25/04/2024
Skrzydła Miłości
- to tytuł pokłosia XI Ogólnopolskiego Konkursu Prozatorskiego im. Fiodora Dostojewskiego Dla Młodzieży. Współautorzy tego zbioru młodzieżowych opowiadań i esejów (format A5, stron 84; okładka kolor, błysk, klejona) to:
I nagroda: MARKS MAJA, kl. II, I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza w Świdnicy, zam. Świdnica,
za pracę pt. "Skrzydła Miłości";
II nagroda CHMIELOWSKA JULIA, kl.III, IV Liceum Ogólnokształcące im. Orląt Lwowskich w Gliwicach, zam. Gliwice, za pracę pt. "W każdą drogę…";
III nagroda: FLAKUS PAWEŁ, kl. II, Zespół Szkół Techniczno-Usługowych w Tarnowskich Górach, zam. Piekary Śląskie,
za pracę pt. "W poszukiwaniu Boga w człowieku".
wyróżnienia: GOŁBA MAGDALENA, CZECZKO MICHAŁ, JAGIEŁO KAROL, GADZIAŁA GABRIELA, ŁUKASIEWICZ WIKTORIA,
MAZUREK DOMINIK, WIEJA ZOFIA
i gość specjalny: DUMKA DOBROSŁAWA.
Prezentujemy zwycięską pracę konkursu:
MAJA MARKS
kl. II, I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza w Świdnicy,
zam. Świdnica
Inspirację do pracy zaczerpnęłam z druczku przekazu pocztowego, pochodzącego najprawdopodobniej z lat 40., który znalazłam w książce zakupionej na giełdzie staroci. Wiem, że druczek należał do szewca, który prawdopodobnie reperował buty w więzieniu w Lublińcu.
Skrzydła Miłości
"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście,
a Ja was pokrzepię".
Błąkał się po ulicach bez celu. Słońce zachodziło. Ostatnio ogarniało go jakieś dziwne przygnębienie. Nie było to przygnębienie szczególnie dojmujące i bolesne. Lecz było w nim przeczucie czegoś nieustannego, wiekuistego, bezdennej czarnej rozpaczy, przeczucie całej wieczności zamkniętej w „metrowej przestrzeni”. Nie chciał wracać do domu po tym wszystkim co się stało. Jego głowę zaprzątało wiele niepokojących myśli. Przystanął na rogu ulicy, ciężko oddychając.
„Co ja powiem dzieciom...? Gdy moja malutka Ester się o tym dowie, jej serce pęknie i rozsypie na drobne kawałki. Nie przeżyję tego, ale muszę być silny... dla dzieci, dla Iwana i Ester” – w bursztynowych oczach mężczyzny pojawiły się łzy. – Dlaczego akurat ją musieli złapać?! Życie jest takie niesprawiedliwie! Jestem taki nieszczęśliwy! – krzyczał przeraźliwie i padł na kolana, na brukowaną ulicę.
Zamknął oczy, zanurzając się po chwili we wspomnieniach. W odmętach pamięci zobaczył scenę, w której tańczył razem z ukochaną na ślubie i patrzył w przepełnione szczęściem oczy Hany. Pogładził jej policzek i pocałował ją. Chciał jeszcze przez chwilę pozostać przy tej cennej chwili, gdy nagle wszystko to, co widział do tej pory, rozmyło się. Usłyszał strzały i krzyki wystraszonych ludzi na ulicy, na której znajdował się jego zakład szewski. To był jakiś koszmar. Nie chciał o tym pamiętać... Dobrze wiedział, że za parę minut miała przyjść do niego żona. Miał jednak nadzieję, że zanim Hana przybędzie, ciężarówki transportujące do więzienia ludzi z łapanki odjadą, a ona spokojnie tak jak zwykle o tej porze stanie u progu zakładu. Czekał z utęsknieniem na stukot butów ukochanej, lecz zamiast nich do jego uszu dotarł dźwięk kolejnych wystrzałów. Podbiegł do szyldu. Zmroziło go, kiedy ujrzał leżące na kocich łbach ciała kobiet i mężczyzn.
