17/01/2024
Alienacja
Wczoraj na jednym z portali opublikowali tekst o alienacji. Wypowiadają się w tym tekście ludzie z Fundacji „Kocham Cię Tato” więc oczywiście można poczytać o tym jak wygląda sytuacja ojców alienowanych od dzieci. Szczerze mówiąc nic mnie w nim nie zaskoczyło. Tak, to jest jednostronne ujęcie tematu, bo po pierwsze nie tylko ojcowie są alienowani, (choć głowie właśnie ojcowie) a po drugie nie ma punktu widzenia kobiet, które tej alienacji się dopuszczają.
Nie ma w tekście, bo w komentarzach to już i owszem, można poczytać … oj można.
I w tych komentarzach zaskoczyło mnie tylko jedno: to jak wiele rozsądnych głosów kobiet tam jest. Rozsądnych to znaczy takich, w których nie ma generalizowania za to jest jasne postawienie sprawy: pozbawianie dzieci kontaktu z jednym z rodziców, którymkolwiek rodziców, jest niedopuszczalne.
To budujące. Kasia zaraz powiedziała, że to pewnie te, które są w kolejnych związkach z facetami których ta alienacja, w odniesieniu do dzieci z poprzedniego związku bezpośrednio dotyka, więc zmienia się im optyka.
Ale to ile jest komentarzy usprawiedliwiających takie postępowanie, oraz „poziom argumentacji” tychże (przepraszam, ale takie są fakty) kobiet, doprowadza do mdłości.
Otóż można się z nich dowiedzieć, że:
- ojcowie sami nie chcą mieć kontaktu z dziećmi - w zasadzie wszyscy - bo one nie znają żadnego który by kontakt z dziećmi chcieć miał, o chęci wychowywania dzieci przez facetów nie wspominając - bo to się nie zdarza.
- Ojcowie nie płacą alimentów, więc kara im się należy… oczywiście też nie znani są faceci płacący - wszyscy nie płacą.
- Ojcowie tylko czekają na rozwód i znikają nie pojawiając się latami, choć przecież mogą, bo mają przyznane - uwaga - widzenia.
- Ojcowie przecież z jakiegoś powodu przestają być mężami - a skoro był powód do rozwodu to oczywiste jest że takiemu nie można pozwolić zajmować się dziećmi.
- Ojcowie nie nadają się na ojców, bo są nieodpowiedzialni, nic nie umieją, na niczym się nie znają - oczywiście wszyscy - nikt nie zna w zasadzie takich którzy są inni.
Mógłbym tak jeszcze długo, ale nie ma sensu.
Wszedłem w polemikę nie raz z osobami głoszącymi te mądrości. To co jest uderzające to to, że nie ma szans na dyskusję. Nie ma argumentów, tezy mylą się z faktami, jeśli coś (statystyki, badania, fakty po prostu) świadczy przeciw tezom, tym gorzej dla faktów.
Przestałem dość szybko, bo już dawno straciłem wiarę w to że da się przekonać człowieka do innej niż jego opinia. Do tego trzeba by pokory, chęci usłyszenia innego człowieka i otwartości na inny punkt widzenia. Tego natomiast w zasadzie już nie ma, a na pewno nie ma w internetowych dyskusjach, w których ludzie (co mnie zadziwia) czują się anonimowi i koniecznie chcą zabłysnąć - więc nie ważne staje się czy to co piszą ma sens, ważne jest by zaistnieć.
Alienacja.
Od czasu do czasu w telewizji tej czy innej pojawia się program, reportaż o skrajnym przypadku. Ojciec czy matka wywieźli dziecko, najczęściej je porywając, i drugi rodzic nie widzi go miesiącami, latami. Nikt nic z tym nie może ponoć zrobić, telewizja kręci „laify”, zapłakany rodzic się wypowiada, rodzina się wypowiada, opieki społeczne, sądy, detektywi…. Emocje skrajne.
Ludzie o tym mówią, dzień, dwa, tydzień. Potem są nowe tematy, życie toczy się dalej.
A w głowach ludzi zostaje jakiś flesz z tego - ojciec zły, matka biedna, albo na odwrót, państwo nie działa, sądy do bani, skandal, dramat….
I jeszcze jeden, najgorszy - dla ludzi to jest właśnie alienacja. Zdarza się raz na rok, dotyczy jednej rodziny, to skrajne przypadki., nie ma takiego problemu, to wydumany temat.
Czyżby?
No nie, oczywiście do cholery, że nie.
Wiecie jak to działa? Działa jak kropla uderzająca w skałę, niszczy niezauważalnie ale systematycznie i konsekwentnie. Tak żeby trudno było zauważyć to tzw organom państwa, tak żeby się wszyscy oswajali z tym co się dzieje. Tak długo jak się da nie następuje nic spektakularnego, choć takie zwroty nastąpią, wcześniej czy poźniej.
Krok po kroku i metodą faktów dokonanych.
Naprawdę nie musi być tak jak w tych reportażach.
