

Wokół Tanajewskiego krążyły też typowo białostockie kąśliwości co do jego wykształcenia prawniczego, doświadczenia audytora czy bycia „głównym technicznym” przy Skolmowskim. Wpisuje się to w ogólne niezrozumienie, że tak jak sztuka potrzebuje artysty, tak instytucja – menedżera. A Tanajewski był świetnym menedżerem, na co mam następujące argumenty: 1. potrafił wyprodukować monumentalne, ambitne spektakle, jak choćby spektakularna decyzja wystawienia „Doktora Żywago” Lucy Simon (świetna współpraca Daniela Wyszogrodzkiego, Jakuba Szydłowskiego, Jarosława Stańka i wszystkich zespołów, ale przede wszystkim niesamowita instrumentacja Krzysztofa Dombka).
Oznacza to, że miał zmysł współpracy z najlepszymi oraz umiejętność skupiania ich talentu i pracy w jednym uzgodnionym terminie, w ramach zawsze za małego budżetu, ale z ambicją sięgania gwiazd; 2. potrafił współpracować ze wszystkimi i zapalać cały zespół do pracy na wysokich rejestrach możliwości; 3. miał odwagę robić operę, której poziom powoli stawał się doceniany w Polsce; 4. umiał przekonać publiczność i media do instytucji, która przestała być postrzegana wyłącznie jako wtopa finansowa; 5. nie bał się ryzyka – brał na klatę fakt, że budżet co roku się nie spina, bo nie może się spinać przy narastającym systematycznie niedofinansowaniu w wysokości ok. 1,5 miliona względem założeń funkcjonowania instytucji.
Władze, i ministerialne i marszałkowskie, doskonale zdawały sobie z tego sprawę, ale cynicznie czekały, aż ten pociąg stanie. Do końca pędził na pełnej petardzie.
I tak, Tanajewski zarządzał instytucją zatrudniającą stale ponad 300 pracowników, współpracującą z ok. tysiącem, organizującą niemal 2 razy więcej wydarzeń niż jest dni w roku i z budżetem kilkudziesięciu milionów – sam, mimo nieustannego zgłaszania potrzeby zatrudnienia zastępcy.

Ten stan rzeczy odziedziczyła dyrektor Ewa Iżykowska i od razu postawiła sprawę jasno: nie możemy się dalej zadłużać.
Jako osoba powołana już przez P*S miała większy posłuch u władz, a co za tym idzie, pozyskiwała większe wsparcie finansowe, o które nie mógł doprosić się Tanajewski.

Iżykowskiej także nie pozwolono dobrać sobie zastępcy, za to – o czym wtedy nie wiedzieliśmy – przedstawiono „czarną listę”, czyli listę pracowników do zwolnienia. Iżykowska uznala, że nie zna jeszcze swoich pracowników, więc nie będzie ich zwalniać, póki nie przekona się, że z kimś warto zakończyć współpracę.

Mam osobistego kaca moralnego związanego z jej kadencją, polegającego na przekonaniu post factum, że Iżykowska, jako osoba postrzegana jako „szalona” i lojalna wobec władzy, a w związku z tym ukrywająca przed nami napięcia z urzędem marszałkowskim, nie dostała takiego wsparcia, na jakie zasługiwała.

Nadeszła nieszczęsna pandemia, ale „szalona” Iżykowska jako jedna z pierwszych miała pomysły na to, żeby życie w instytucji nie zamarło. Był to czas, kiedy organizowaliśmy kilka eventów tygodniowo, korzystając z mniejszej konkurencji przebiliśmy się mocniej do mediów i w sumie nieźle zasuwaliśmy. Tak, była niestandardowa, była bohaterką pracowniczych anegdot, trudno odmówić jej jednak pracowitości, zaangażowania, wizji (nasza „Turandot” w Chinach), umiejętności finansowej kalkulacji, ale przede wszystkim – wysokiej etyczności. Nie, nie miała Maryjki ani Jezuska na profilu fejsbukowym, ale będąc w pracy pierwsza, grubo przed 8.00, wychodziła po 22.00, zabiegała o fundusze, robiła plany dużych projektów, zaganiała wszystkich do aktywności mimo czasu zarazy i tak, codziennie zamykała się na kilkanaście minut, czytając w tym czasie fragment Pisma Świętego, „żeby pamiętać jak być dobrym człowiekiem”, jak to kiedyś wyznała mimo woli.