Wybiegł z pracowni, myśląc już tylko o żonie. Miał nadzieję, że jest bezpieczna. Nie zwracał uwagi na zapłakane dzieci, pochylające się nad konającą matką, które mijał biegnąc. Rozglądał się niespokojnie, szukając pośród zabitych Hany. Nie odnalazł jej. Odetchnął z ulgą. Czuł, że uczucie niepokoju i strachu ustępuję. Nie wyobrażałby sobie, gdyby coś stało się jego ukochanej.
Usłyszał głos z oddalającej się ciężarówki. To był... jej głos. Wołała. Potrzebowała pomocy. Wiedział, że bardzo się bała.
– Znajdź mnie, proszę! Kocham cię, Herman! – cichnący głos wyrwał go z psychofizycznej wędrówki.
Otworzył oczy i nie mogąc znieść napięcia mieszającego się z uczuciem rozpaczy, począł uderzać pięścią o kostkę. Z tak wielką siłą, że po chwili ze zranionej dłoni płynęła bordowa struga krwi.
Po policzkach mężczyzny potoczyły się iskrzące przez światło latarni, łzy...
– Czy wie pan, gdzie jest mój dom? Gdzie jest mój tatuś? – przed zapłakanym człowiekiem pojawił się mały chłopiec o bladej cerze, lazurowych oczach i blond lokach. Patrzył pytającym wzrokiem na mężczyznę. – Chyba się zgubiłem, pomoże mi pan? – zapytał cienkim głosem.
Herman spojrzał szklanym od łez wzorkiem na dziecko. Przestraszył się, gdy okazało się, że chłopiec miał na sobie ciężką srebrną mieniącą się, zbroję. Próbował ukryć swoje emocje, aby nie spłoszyć zagubionego chłopca.
– Tak, pomogę, a jak ci na imię, chłopczyku? – zlustrował sylwetkę brzdąca.
– Nie mam imienia, ale tato mówił mi, że jestem twoim stróżem – blondynek uśmiechnął się delikatnie i dotknął zranioną dłoń Hermana.
Mężczyzna poczuł jak robi mu się duszno. Zabrakło mu słów na to, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Podniósł się i cofnął wystraszony.
Dziecko podeszło bliżej Hermana. Poprawiło sobie pancerz, z którego wydostały się świetliste skrzydła, rozpostarło je. Przyglądał się wystraszonemu człowiekowi z zaciekawieniem przekręcając głowę.
– Nie obawiaj się mnie. Szukaj jej, a znajdziesz ją. Nawet jeśli wydaje ci się to niemożliwe, uwierz i nigdy nie poddawaj się. Pan cię pokieruje – rzekł stróż, który z ostatnim wypowiadanym słowem, rozpłynął się pozostawiając Hermana samego.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę stał, nie mogąc pojąć tego, czego był świadkiem. Popatrzył na dłoń, która parę minut wcześniej była we krwi, a teraz jego rana zniknęła, nie pozostawiając po sobie śladu.
I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary,
tak, żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
– Dlaczego nic nie zrobiłeś?! Dlaczego jej nie uratowałeś?! Nienawidzę cię! Jesteś do niczego! – krzyczał rozzłoszczony Iwan.
– Nie byłem w stanie jej pomóc! Odnajdę ją i uwolnię. Obiecuję – ściskał nerwowo dłonie
Syn uświadomił mu jak ogromne miał poczucie winy. Wiedział, że stracił w oczach Iwana i dobrze rozumiał dlaczego go nienawidził.
– Uratujesz mamusię? Bardzo za nią tęsknię – zapytała ojca Ester, smutniejąc przy tym.
– Tak, posta... – zaczął Herman.
– Ojciec nie znajdzie naszej matki. Tylko łże w żywe oczy. Nigdy jej nie zobaczysz, dzieciaku – przerwał Hermanowi, a po usłyszeniu tego mała Ester pobiegła do pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
Mężczyzna zaczął się obwiniać, że przez niego rozsypała się kochająca się rodzina.
– Nie tak cię ja z matką wychowałem, żebyś się tak zachowywał w stosunku do siostry. Ochłoń i zaraz pójdziemy do zakładu, bo trzeba już go otworzyć – wstał z fotela i założył kapelusz. – Matki już nie ma i nie będzie! Odpuść sobie, bo i tak poszukiwania nic nie dadzą. A poza tym nigdzie z tobą nie idę, nie mam zamiaru przejąć twojej plugawej wytwórni – spojrzał na ojca wrogim wzrokiem.
