Wędkowanie z żoną

Wędkowanie z żoną Wspólna pasja jak najbardziej w wielu przypadkach może stać się receptą na udany, szczęśliwy związek.

05/03/2023

2013 Rok wspomnienia
Mateusz karpia przełóż !

Jeździliśmy sobie z Arturkiem spokojnie i cichutko na rybki nie wadząc nikomu. Aż niestety przyszedł
ten dzień, w którym to chęć udziału w zasiadce zadeklarował Mateusz. Dokładnie ten sam, który jako
jedyny w zaszłym roku złowił karpia pełnołuskiego na naszej wodzie. Pewnie znowu przyjedzie i
będzie farcił. Nie to żebym się przejmował ale jakoś chyba się przejmuję. Zatem więc, w ten czas,
nadszedł ten upragniony dzień, w którym to pakuję majdan i jadę nad wodę. Gdy dojeżdżam, na
miejscu są już Art i Mateo, właśnie rozpracowują pierwszą flaszkiiiee. Nie bacząc na niewywiezione
zestawy dołączam do kompanów pełen nadziej na delikatną najebkę i tak po kilku godzinach takową
w pełni uzyskuję. Późnym popołudniem bierzemy się za wywózki lekko oszołomieni wodą ognistą.
Całą akcję wywózkową kończymy po jakiejś godzinie.

Zasiadamy w fotelach, sypią się słodkie złośliwość kto, jaką rybę złowi i dlaczego akurat najmniejszą
lub największą. W trakcie tego błogiego lenistwa następuje odjazd na wędkach farciarza. Całe
szczęście jest to tzw. zarybieniówka i nie robi na nas żadnego wrażenia, aczkolwiek Mateusz z
bananem na ryju jedzie po nas , że to on najwięcej nałowi. Późnym wieczorem ponownie odjazd u
Mateusza komunikuje nie małą rybkę. Lecimy do brania podczas, to którego Art śpi jak mała dzidzia z
paluszkiem w buzi puszczając śmierdzące bąki. Mateusz rozpoczyna walkę mamrocząc coś pod nosem
niezrozumiale, pewnie alkohol jeszcze paraliżuje mu procesy myślowe. Gdy lecę po łódkę Mateo
podejmuje decyzję, że będzie holował bez wypływania. Czuję jak alkohol robi spustoszenie w moim
organizmie , stoję i dopinguję kompana używając naprawdę wielu wulgaryzmów. Oczywiście stoję
bez podbieraka nie wiedzieć po co i na co, w końcu w mojej głowie zachodzi zaskakująca przemiana,
która powszechnie nazywana jest myśleniem, lecę po podbierak, gdy wracam Mateo krzyczy , że
chyba spinka i już nie ma ryby. Gdy cały zrezygnowany odnoszę podbierak Mateo krzyczy , że jednak
jest ryba. Znowu lecę tym razem zwarty i gotowy. Cieszymy się jak małe dzieci śmiejąc się na cały
regulator. W końcu po wyczerpującej walce zdobycz ląduje w podbieraku. Piękny wielki karp. O
choler karp, którego dobrze znam i rozpoznaję po charakterystycznych czerwonych kropkach na
całym ciele. W zeszłym roku miałem go na haku dwa razy. Tym razem Mateo miał szczęście i go
wyholował. No tak Mateo miał szczęście, qwa dlaczego mnie to nie dziwi. Robimy kilka zdjęć i
oddajemy rybce wolność. Wypalamy jeszcze po fajeczce i kładziemy się spać . Art jedynie wtórował
do brania chrapaniem nie wiedząc nic o całej akcji, jak okaże się następnego dnia.