Nie pozwoliła nikogo zwolnić, wyciągnęła instytucję z finansowego dołka, utrzymala przy życiu OiFP przez cały czas pandemii. Te jej „śmieszne” i „irytujące” aktywności były dobrym gruntem dla intrygi zakompleksionej współpracowniczki, którą olśniła możliwość sięgnięcia po władzę i która przy pomocy kilku lojalnych miernot pozbyła się koleżanki.

Powołanie Violetty Bieleckiej na dyrektora OiFP przyjęto jako pozytywne zaskoczenie – twórczyni znakomitego chóru, z dorobkiem, wywodząca się z instytucji, którą miała kierować. Jej wieloletni i niekiedy słuszny żal do dyrektorów, że nie wystawiają wielkich, wspaniałych oper, do realizacji których powołano OiFP oraz wyjątkowa przychylność władz wskazywały na to, że podlaską operę czeka złoty okres. Po raz pierwszy od czasu powołania Roberta Skolmowskiego OiFP miała wszystko, co potrzebne w drodze do wielkości i była gotowa na „Aidę” i „Makbeta” Verdiego czy „Don Giovanniego” Mozarta – te wszystkie tytuły, które Bielecka głośno wymieniała w operowej kantynie, za plecami swoich szefów, a jednak w szerokim gronie pracowników wytykając, że zamiast nich realizuje się musicale czy operetki.

Czego Bieleckiej zabrakło przez ten czas dyrektorowania do realizacji wielkich tytułów, na miarę możliwości podlaskiej sceny?

Moim zdaniem zabrakło: 1. menedżera, jakim był Tanajewski. Pokutujące w Polsce przekonanie, że tytuł profesora załatwia wszystkie kompetencje, tutaj zaprezentowało się w całej okazałości: ktoś, kto całe życie teoretycznie i praktycznie zajmował się wyłącznie chóralistyką, nie zna się na finansach, zarządzaniu, promocji, sztuce, jest po prostu wybitnym kierownikiem chóru, aż i tylko; 2. etyki. Brak osobistej etyki zakończył się u Bieleckiej katastrofalną kompromitacją u końca wspaniałej kariery i nie, nie zostanie zapomniany. Za większą pensję, dyrektorski stołek i możliwość realizowania ambicji Chóru OiFP, Bielecka stała się pisowską marionetką, bezduszną maszynką do wymiany ludzi, o żenujących działaniach zastępcy, absolwencie szkoły policyjnej i akademii obrony nie chce mi się już wspominać, ale co najsmutniejsze, okazała się najsłabszym, bo miernym, w krótkiej historii OiFP, dyrektorem. A tego o żadnym z jej poprzedników nie można powiedzieć.

Ale być może w piątek na scenie OiFP znów zagości Sztuka, mocno trzymam za to kciuki, zapowiada się świetnie. Ludzie przemijają, instytucje trwają, a ja wciąż wierzę, że opera jest nam na Podlasiu potrzebna.

Joanna Dolecka

[promocja książki - opis wydawcy, zapowiedź recenzji]Bohaterowie tej książki są wspaniałymi wrażliwymi ludźmi, którzy po...
03/02/2023

[promocja książki - opis wydawcy, zapowiedź recenzji]

Bohaterowie tej książki są wspaniałymi wrażliwymi ludźmi, którzy po latach zmagania się ze sobą doszli do ściany. Stanęli nad przepaścią. Można tu dorzucić jakiekolwiek inne określenie, ale prawda jest taka, że to, co czuje osoba w depresji, trudno ubrać w słowa. Jednak naszym rozmówcom to się udało. Szczerze i bardzo intymnie opowiedzieli o swoim życiu z depresją. Podzielili się wspomnieniami z najtrudniejszych momentów, w których choroba popchnęła ich w stronę samobójstwa.

Ale zebrane w książce rozmowy to również dowód na to, że z depresji da się wyjść. Że jest nadzieja na wyzdrowienie, choć wewnątrz ledwo tli się wola życia.