Niech cię nie opuszczają miłosierdzie i prawda,
przywiąż je do swojej szyi, wypisz je na tablicy swojego serca.
Wtedy znajdziesz łaskę i uznanie w oczach Boga i ludzi.
Próbował przestać o tym wszystkim myśleć, ale nie potrafił. Nie miał siły ani chęci do naprawy i robienia butów. Przesiedział tak pół dnia przyjmując nowe zamówienia i wydając naprawione obuwie. Postanowił zamknąć wcześniej niż zwykle. Kiedy odchodził od drzwi, na których wywiesił kartkę, że jest zamknięte usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
– Przepraszam, że już po zamknięciu, ale bardzo potrzebuję pańskiej pomocy.
– Dobrze, słucham. Czym mogę panu służyć? – zapytał zmęczony.
– Dostałem przydział do pilnowania więźniarek w nowym więzieniu i muszę naprawić te buty. Widzi pan, że one już praktycznie nadają się do wyrzucenia, ale słyszałem że jest pan cudotwórcą i że potrafi pan naprawić nawet najbardziej zniszczone obuwie – odrzekł, stawiając na blacie wysokie skórzane kozaki.
– Postaram się, aby były gotowe na czwartek. Nie wiem, czy mogę o to spytać, ale gdzie jest to nowe więzienie? – zapytał Herman z nadzieją w oczach. Miał nadzieję, że Niemiec się wygada i uzyska jakieś informacje. Przypomniał sobie słowa anioła, o tym że Bóg mu pomoże i rozpromienił się.
– Więzienie jest w Lublińcu. Podobno po raz pierwszy osadzonymi są kobiety, które zostały zabrane z łapanki. Przynajmniej nie będę miał tyle roboty, co przy wściekłych mężczyznach – zaśmiał się.
Za klientem Hermana pojawił się ten sam jasnowłosy chłopiec, którego wcześniej już spotkał. Uśmiechnął się i zaczął mówić:
– Jedź do Lublińca. Tam ją spotkasz – stróż rzekł i zniknął.
– Jeśli potrzebujecie szewca do naprawiania więźniarkom obuwia, ja z chęcią mogę się tym zająć. Nie chcę za to pieniędzy – zaoferował się Niemcowi
– Porozmawiam z dyrektorem i prześlę panu jego odpowiedź. Tylko potrzebuję pana adres.
– Nazywam się Jung Herman, mieszkam na Adalbertstrasse 61\5.
– Dziękuję. Jeśli dyrektor się zgodzi, myślę, że w czwartek, gdy będę u pana, możemy od razu tam pojechać. Dostanie pan pokoik i zostanie pan do momentu aż nie skończy roboty. Do widzenia – pożegnał się i wyszedł, zostawiając pełnego emocji Hermana, który z wrażenia usiadł na drewnianym stołku i zaczął obmyślać plan, jak uwolnić żonę.
W miłości nie ma lęku, ale doskonała miłość usuwa lęk,
bo lęk przynosi udrękę, a kto się boi, nie jest doskonały w miłości.
Mężczyźni weszli do wydzielonej części dla kobiet. Herman chciał już się spotkać z żoną, ale jednocześnie bał się jaką osobę przed sobą ujrzy. Zdawał sobie sprawę z tego, że Hana nie jest już tą samą osobą, którą kochał.
– Masz tutaj sześć cel po cztery osoby. Dyrektor chciał, żebyś jak najszybciej uwinął się z robotą – powiedział Rudolf, otwierając pierwszą celę, i odszedł...
Patrzył na posiniaczone i powykrzywiane twarze kobiet, które były tak popuchnięte, że ciężko było Hermanowi rozpoznać, czy wśród nich znajduje się jego żona. Poszedł w głąb celi, a przestraszone kobiety odsuwały się, bojąc się, że zostaną uderzone.
Pod oknem siedziała skulona, najbardziej wycieńczona spośród więźniarek, młoda dziewczyna. Przyglądał się jej bardzo uważnie. Ona powoli podniosła zrozpaczony wzrok i spojrzała na twarz mężczyzny.