Momentalnie zasypiam, ukojony symfonią świerszczy i żabim rechotem. Budzi mnie przepiękny
poranek z delikatną mgłą snującą się nad taflą wody. Wstaje i z rękami w kieszeni stoję nad brzegiem
wody, zahipnotyzowany pięknem tego miejsca. Słyszą jak gramoli się Mateo , Art chrapie prawie
niezmiennie. Zaczyna się kolejny dzień a z nim nadzieje na kolejne szaleńcze odjazdy. Troszeczkę
liczę, że tym razem mnie pojedzie i zazdrością spoglądam na uradowaną aczkolwiek zaspaną facjatę
Mateusza. Jako, że nadzieje płonne są, do późnego popołudnia nie odzywa się żaden sygnalizator.
Zaczynam być podłamany, zaniepokojony, sfrustrowany ale wcale tego nie okazuję udając , że mi to
wisi. Artur snuje się niczym przyczajony tygrys, ukryty smok, pierzchający dinozaur. Tak jakby
wiedział, że ostatni głos będzie należał do niego. Festiwal brań otwiera, no zgadnijcie kto ? A jakże,
Pan farciarz co wydaje mu się, że łowić umi no i faktycznie jakoś tam łowi. Odjazd jest szaleńczy
Mateo zacina i z bardzo trudnego miejsca, w którym położony był zestaw jakoś udaje mu się
wyprowadzić rybkę na otwartą wodę. Wraz z Mateuszem śmigam na łodzi w pogoni za karpiem i

faktycznie walka jest długa i wyczerpująca. Mateo dwoi się i troi udając profesjonalistę i stwarzając
pozory opanowania. W końcu po wielu szaleńczych odjazdach udaje mi się skutecznie podebrać
zdobycz. Dumni wracamy do brzegu aby pstryknąć kilka fotek.

Dosłownie mija krótka chwila i w końcu jedzie na tomusiowym mega wypasionym, najlepszym i
oczywiście profesjonalnym sprzęcie. Zacinam w mega profesjonalny sposób. I w mega profesjonalny
sposób ryba parkuje w zaczepach. Trudno płyniemy z Mateuszem w nadziei , że może jeszcze rybka
tam siedzi. Okazuje się , że zestaw jest wplątany w grążele. Staram się jedną ręką wyplątać plecionkę i
ku mojemu załamaniu dostrzegam ciężarek a karpika nie widać. Przekazuję wędkę Mateuszowi
pewien , że ryby już dawno nie ma. Gdy w końcu udaję się wyplątać ostatni liść nagle plecionkę
wyrywa mi startujący karp, który ukrył się pod grążelami tak skutecznie , że nie byłem w stanie go
dostrzec. Mateo przekazuje mi wędkę i rozpoczyna się walka na krótkim dystansie tuż obok
zatopionego drzewa. Właśnie tam próbuje uciec moja zdobycz, ale nie ze mną te numery. W mega
profesjonalny, śmiem twierdzić, że nawet troszkie seksi sposób skutecznie blokuję karpia i po krótkiej
walce oczywiście, że ląduje w podbieraku no bo jakże mogło by być inaczej. Wracamy na nasze
stanowisko , pstrykamy kilka fotek i oddajemy karpikowi wolność.

Zadowoleni kładziemy się do wyrek. W nocy kiedy to kolejny raz śniłem jaki to jest ze mnie wspaniały
karpiarz, wyrywa mnie ze snu dźwięk mojej centralki. Startuję do brania ze spóźnionym zapłonem.
No i kolejny raz ryba parkuje w zielsku. Mateo jak zawsze pierwszy zareagował i już czeka na
wypłynięcie po rybę. Wskakuję za nim do łódki no i dawaj po zdobycz. Sytuacja jest beznadziejna.
Okropne ciemności i ryba zaparkowana w środku gęstych grążeli. Jednak tym razem widać , że karpik
siedzi na końcu zestawu bo czuję regularne szarpnięcia. W sumie to nie pamiętam ile trwała cała
akcja, w każdym bądź razie walka z rybą i wszędobylskim zielskiem była nie krótka aczkolwiek na tyle
skuteczne, że zwieńczona miśkiem w podbieraku. Wracamy na nasze stanowisko też z przygodami
wpływając w inne plecionki , Mateo pstryka foty na brzegu z delikatnie mówiąc różnym skutkiem.
Kładziemy się spać ostro spompowaniu ale jakże szczęśliwi. Do rana już nic się nie dzieje.