"Wśród wielu beznadziejnych coachingowych powiedzonek mamy jedno ulubione: "Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Powiedzcie to, mądrale, gwałconym dzieciom, ofiarom dziecięcej przemocy, alkoholowym rodzinom, dzieciom niechcianym, niesłuchanym, nieakceptowanym. Powiedzcie ofiarom terroru psychicznego i popieprzonych rodziców, którzy zawsze wiedzą lepiej, co jest dla ich dziecka najlepsze. Chcemy, by ta książka stała się również przyczynkiem do refleksji nad tym, czego my, dorośli, dokonujemy na naszych najukochańszych pociechach. Bo to, że często gotujemy im piekło, nie ulega wątpliwości. To również książka o tym, jak trudno z niego wyjść."
Małgorzata Serafin, Marek Sekielski

Książka dostępna jest również w formie audiobooka mp3 i e-booka.

Książka Jest OK. To dlaczego nie chcę żyć? autorstwa Sekielski Marek, Małgorzata Serafin, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 30,29 zł. Przeczytaj recenzję Jest OK. To dlaczego nie chcę żyć?. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!

12/01/2023

Świetne plakaty do darmowego porania. Znajdziecie je na stronie internetowej Zachęty.

Popołudnie tak słonecznej niedzieli można dziś spędzić w Kinie Forum, dosłownie całe popołudnie, bo aż 3 niezwykłe histo...
08/01/2023

Popołudnie tak słonecznej niedzieli można dziś spędzić w Kinie Forum, dosłownie całe popołudnie, bo aż 3 niezwykłe historie, z 3 stron świata i w odmiennych odcieniach. O 15.00 "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta, z tymi, dla których w naszej pamięci zmrok nigdy nie nadejdzie: Janem Nowickim, Danutą Szaflarską, Niną Andrycz. O 18.00 "Wieloryb" Darrena Aronofskiego, wzruszająca opowieść o życiowym czyśćcu i życiu mimo wszystko. A wieczorem, po tych wzruszeniach kawał dobrej wnikliwej psychoanalizy społecznej na wesoło-gorzko, czyli "W trójkącie" Rubena Östlunda. Aż znów chce się chodzić do kina ;)

Najnowszy film Darrena Aronofskiego, reżysera „Requiem dla snu” i „Czarnego łabędzia” oraz wielka kreacja aktorska Brendana Frasera!

[Anna Szerszunowicz, szczęśliwa].. bo Lavon Volski znów wystąpi w Białymstoku. To część polskiej trasy, nie mógł w niej ...
08/12/2022

[Anna Szerszunowicz, szczęśliwa]
.. bo Lavon Volski znów wystąpi w Białymstoku. To część polskiej trasy, nie mógł w niej opuścić Białegostoku, chociaż tego lata na Podlasiu śpiewał dwa razy; za każdym razem byliśmy tam tłumnie.
To mój ulubiony białoruski rockman, bard, poeta, aktywista niepodległościowy, patriota Wolnej Białorusi, pacyfista ... pojąć fenomen Volskiego jest bardzo trudno, a jeszcze trudniej opowiedzieć o nim komuś, kto go nie słuchał i nie zna. Gdyby żył dziś Jacek Kaczmarski albo Grzegorz Ciechowski i kochał Białoruś, śpiewaliby jak Volski!
Ale rzeczownik "poeta" oznacza w przypadku Volskiego nie tylko tzw. pieśni zaangażowane i patriotyczne, choć niektóre z nich traktowane są jak nieformalne hymny Białorusi; to też liryka piosenek miłosnych, czy może szerzej: obyczajowych, opowiadających o tzw. życiu.

(14 grudnia w "Zmianie Klimatu", może jeszcze są bilety)

Pieśń, którą tu udostępniam za stroną artysty, przed nim śpiewała Marlena Dietrich i Joan Baez, a w Polsce m.in. Sława Przybylska. Nie śmiem odgadywać, dlaczego Volski przypomniał ją i włączył do swego repertuaru, dla mnie to kolejny znak Jego pacyfizmu, Jego solidarności z Ukrainą. I kolejny powód, żeby cieszyć się na środowy koncert.

Edited by Ihar Nazaranka / Мантаж: Ігар НазаранкаDrawing: Lavon Volski / Малюнкі: Лявон ВольскіSound: Pavel Sinila / Запіс і майстарынг: Павал СінілаGuitar: ...

