04/09/2021
DLACZEGO WŁADZA TAK BARDZO BOI SIĘ NASZEJ OBECNOŚCI PRZY GRANICY?
Nikt, kto przez ostatnie tygodnie próbował pomagać ludziom uwięzionym na białoruskiej granicy, nie ma chyba wątpliwości, czemu ma służyć wprowadzenie stanu wyjątkowego. Poprzez uwięzionych mamy na myśli nie tylko grupę osób w Usnarzu, ale dziesiątki, a czasem ponad 100 osób dziennie, którym według oficjalnych doniesień Straż Graniczna „uniemożliwiła przekroczenie granicy”.
Tymczasem ludzi tych wyłapuje się w podlaskich wsiach i lasach i bezprawnie wyrzuca na białoruską stronę - wprost pod nogi żołnierzy Łukaszenki, lub w środku dzikiej puszczy.
Słowo PUSH-BACK brzmi bardzo niewinnie. Oznacza dosłownie odepchnięcie, a tłumaczy się zwykle jako zawracanie ludzi do granicy państwa z którego przybyli.
Czym jest w rzeczywistości?
Na Bałkanach ta nielegalna praktyka trwa od lat i była przedmiotem wielu raportów i dochodzeń - jak się domyślacie niezbyt skutecznych. Nasi wolontariusze wielokrotnie spotykali w Serbii chłopców pobitych przez węgierską straż graniczną i wypchniętych z powrotem przez zasieki z drutu. Byli bici, poniżani, zabierano im telefony, a czasem i ubrania przy 15 stopniowym mrozie i kazano wracać „do domu”. Ich domem były lasy wzdłuż granicy, puste wagony kolejowe w Suboticy, pustostany, w których palili ogniska, żeby nie zamarznąć. W Serbii pomagali im wolontariusze z różnych krajów, łącząc siły i dołączają do takich niezależnych inicjatyw jak No Name Kitchen czy Fresh Response.
Dlaczego o tym wspominamy?
Bo dziś jesteśmy po tej drugiej stronie. Po tej co Węgry i Chorwacja. Wszyscy jesteśmy świadkami nie tylko łamania prawa, ale zwykłego okrucieństwa naszych służb. I nawet jeśli odbywa się bez bicia, a bywa różnie, to wyłapywani przez Polaków ludzie nie trafiają do Serbii, czy Bośni. Trafiają do kraju, którym rządzi dyktator, a za pomaganie uchodźcom ląduje się po prostu w więzieniu. Wyrzuceni po raz dwudziesty z Polski ludzie nie spotkają się przy ognisku z wolontariuszami z całego świata, nie dostaną koca, czapki czy warzyw, z których zrobią sobie obiad. A idzie zima, której bardzo, bardzo się w tym roku boimy.
Przez ostatnie tygodnie, wraz ze wspaniałymi osobami z kilku innych organizacji i inicjatyw, monitorowaliśmy działania Straży Granicznej na odcinku 100 kilometrów.
Chcieliśmy tylko, żeby zatrzymywani ludzie zgodnie z polskim i międzynarodowym prawem mieli możliwość składania wniosków o ochronę międzynarodową. Podkreślamy - składania wniosków, a nie otrzymywania ochrony, bo o tym decyduje wg polskiego prawa szef Urząd do Spraw Cudzoziemców. Powiemy więcej - cieszyło nas już nawet rozpoczęcie jakiejkolwiek procedury, nawet karnej o nielegalne przekroczenie granicy, bo oznaczało to, że będzie jakikolwiek ślad po tych ludziach, że nie zostaną znów wyrzuceni pod osłoną nocy na Białoruś.
Tymczasem kwestionowano nasze pełnomocnictwa, nie dopuszczano adwokatów do czynności prawnych, nie dopuszczano nawet posłów do żadnych informacji w ramach przysługującej im interwencji poselskiej. Ignorowano wszelkie przepisy i procedury, jak gdyby prawo zwyczajnie nie istniało, a raczej stanowione było na bieżąco przez „przełożonych”.
Co nam pozostawało? Monitorować, nagrywać, interweniować, śledzić konwoje wywożące ludzi do lasu, zbierać poszlaki i dowody na bezprawne i nieludzkie praktyki.
I nie mamy wątpliwości, że nasza obecność tam była władzy bardzo nie rękę. Mimo całej buty i poczucia bezkarności, jednak coś bardzo starali się ukrywać. Bo po co utrudniano by nam zebranie twardych dowodów i dokumentację samego push backu, zajeżdżano drogę, wyprowadzano w pole i pokazywano puste samochody? Jakimś cudem ludzie, którym asystowaliśmy w drodze do placówek Straży Granicznej, dzień lub dwa dni później znów znajdowali się w lesie po polskiej stronie granicy... tylko w jeszcze gorszym stanie.
NIE BEDZIE NAM ŁATWO DALEJ DZIAŁAĆ, ALE NIE PODDAJEMY SIĘ!
Co wciąż będziemy robić?
- rozmawiać z lokalnymi mieszkańcami, odpowiadać na ich wątpliwości i obawy, a także uważnie słuchać ich opinii - chcemy wiedzieć, jak ta sytuacja wpływa na życie mieszkańców rejonów przygranicznych;
- pilnować, żeby wobec uchodźców, którzy znaleźli się w Polsce, podejmowano przewidziane prawem procedury, a każda osoba potrzebująca ochrony mogła o nią wystąpić;
- dokumentować zatrzymania i śledzić dalszy los zatrzymanych uchodźców.
Po co to robimy?
Kontrola społeczna, którą gwarantuje obecność mediów i organizacji społecznych, jest narzędziem poskramiającym nadużycia władzy. Nie możemy pozwolić na to, żeby bezprawne łapanki i wywózki, odbywały się poza świadomością opinii publicznej.
Zwyczajnie czujemy, że nie wolno nam odpuścić. I Was też prosimy o pomoc!
Piszcie o tym, co robi nasza władza i jak zbija kapitał polityczny na ludzkim cierpieniu - ramię w ramię z białoruskim reżimem!
Udostępniajcie ważne treści, zmieniajcie profilówki (choćby na załączoną grafikę), protestujcie! Linki do wydarzeń znajdziecie w komentarzach.
Obserwujcie i udostępniajcie posty organizacji z którymi stale i blisko współpracujemy:
Nomada Stowarzyszenie, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, Homo Faber, Polskie Forum Migracyjne, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Salam Lab, Dom Otwarty, Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć
Połączyliśmy siły, bo razem mamy więcej wiedzy i możliwości działania.