Co to za pogoda co to za upały nie ma opcji nic nie pojedzie. Tak się mnie wydaje jednak widzę , że
pomimo żaru lejącego się z nieba Art uwija się jakby coś wiedział. Czyżby przyczajony tygrys, ukryty
smok, pierzchający dinozaur coś przeczuwał. Odgraża się , że pokaże nam jak łowią prawdziwi
mężczyźni.

I faktycznie późnym wieczorem następuje u Artura szaleńczy odjazd. Ryba jedzie jak szalona.
Wskakujemy do łódki i ku mojemu zdziwieniu Art daje całkowity luz. Plecionka delikatnie unosi się na
wodzie a ja z przerażeniem w oczach zastanawiam się czy ta taktyka się opłaci. Płyniemy w kierunku
zaparkowanej ryby. Z daleka widać jak karp szarpiąc się co rusz porusza trzcinami. Zatem szansa na
podebranie ciągle istnieje, gdy dopływamy do miejsca gdzie zaparkował karp , Art zaczyna walkę z
zielskiem . Po krótkiej chwili udaje się wyprowadzić zdobycz jednak Art trzyma cały czas karpia na

sztywno tak aby nie zaparkował w gąszczu zielska, które nas otacza. W końcu po kilku modelowych
odjazdach skutecznie podbieram i zadowoleni płyniemy do brzegu na sesję zdjęciową.

Artur wie , że to nie wszystko. Jak zwykle wciska nam , że zaraz mu pojedzie. Psi tam nie ma szans nie
pojedzie, to by było zbyt piękne. Jednak tym razem się nie myli. Odjazd następuje z tego samego
miejsca co poprzednia zdobycz. Art zacina pomimo przykręconego hamulca ryba wybiera plecionkę
ze szpuli. Szykuje się długa akcja. Wskakujemy do łodzi i płyniemy . Z przerażeniem widzę, że Art
podobnie jak poprzednio daje pełen luz. Jednak tym razem widzimy jak ryba płynąć z zestawem
wybiera luźną plecionkę leżącą na wodzie. W chwili gdy odpływamy od brzegu na jakieś 15m
jednostajny dźwięk sygnalizatora daje znak , że jedzie u Mateusza. Ten oszołomiony i przekonany, że
to mu wpłynęliśmy w jego żyłkę zacina z lekkim opóźnieniem. I być może to opóźnienie jest
przyczyną , że za nim Mateo dopada do wędki karp już zdążył zaparkować w zatopionym drzewie.
Mateo próbuje wyczuć czy jeszcze coś tam siedzi na haku jednak po nie długiej chwili zwija już pusty
zestaw. Tymczasem my dopływamy już do miejsca, z którego pojechało. Główna plecionka jest
dosłownie powbijana w zielsko i Art wyrywa kolejne metry energicznie szarpiąć. Obaj stwierdzamy,
że tym razem Art dał za duży luz. Przebijamy się przez trzciny i grążele aby dojść do ryby w odległości
10m od miejsca z którego nastąpiło branie. Staramy się wydostać rybę walcząc z grążelami, w których
siedzi zdobycz. Cała akcja trwa dobre 15 min. W końcu rybka zaczyna się wykładać i wtedy ja jednym
wprawny ruchem podbieram olbrzyma. Faktycznie dopiero na macie widać , że jest to naprawdę
godna zdobycz.

Jesteśmy przeszczęśliwi ! Na przestrzeni tych kilku dni nad wodą udało nam się wyholować piękne
zdobycze, oczywiście po drodze musiało być też kilka spinek. Wszystkie rybki udało się podejść dzięki
śladowym ilością zanęty co upewnia mnie w przekonaniu , że łowimy w miejscach naturalnego
żerowania karpi. Kolejny raz łowiłem na wszystkich zestawach na Irish Cream Gulpa. Pomimo, że
Koledzy mnie ostrzegali, że być może karpie mogą się bać tego smaku po 2 latach ciągłego łowienia
na to samo, miałem odjazdy. Z utęsknieniem czekam na kolejną możliwość posiedzenia z wędką nad
wodą i mam nadzieję, że wydarzy się to już za dwa tygodnie.