🧠Instytut Filozofii Uniwersytetu w Białymstoku oraz Galeria Arsenał w Białymstoku zapraszają na dyskusję „Wzrost musi od...
29/11/2022

🧠Instytut Filozofii Uniwersytetu w Białymstoku oraz Galeria Arsenał w Białymstoku zapraszają na dyskusję „Wzrost musi odejść!”. Wezmą w niej udział: prof. Ewa Bińczyk, dr Weronika Parfianowicz, Robert Skrzypczyński i dr Michał Czepkiewicz. Spotkanie poprowadzi dr hab. Bartosz Kuźniarz. Galeria Arsenał, ul. Mickiewicza 2, piątek, 9 grudnia o godz. 19.00.
Wstęp wolny, zapraszamy!

🧠W świecie akademickim dyskusja na temat zalet i wad wzrostu gospodarczego toczy się przynajmniej od 1972 roku, daty publikacji słynnego raportu Klubu Rzymskiego zatytułowanego Granice wzrostu, a zarazem roku, w którym francuski filozof André Gorz po raz pierwszy posłużył się słowem décroissance – tłumaczonym na polski jako „postwzrost", „dewzrost" lub „odwzrostowienie".

🧠Dewzrost – ten przekład francuskiego décroissance i angielskiego degrowth ma w Polsce najwięcej zwolenników – to dziś nie tylko prężnie rozwijający się paradygmat akademicki, lecz również nazwa ruchu społecznego kwestionującego wzrost jako podstawowy paradygmat społeczny globalnego kapitalizmu.

❓Czy można sobie jednak wyobrazić nowoczesne społeczeństwo bez rosnącego z roku na rok PKB? A jeśli tak, to czy powinniśmy dążyć do urzeczywistnienia tej wizji? Jak można cieszyć się z nieobecności wzrostu, skoro zdaniem wielu ekonomistów cofnęłaby nas ona w szybkim tempie do społeczeństwa znanego z PRL albo początków pandemii? Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, a na półkach sklepowych przede wszystkim ocet. Z drugiej strony, czy ideał nieskończonego wzrostu gospodarczego nie okaże się dla nas na dłuższą metę zabójczy? Nieskończony wzrost na skończonej planecie to oczywisty absurd, o czym można się przekonać, obserwując wydłużające się z roku na rok okresy świątecznych zakupów i topniejące w zastraszającym tempie masywy lodowców. Co o tym wszystkim myśleć❓

🟢Prof. dr hab. Ewa Bińczyk zajmuje się współczesną filozofią nauki i techniki, studiami nad nauką i technologią, socjologią wiedzy naukowej i kontrowersjami w nauce.
Obecnie prowadzi badania w zakresie retoryki środowiskowej, ekonomii ekologicznej, dewzrostu i problemu marazmu antropocenu. Jest autorką książek: Socjologia wiedzy w Biblii (Nomos 2003), Obraz, który nas zniewala (Universitas 2007), Technonauka w społeczeństwie ryzyka (UMK 2012), a także Epoka człowieka. Retoryka i marazm antropocenu (PWN 2018).
Ostatnia książka w 2019 roku była nominowana do Nagrody im. Długosza, a także wskazana jako jedna z „20 książek do czytania w XXI wieku” (Lista Międzynarodowego Czytania akcji „Polityki” i Teatru Studio, wrzesień 2019). W 2022 roku książka ukazała się w języku rosyjskim w wydawnictwie The New Observer. Członkini Rady Naukowej IFiS PAN, Komitetu Prognoz PAN, Rady Ekspertów Koalicji Klimatycznej, Rady Fundacji Edukacji Klimatycznej.

🟢Dr Weronika Parfianowicz - członkini Zakładu Historii Kultury, Pracowni Studiów Miejskich i Zespołu badań nad teoriami oraz praktykami socjalizmu i komunizmu. Zajmuje się mieszkalnictwem, historią nowoczesnej kultury czeskiej i problematyką środkowoeuropejską, a także ideą postwzrostu i ekologicznymi wątkami myśli socjalistycznej. Autorka książki Europa Środkowa w tekstach i działaniach. Polskie i czeskie dyskusje (Warszawa 2016), współredaktorka książek Awangarda/Underground. Idee, historie, praktyki w kulturze polskiej i czeskiej (Kraków 2018) i Ćwiczenia z mieszkania. Praktyki, polityki, estetyki, (Warszawa, 2018) a także artykułów opublikowanych m.in w „Kulturze Współczesnej”, „Tekstach Drugich” i „Czasie Kultury”. Kieruje projektem „Pułapki industrializacji, pokusy konsumpcji, poszukiwania „harmonijnego rozwoju” i troska o przyszłość Ziemi. Polska Ludowa wobec wyzwań środowiskowych (1944-1989)” w ramach programu IDUB.

