24/11/2024
Tymoeusz Niemiec dziękuję że jesteś 😍 i tak potrafisz głęboko dotknąć tematu tego i innych ważnych dla Mężczyzn 👋. Miło wspominam nasze spotkanie na Pierwszym festiwalu Conscius MEN . Pozdrawiam Wojciech
Mężczyźni – róbcie swoją robotę abyśmy nie musiały się kurczyć w sobie – przemknęło mi takie stwierdzenie w internetach jakiś czas temu i pracowało długo. Pracuje nadal.
O co w tym chodzi? Dlaczego mężczyźni mają robić swoją robotę aby kobiety się nie kurczyły w sobie?
Słyszę to tak – mężczyzno, bądź spokojny, osadzony itd. żebym i ja była spokojna. Weź odpowiedzialność za moje samopoczucie.
Z jednej strony bardzo to rozumiem, nasze (ludzkie) układy nerwowe na siebie oddziaływują. Dziecko nie uspokoi się przy nerwowym rodzicu, za to spokój rodzica realnie wpływa na spokój dziecka. W relacji dorosłego z dorosłym jest podobnie – kiedy ktoś przeżywa smutek, strach, gniew czy radość to spokój drugiej osoby pozwala mu wrócić do stanu wyjściowego, oddech zwolni, pojawi się rozprężenie – generalnie, w dużym skrócie i uproszczeniu, o to chodzi, albo do tego się dochodzi, w dobrej terapii.
Z drugiej strony mam pewną niezgodę na takie zawołania ze strony kobiet – za tym stoją konkretne oczekiwania w stronę mężczyzn – bądź taki, siaki a taki nie bądź bo nie będę Ci ufać czuć się bezpiecznie.
Napiszę to po raz kolejny, nie wiem, czy ta informacja trafia – 12 na 15 samobójstw popełniają mężczyźni – nie jest już tajemnicą poliszynela, że niewielu mężczyzn nadal prosi o pomoc, mówi o tym, co przeżywa, czego się boi, z czym sobie nie radzi. Kto nie wierzy, wróć proszę do statystyk samobójstw.
W czasach, kiedy można przeczytać w internetach, książkach, usłyszeć w podkastach i na warsztatach czy festiwalach, że mężczyzna MA BYĆ jak skała, ma być obecny, uważny i trzymać przestrzeń, dla obu płci może być trudne znaleźć w tym przestrzeń na zobaczenie człowieka i na rozróżnienie, że w takich przekazach, o jakich piszę wyżej, nie chodzi o mężczyznę a o osobę w męskiej energii w danej chwili.
W relacji partnerskiej/romantycznej, w której są dwie osoby (tzw. relacji monogamicznej) w każdej z osób jest energia męska i żeńska, które są zmienne w czasie i stąd taniec relacji i polaryzacja. Oznacza to, w dużym skrócie, że w danej chwili w energii męskiej może być osoba w ciele mężczyzny a za chwilę w tej energii może być osoba w ciele kobiety (w przypadku relacji heteroseksualnych) i to jest zupełnie ok. Kobieta również może trzymać przestrzeń mężczyźnie, który coś przeżywa i dzieli się tym (będąc w energii żeńskiej w tym momencie)i być tą skałą, o której czytać i słuchać można. W idealnym układzie osoba w ciele mężczyzny przeważającą część czasu jest w energii męskiej, osoba w ciele kobiety przeważającą część czasu jest w energii żeńskiej.
W miejscu oczekiwania, że mężczyzna będzie ZAWSZE skałą, opoką itp. nie zostawia się mu przestrzeni na słabość, na rozpad, na bezsilność, na czułość, na wrażliwość, na delikatność a to są również jest w oczekiwaniach kobiet. W tym momencie mężczyzna staje w miejscu rozdarcia, nie będzie lwem i tygrysem jednocześnie.
O czym jest to kurczenie, o którym pisałem na wstępie? Być może różnie, jednak w wielu przypadkach jest po prostu efektem traumy lub wielu traum – odruch wstrzymania oddechu i zaciskania ciała przywraca poczucie bezpieczeństwa jednak często kosztem trwale już ograniczonej swobody oddechu i istnienia (Michał Godlewski, Oddech Transmodalny).
Idąc tropem Michała – kurczenie się ciele kobiety może być reakcją na traumę lub traumy z jej życia, które aktywują się w relacji z konkretnym mężczyzną. I kiedy słyszę w takiej sytuacji „Zrób swoją robotę i bądź spokojny to i ja będę” dzisiaj już opuszczam ręce z bezsilności i smutku. Twój spokój od mojego zależy tylko w części, za Twoje triggery odpowiadasz Ty. Za przepracowanie swojej traumy odpowiadasz Ty (czuję strach pisząc te słowa przy pełnej świadomości, że takie to jest). Róbmy robotę każde z nas abyśmy mogli o triggerach i reakcjach rozmawiać, jak to brzmi?