– Jak dobrze, że jesteś. Wiedziałam, że mnie odnajdziesz. Tak bardzo cię kocham – spróbowała wstać i do niego podejść, lecz miała tak poranione nogi, że upadła wprost w jego ramiona.
– Hana! – złapał jej wiotkie, drobne ciało i delikatnie odgarnął brązowe włosy z jej czoła.
– Nie rozpoznałeś mnie, prawda? To przez to, jak wyglądam. Jestem szkaradna. Prawie nie widzę twej twarzy, tak bardzo bolą mnie oczy. To serce rozpoznało mego ukochanego... Proszę, nie patrz na mnie – mówiła powoli, marszcząc oczy.
– Cała jesteś piękna, moja umiłowana, i nie ma w tobie żadnej skazy. Czy wiesz, że kocham cię taką, jaką jesteś? Bo naprawdę kocham. Góry mogą ustąpić, a pagórki się zachwiać, ale ja zawsze będę cię kochał – cytował Biblię, patrząc jej prosto w oczy, czując naprzemienne uczucie szczęścia, ulgi i złości...
Mijały kolejne dni, a Herman, który pragnął być z żoną wprowadził swój plan. Buty, które naprawiał niszczył po raz kolejny, żeby naprawa trwałą jeszcze dłużej. Stan Hany pogarszał się, siniaki i opuchlizna nie schodziła. Było jej ciężko jeść, lecz on miał nadzieję że jej stan się polepszy. Oddawał jej swoje porcje jedzenia żeby tylko poczuła się lepiej.
Pomagał także innym więźniarkom... Obserwował jak jedne wracały do sił, a przy innych trwał, kiedy odchodziły do Pana...
Po skończonej pracy przyszedł do celi Hany. Usiadł przy niej i głaskał ją po głowie. Cieszył się, że mógł przy niej być. Miał nadzieję, że wypuszczą ją ze względu na stan zdrowia, jednak tak się nie stało. Sam nawet rozmawiał z Rudolfem, czy nie dałoby się jej zwolnić. Wszystkie próby szły na marne... Umocnił się w wierze, dziękował Bogu, że mógł teraz na nią patrzeć i czuwać...
Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota,
udał się do arcykapłanów i rzekł:
«Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać.
Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich,
gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci.
Pokochał bliźnich. Nie wiedział jednak, że nawet najszczerszy człowiek może okazać się zdrajcą…
Pewnej nocy, kiedy się modlił i rozmawiał z Bogiem, za drzwiami jego pokoiku stał Rudolf, który go podsłuchiwał. Niemiec nie omieszkał przekazać raportu dyrektorowi więzienia... Wszyscy z zarządców wiedzieli o tym, jakich kłamstw dopuszczał się Jung. Zaplanowali, co z nim zrobią, ale ukrywali przed nim swoje bezduszne plany.
– Obiecaj, że jutro przyjdziesz – wyszeptała Hana.
– Obiecuję, najdroższa – uśmiechnął się i wyszedł z celi.
Nie wiedział, że to było ich ostatnie spotkanie. Nie wiedział, że jutro będzie gdzieś indziej...
Czekali.
Czekali na niego na korytarzu przed celą.
Kaci.
Niczego nie rozumiał.
Wszystko działo się bardzo szybko...
Wyprowadzili go do innego pomieszczenia.
Przywiązali do krzesła.
Spojrzał na śmiejącego się Rudolfa...
Teraz wiedział, co tak naprawdę się stało.
Zdradził go.
Podniósł dłoń, wskazując na miejsce, w którym stał Rudolf i wykonał w powietrzu znak krzyża...
Niemiec drżącą dłonią powoli naciskał spust...
Cytaty pochodzą z:
Pwt 31,6;
Prz 3,3-4;
Mt 11,28;
Ewangelii wg św. Mateusza;
J 4,18;
Kor 13,2;
dzieła literackiego Fiodora Dostojewskiego "Zbrodnia i kara"
Grafika w książce: LESZEK FREY-WITKOWSKI
Na okładce wykorzystano dzieła malarskie Marca Chagalla
Miesiąc i rok ukazania się książki: kwiecień 2024
Zamówienia: [email protected]
Cena: 15 zł
red. Edward Przebieracz
Wydawnictwo św. Macieja Apostoła
http://wydawnictwomacieja.blogspot.com/
Lubliniec, 25 IV 2024