🟢Robert Skrzypczyński - absolwent architektury i urbanistyki na Uniwersytecie Wrocławskim oraz pracownik naukowy na Wydziale Nauk o Ziemi i Kształtowania Środowiska Uniwersytetu Wrocławskiego. Jego zainteresowania badawcze skupiają się na zapewnieniu podstawowych zasobów dla jednostek osadniczych w kontekście dewzrostu.

🟢Dr Michał Czepkiewicz - geograf, absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (doktor nauk o Ziemi, 2017). Postdoc na Uniwersytecie Islandzkim w Reykjaviku. Jego zainteresowania badawcze dotyczą zależności między urbanistyką, mobilnością, stylami życia, dobrostanem i emisjami gazów cieplarnianych. Współpracuje z polskimi samorządami w dziedzinie planowania przestrzennego.

🟢Dr hab. Bartosz Kuźniarz - filozof, eseista, tłumacz, redaktor naczelny Culture.pl. Autor książek "Pieniądz i system. O diable w gospodarce", "Goodbye Mr. Postmodernism. Teorie społeczne myślicieli późnej lewicy" (wydanej po angielsku jako "Farewell to Postmodernism. Social Theories of the Late Left", przeł. Stanley Bill) oraz "Król liczb. Szkice z metafizyki kapitalizmu".

***

Spotkanie odbywa się w ramach cyklu "Miasto - przestrzeń - społeczność".
„[…] miasto to środek do celu, jakim jest pewien określony styl życia. Jako takie, może być odzwierciedleniem tego, co w nas najlepsze. Może być wszystkim, czym tylko zapragniemy. A także może się zmienić, i to diametralnie.” (Ch. Montgomery 2015)
Miasto – przestrzeń – społeczność to seria otwartych spotkań przyjmujących formułę panelowo- seminaryjną , których tematyka oscyluje wokół miasta, jego problemów oraz możliwych sposobów ich przezwyciężania.
Chcielibyśmy, aby spotkania stały się rodzajem platformy wymiany doświadczeń dotyczących życia i działania w przestrzeni kulturowo-społecznej i fizycznej miasta. Celem jest uwrażliwienie na tę przestrzeń i lepsze w niej rozeznanie, a także próby wspólnego wypracowania narzędzi do poprawy jej jakości.
Głównym obszarem zainteresowań jest pole kulturowo-społeczne. Bliskie nam są koncepcje miasta, które jego rozwój uzależniają nie tylko od czynników ekonomicznych, ale przede wszystkim kulturowych, a zalążki zmian upatrują między innymi w sztuce i stylu życia.
W trakcie spotkań, wraz z zaproszonymi gośćmi, będziemy rozmawiać m.in. o zjawiskach typu regeneracja kulturowa, ogrodnictwo miejskie, sztuka społeczna, spółdzielczość, architektura niezrównoważona oraz szukać odpowiedzi m.in. na pytania: W jaki sposób budować wspólnotę w mieście? Czy miasto jest / powinno być przestrzenią działania, a może w pewnych momentach zaniechania? Czy przestrzeń publiczna należy wyłącznie do ludzi? Czy sztuka może działać jako narzędzie zmiany społecznej w mieście? Jaka jest rola kultury w rozwoju miasta? Kto jest aktorem zmian w mieście? W jaki sposób budować przestrzeń współdziałania w mieście?

Monika Sosnowska
Bez tytułu, 2015, malowana stal (zielona), 155 × 170 × 140 cm
Kolekcja II Galerii Arsenał w Białymstoku

Adres

Białystok
15-950

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Podróż na Wschód umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Podróż na Wschód:

Udostępnij

Kategoria


Inne Gazety w Białystok

Pokaż Wszystkie

Może Ci się spodobać