W tym wszystkim widzę jeszcze jedno – kobieta, która w ten sposób zwraca się do mężczyzny zapomina? Nie widzi? Że i ten mężczyzna ma traumę lub traumy z dzieciństwa. I on, świadom ich lub jeszcze nie, ma być Twoją opoką a kto będzie opoką jemu kiedy wyraźnie słyszę głos kobiet (i słuszny) że matkować już nie będą? A partnerką być chcesz? Bo można wspierać z miejsca równości a nie tylko skośności.
Mężczyzna ma dać Tobie przestrzeń na bycie w zranieniu a czy on ją dostaje? Ma w tym Twoje wsparcie i zrozumienie czy nie, bo już dość niańczenia? Jaka jest Twoja prawdziwa odpowiedź?
Słucham mężczyzn i nie słyszę od nich oczekiwań, że jak partnerka będzie jakaś, to oni będą jacyś. Słyszę „jak chcę żeby ona była jakaś, to mam robotę do zrobienia” i idą i robią. Biorą odpowiedzialność za siebie i swój kawałek w relacji bo wiedzą, że ich zmiana będzie miała wpływ na relacją w mama została w domu. Oczywiście, nie jest to regułą, jednak z takimi głównie głosami się spotykam. Odwrotnie niż u tych kobiet, które wzywają do zrobienia roboty aby jej było spokojniej.
W moim rozumieniu relacji spotykamy się poranieni i jedną z możliwości jest uzdrawianie zranień, które wszyscy nosimy. Po co osoba uzdrowiona miałaby wchodzić w relację z osobą jeszcze pracującą? Dynamika relacji działa tak, że dobieramy się na zasadzie poraniony/a+poraniona/y, uzdrowiony/a+uzdrowiona/y. Świadomość tego, że obydwie strony mają zranienia, miejsca bolesne, traumy miałaby w moim rozumieniu ułatwiać stawanie do tego a często (częściej?) utrudnia. Coraz więcej singli i singielek albo relacji krótkoterminowych.
W tym wszystkim zastanawiam się jak dużą rolę ma rana ojca u kobiet i jak wygląda praca nad nią. Wiem jak ważnym i trudnym kawałkiem w męskiej pracy jest uzdrowienie relacji z matką – nie każdy do tego staje. A u kobiet? Ile jest uświadomionego przeniesienia z ojca ma mężczyznę, kiedy kobieta pozwala sobie być we wszystkim co jest oczekując od mężczyzny pełnej akceptacji nie dając mu tego samego? To jest drażliwy i trudny temat z czego zdaję sobie sprawę, dlatego go podnoszę.
Wyobrażam sobie, że gdybym w relacji powiedział partnerce
„Rób swoją robotę to będę spokojny” to mógłbym się pakować i wcale bym się nie zdziwił. Gdzie w tym odpowiedzialność za mój kawałek zadbania o wewnętrzny spokój, o pracę z traumą/zranieniami i wszystkim, co we mnie? Irytować się przy drugiej osobie będę, mogę odczuwać strach, smutek – czy to powód, żeby się rozejść? Jeżeli tak, to gdzie w tym miłość?
Mówiąc o relacjach partnerskich, harmonijnych itp. nie możemy zapominać, że skoro ja jestem poraniony/a to druga strona pewnie też. Przerzucanie odpowiedzialności za swój stan nie zadziała – ani w jedną ani w drugą stronę, ktoś się w końcu zmęczy. Z tego miejsca uważam, że przekrzykiwanie się kto ma robotę robić ma a kto już nie musi nie ma sensu - sens ma jak każdy zajmie się sobą a na partnera/partnerkę spojrzy z miłością i zrozumieniem. Ja cierpię, Ty cierpisz - takim/taką Cę wybieram. Albo nie i darujmy sobie.
I tak, mężczyźni, róbmy swoją robotę. Nie mam za bardzo wpływu na kurczenie się dorosłej kobiety (bezpośrednio) za to mam wpływ na to, czy moja córka będzie się kurczyć jak będzie dorosła a tego nie chcę. Róbmy ją też po to, żebyśmy nie brali na siebie winy, kiedy ktoś próbuje ją nas przerzucić za swój stan. Róbmy ją również po to, abyśmy brali odpowiedzialność za swój kawałek, który wnosimy w relację.
Czy zakrzyknę tutaj aby robotę robiły i kobiety? Nie. Mężczyźni mówili kobietom co mają robić i jakie mają być od tysięcy lat. Każdy człowiek ma wybór czy i jak pracuje i ile prawdy w tym, co robi.
Tymoteusz
p.s. Jeżeli to, co robię, Cię wspiera lub widzisz w tym wartość, możesz mnie wesprzeć tutaj🙏🔥:
https://buycoffee.to/meskastronaemocji
p.s. 2 grafika - Pinterest