01/02/2021
Witam :-) Jakoś tak przyszło to do mnie na spacerze i pomyślałem, że się z Wami podzielę. Pozdrawiam.
NIE DA SIĘ SIEBIE NIE KOCHAĆ.
Przez większość swojego życia wydawało mi się, że gdzieś tam głęboko, tak na prawdę sam siebie nie kocham. Dlatego przez większość życia chciałem tej miłości od innych, głównie w związkach, ale też w przyjaźniach, w pracy lub karierze.
Kiedy byłem dzieckiem, kochałem siebie tak poprostu, naturalnie, od urodzenia, bo dlaczego nie. I po paru latach zauważyłem, że wiele ludzi dookoła mnie nie podziela tej miłości. Traktowano mnie z obojętnością, wrogością i wiele razy z agresją, co było dla mnie absolutnym szokiem. Po dłuższym czasie takich doświadczeń stwierdziłem, że skoro tyle osób, a część z nich bardzo mi bliskich osób, nie traktuje mnie z miłością, to ja też nie powinienem i stwierdziłem, że już też siebie nie kocham. Że nie zasługuje na miłość.
Oczywiście ten brak miłości do siebie wywołał bardzo duże ilości cierpienia w moim życiu. Miał swoje konsekwencje praktycznie w każdym jego aspekcie zaczynając od związków, przez przyjaźnie, moje zdrowie, moje finanse, kończąc na dążeniu do zamierzonych celów i spełnianiu marzeń.
Patrząc na to stwierdzenie dzisiaj, zdałem sobie sprawę, że tak na prawdę NIE DA SIĘ SIEBIE NIE KOCHAĆ, że tak na prawdę zawsze siebie kochałem, tylko myślałem, że siebie nie kocham. Miłość do siebie jest domyślnym ustawieniem naszego istnienia, bo to właśnie ona trzyma nas przy życiu. Gdyby jej nie było, przestalibyśmy istnieć.
Już Wam tłumacze skąd taki wniosek.
Są osoby w naszym życiu, które szczerze kochamy, życzymy im jak najlepiej, a kiedy dzieje im się krzywda czujemy smutek i żal. Wszystko dlatego, że kochamy tych ludzi i zależy nam na ich szczęściu, bo nie są one nam obojętne. Los tych, których nie kochamy, na których szczęściu nam nie zależy, nie wywołuje w nas raczej większych emocji czy uczuć, bo są nam obojętni. Zgadza się?
Wracając do mnie.
Ten brak miłości do siebie, jak już wspominałem, wywołał dużo żalu, smutku i cierpienia w moim życiu... i nagle zadałem sobie pytanie: No tak, ale dlaczego?
Skoro się nie kocham, to powinno mi być obojętne co się ze mną dzieje i jak układa się moje życie. Nie powinny mnie obchodzić moje problemy, zmartwienia, zdrowie czy związki... I wtedy do mnie dotarło, że tak na prawdę bardzo się kocham i zawsze się kochałem, bo cierpię jak moje życie się nie układa i jest mi smutno kiedy dzieje mi się krzywda. Że gdybym się nie kochał, to moje życie byłby mi obojętne, a tak nie jest. Że ogrom mojego cierpienia jest tak na prawdę odzwierciedleniem tego jak mocno się kocham i jak bardzo mi zależy na sobie i swoim życiu. Że nie przestałem się kochać, tylko uwierzyłem, że przestałem, a to cierpienie namiętnie przypominało mi, że to nie prawda.
Poczułem ogromną ulgę, że nie muszę już brać tej miłości od innych. Mogę traktować ją jako bonus do swojej. Bo mam ją w sobie. Bo zawsze będę się kochał. Bo inaczej przecież się nie da.
I poczułem wewnętrzny spokój.
I wróciła radość z życia.
I lekkość istnienia.
I cisza w głowie.
I ciepło w sercu.
I ja wróciłem.
Z miłością.
Maikel