Wystarczy kasować numer ojca z telefonu dzieci, blokować go. Jak się wyda, to się odblokuje, a potem zablokuje znów. I tak latami. Ale oficjalnie to przecież ojciec ma nr do dzieci, może dzwonić ale nie dzwoni. Dzieci nie dzwonią? Widać nie chcą mieć kontaktu z ojcem.
Wystarczy zapchać tydzień dzieci zajęciami dodatkowymi i wysłać do sądu ten plan argumentując, że się nie da, no bo angielski, konie, basen, szachy, bierki, gimnastyka … itd. No matka jest cała za, ale te zajęcia, no przecież rozwój dzieci, no nikt nie chce zaburzać dzieciom rozwoju, sąd też nie chce, prawda?
Wystarczy okopać się na pozycji - nie zgadzam się. Nie zgadzam się na opiekę naprzemienną, nie zgadzam się na nocowanie dzieci u ojca, nie zgadzam się. (Całkiem bez znaczenia prawdopodobnie jest to, że adwokat powiedział, że opieka naprzemienna oznacza brak alimentów - no to zgadzać się nie można choćby nie wiem co)
Wystarczy zabronić ojcu przychodzenia do szkoły czy przedszkola. Jak się nie będzie stosował, to wystarczy wysyłać maile i dzwonić do tych placówek informując że się sobie tego nie życzy i czy placówki te zdają sobie sprawę z tego że łapią postanowienia sądu. I tak kilka razy w tygodniu, latami. Prawda nie ma znaczenia.
Wystarczy mówić do dzieci, że ich dom jest tylko u mamy, u ojca są w gościach, na „widzeniach”.
Wystarczy mówić dzieciom za każdym razem gdy mają mieć czas z tatą, co tracą: chciałam zabrać cię na zakupy, no ale idziesz do taty; chciałam iść z wami do kina ale mam czas tylko wtedy gdy jesteście u taty.
Wystarczy nie dawać dzieciom żadnych ubrań na czas z tatą, nie pozwalać im niczego zabierać od mamy. Ach, macie wycieczkę rowerową, no to niech ci tata kupi rower u niego.
Wystarczy nie dawać dzieciom dokumentów tożsamości na ferie czy wakacje z tatą. A to macie wakacje w Hiszpanii? no poparz a wasze dokumenty zginęły, no nie mogę ich znaleźć.
Wystarczy po każdym czasie z tatą „przesłuchiwać dzieci” i komentować wszystko co robiły z tatą, odpowiednio komentować oczywiście.
Wystarczy stale podbijać bębenek lojalności: przykro mi że poszłaś tam z tatą; jestem smutna że chcesz to robić z tatą.
Wystarczy pozwalać sobie i swojej rodzinie przy każdej okazji w obecności dzieci oczerniać ojca, ośmieszać go.
Wystarczy stosować karę dla dzieci: za karę nie możesz dzwonić i pisać do taty przez tydzień.
I jak? Myślicie, że to alienowanie dzieci?
A jeśli mimo tego wszystkiego, jakimś cudem niespotykanym dzieci chcą być z tatą „po równo”, tata wiąż się nie poddał, sąd w końcu się przychylił do takiego rozwiązania to wystarczy zapakować się i w tajemnicy, bez uzgodnienia z kimkolwiek i wbrew temu sądowi i jego orzeczeniu, gwałcąc prawo, przeprowadzić się 400 km dalej.
A potem napisać do sądu, że oczywiście, szeroki kontakt z ojcem spoko, i jasne i chętnie, tylko taka oto nagła sytuacja wystąpiła, że już z dziećmi mieszka się 400 km stąd no i żałuje ale trzeba zmienić kontakty bo te zasądzone to są obiektywnie nie do realizacji - no bardzo szkoda.
I co? I wtedy sąd dostosowuje dobro dzieci którym się przecież kierował, do tego, że dzieci zostały wywiezione.
I wtedy wystarczy już, że mama spokojnie wróci do swojej listy „niewinnych i drobnych” przypadków.
Acha, i teraz już może mówić, że kontakt dzieci z ojcem spoko, no niech przyjeżdża!
To właśnie jest usprawiedliwiane - bo złym mężem był, to dzieci nie zobaczy, niech sobie nie wyobraża.
I nie ma tu porwania, więzienia dzieci, mediów.
Takich sytuacji jest tysiące, dzieją się każdego dnia. Z tym się mierzą alienowani rodzice.
Alienacja to systemowe, konsekwentne, instytucjonalne odrywanie dzieci od rodzica.
To zjawisko na które wciąż jest społeczne przyzwolenie i to zjawisko wciąż bagatelizowane przez organy tego pańtwa.
Kobiety mają prawo i obowiązek bronić swoich praw i wolności obywatelskich. Bronię ich z kobietami.
Mężczyźni mają prawo i obowiązek bronić swoich praw i obowiązków wynikających z bycia tatą.
Kobiety! brońcie ich z nami.