05/03/2023

Wspomnienia Z pamiętnika szalonego wędkarza. Okrągły rok prawie w telegraficznym skrócie. Artykuł śp.Tomasz.L

Zima Listopad 2011

Okrągły rok prawie w telegraficznym skrócie.Cały listopad jeździmy nad wodę. Nawet udaje się pojechać na zasiadkę rozkminkową, na jeziorko gdzieś
za Sierakowicami, niestety wracamy bez brania. Jednak opowieści oraz zdjęcia, które widzieliśmy
pokazują duży potencjał tej wody. Koniec listopada.
Jeszcze się nie poddajemy , jeszcze wędek nie odwieszamy na kołku. Przełom listopada i grudnia.
Jedziemy nad wodę . Zimno, wietrznie trochę pada deszcz. Szaro buro , gdzie ta zieleń , która zachwycała
soczystością, gdzie piękne grążele, bujna trzcina. Wykładamy sprzęt, zastawiamy się gdzie kłaść
zestawy. Namiot rozbijamy przy samochodzie, gdyż tylko tam jest w miarę twardo i sucho. Wcześnie się
kładziemy no bo co tu robić, jak o 17.00 już ciemno. Leżymy w łóżkach, piekielnie zimno, ciągle pada,
na mojej centralce ciągle pojedyncze sygnały powiadamiają o niezwykłej, jak na tą porę roku,
aktywności leszczy. W końcu podirytowany wyłączam centralkę. Zamykam oczy wmawiam sobie , że
tylko na chwilę. Budzę się gdzieś tak koło pierwszej w nocy totalnie oszołomiony i zaspany. Artur
chrapie, gramolę się z wyra, żeby zobaczyć co z wędkami. Wyłażę z namiotu odpalam papierosa. W
połowie drogi, próbuję oświetlić miejsce, w którym z trzcin pionowo w górę sterczały moje wędki, ale ich
nie dostrzegam „K... co jest”. Już nie tak pewnym raczej przyspieszonym krokiem dochodzę do tripoda.
Po tym jak sprytnie, mądrze, roztropnie, inteligentnie, rozsądnie, wyłączyłem centralkę, musiał nastąpić
jakiś mega odjazd. Tripod wygięty do samej wody. Wędki pospadały z sygnalizatorów. Chyba tylko
dzięki temu , że nóżki tripoda wbiłem głęboko w grunt cały majdan nie wylądował w wodzie. Jestem
załamany, zastanawiam się czy powiedzieć o tym Arturowi. Za późno też wstał. Dochodzi do mnie,
mówię mu co się stało. Oczywiście dostaję zasłużony opieprz. Początek grudnia, każdy dał by się zabić,
za chociażby pojedyncze piknięcie, a ja wyłączam centralkę, to jakiś obłęd. Wracamy do namiotu, Artur
całkiem zasłużenie jedzie po mnie bezlitośnie. Zasypiamy, do rana nic się nie dzieje. Z samego rana
wstaje znowu na obchód. Dochodzę do swojego stanowiska , bez zmian. Sprawdzam wędki Artura i jedna
z nich nienaturalnie mocno, wygięta do samej wody. Budzę Artura, ten próbuje zwinąć zestaw, który
okazuje się być przesunięty i wbity w zielsko. Jesteśmy w szoku. Artur sprawdza swoją centralkę, piardła,
nie działa, brak komunikacji z sygnalizatorami. Jesteśmy załamani. Wybraliśmy się na jednonocną
zasiadkę na początku grudnia, mieliśmy dwa odjazdy no i obydwa przegapione. Dosłownie wstyd się
przyznać.

Adres

STOLARSKA
Gdynia
81-178

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Wędkowanie z żoną umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Wędkowanie z żoną:

Udostępnij


Inne Twórca filmów o grach w Gdynia

Pokaż Wszystkie

Może Ci się spodobać